poniedziałek, 30 grudnia 2024

Od Judasa CD Havu — ,,Take me to church"

Poprzednie opowiadanie

— Wiem. Nie winię cię — odparł markotnie, pocierając dłoń o swoje ramię, jakby zrobiło mu się znowu zimno. — To chwilowe. Chcę się dowiedzieć, o co tu chodzi, a u siebie nie mogę go trzymać z oczywistych powodów.
Havu spojrzał na mężczyznę łagodniej. Prawdopodobnie emocje z niego w jakimś stopniu opadły. Odstawił na stolik kubek, który trzymał w rękach. Judas uznał, że ma pozwolenie, aby usiąść obok niego, choć gdy to zrobił, poczuł się jak wcześniej spięty, szczególnie że bez namysłu usiadł dosłownie dziesięć centymetrów dalej. Brakowało tylko, żeby usiadł mu na kolana. Może to by było mniej niezręczne.
— Boisz się, że cię o coś oskarżą?
— To też.
— Gdyby nie chodziło o Aidena, już byś dzwonił na policję.
— Prawda.
Mężczyzna aż, nie powstrzymując się, parsknął śmiechem i pokręcił głową. Blada, piegowata twarz od razu się rozjaśniła, a żołądek Judasa w niebezpieczny sposób zrobił gwałtowny wywrót wokół własnej osi, co anatomicznie jest zapewne niemożliwe, ale inaczej nie można było opisać, co poczuł w tamtej chwili. Odwrócił wzrok, zażenowany faktem, iż tak mała reakcja rudowłosego od razu wpływa i na jego nastrój. Tak, było mu zdecydowanie lepiej, gdy widział go takiego, a nie patrzącego na niego w tak krytyczny, niemal bezduszny sposób.
— Jesteś w kurwę przewidywalny.
— Widzisz, jak dobrze mnie znasz? — Uśmiechnął się na próbę.
Udaną próbę — uniósł delikatnie kąciki warg jako odwzajemnienie. Judas westchnąłby głośno z ulgi, gdyby był sam. Nie sądził, że to może być tak proste. W końcu przebywanie ciągle przy drugiej osobie przy nieustannym uczuciu niechęci do niej po czasie robi się męczące i sam Havu musiał w końcu zmienić swoje nastawienie, by się nie wykończyć.
— Trochę jest już późno. Głupio mi tak cię prosić o to, ale… on chyba nie powie mi już dziś nic więcej.
— No okej. Jasne. Przeżyję. — Pokiwał głową, ale było widać po nim, że nadal nie jest zadowolony i się denerwuje sytuacją, w którą został tak chamsko wtrącony.
Przez moment nie odzywali się do siebie. Po jakimś czasie Judas miał zamiar wstać, mając wrażenie, że tylko przeszkadza swoją obecnością, ale jak tylko się delikatnie ruszył, Havu odruchowo złapał go za ramię. Wyglądało na to, że wyczuł zakłopotanie Judasa wywołane tym gestem, bo równie szybko rozluźnił swój uchwyt i odwrócił wzrok zupełnie gdzie indziej.
— Możesz właściwie zostać, jeśli nie przeszkadza ci spanie na ziemi — powiedział kąśliwie. — Szczerze byłoby miło, bo nie chce być sam z jakimś obcym dzieckiem. Jest twoim problemem. Co, jeśli tak naprawdę to tajny morderca?
— Ale że mam spać z tobą w tym samym pokoju?
Ze wszystkiego, co mógł powiedzieć, spytał o najgłupsze, co mógł, ale te słowa jakby same wydostały się z jego ust. Havu jedynie rzucił mu zrezygnowany wzrok.
— Judas…

 
Skończył się tak, że rzeczywiście spał z nim w tym samym pokoju. Wyszło na to, iż Havu użyczył swój pokój Vincentowi, a sam zajął kanapę. Rzucił księdzowi na samą głowę pościel i koc. Nie zapowiadało się na to, aby którykolwiek z nich szybko zasnął. Rudowłosy był zbyt przejęty obecnością zupełnie obcej mu osoby w domu i zapewne samego Judasa, a Judas był przejęty wszystkim, czym mógł w tamtej chwili. Czyli wieloma rzeczami. Vincent ponownie zaburzył jego emocjonalną sferę, którą próbował przecież tak bardzo odbudować. Zamknął oczy i próbował się nie kręcić z jednego boku na drugi, by przypadkiem mu nie przeszkodzić, lecz mimo bezruchu, przemyślenia krążyły mu po głowie i nie opuszczały. W końcu położył się na plecach i kątem oka zerknął na leżącego praktycznie nad nim mężczyznę. Gdyby tylko o odrobinę wyciągnął rękę, mógłby go dotknąć, co było pokusą bardzo pociągającą, ale musiał zadowolić się nikłym widokiem (bo w przyciemnieniu) pokręconych włosów.
Z tym także nie było mu źle.
— Havu?
— Co? — spytał po chwili.
— Dzięki.
Parsknął.
— Nie ma sprawy — powiedział szeptem. — Jeszcze mi się odwdzięczysz za wszystko, co dla ciebie zrobiłem, idioto.
— Ta? Co takiego jeszcze dla mnie zrobiłeś, co?
— Właśnie taki jesteś, że nawet nic nie pamiętasz. — Z szurnięciem odwrócił się do niego i widać było, że chwilę się nad czymś zastanawiał. — Nie będę ci przypominać — odparł jednak.
Judas rzucił w niego niespodziewanie poduszką, uśmiechając się złośliwie i od razu zaśmiał się głośno, gdy Havu wyrzucił z siebie ,,ała”, pomimo że takie uderzenie nie miało prawa ani trochę zaboleć. Mężczyzna nie oddał rzeczy, odpowiadając mu skrzywionym grymasem.
— Lepiej znajdź jakieś rozwiązanie jutro, bo same problemy mi robisz. Już myślałem, że skończę słuchać o jakimś martwym księdzu, a ty… — przerwał nagle, patrząc w oczy mężczyzny. — Ehm. Nie to miałem na myśli.
Leżący na ziemi mężczyzna cicho wypuścił powietrze przez nos i przymknął powieki, wsłuchując się w równomierny, spokojny oddech Havu. Nieświadomie dopasował ruch swoich własnych płuc do tej kojącej melodii, ignorując tykanie zegara, informujące o coraz późniejszej godzinie. Ciepła, miękka kołdra przyjemnie otulała jego ciało i nawet sztuczne światło z ulicy przedzierające się przez niezamkniętą do końca roletę nie wyprowadzało go z równowagi, choć było to coś, co zawsze mu przeszkadzało.
Był chyba jedyną osobą, na której pomóc mógł liczyć. Jedyną, której mógł zaufać. I mu ufał, bo nikomu innemu by nie mówił tych wszystkich rzeczy o Aidenie i sobie samym. Mówienie o tym, jak się czuje, przychodziło mu z łatwością, której nie posiadał przy innych osobach — bo przy nich surowo się hamował i zastanawiał sto razy, zanim coś powie. Wiedział, że Havu go nie ocenia za te rzeczy. Jedynie wygarnia jego głupoty. Z uzasadnieniem.
— Zasnąłeś?
— Nie.
Pomimo że rudowłosy sam o to spytał, już się nie odezwał.
— Chciałeś coś?
— Chciałem zobaczyć, czy śpisz — prychnął, jakby chcąc podkreślić mu oczywistość tego faktu. Miał twarz wciąż skierowaną na Judasa.
— Wiesz, jak też nie możesz spać, to nie musimy.
— Co to ma być za propozycja?
— Praktycznie mówiąc, nocuję u ciebie. Chcesz to zmarnować?
Mężczyzna zignorował upierdliwą zaczepkę. Leżeli tak kolejne dziesięć minut, ostatecznie poddając się z próbą zaśnięcia.
— To w sumie trochę zabawne, że wiedziałeś o jego synu.
— On nie pierwszy, nie ostatni. — Podniósł się do siadu i oparł plecy o kanapę, na której leżał Havu. — Będzie ci przeszkadzać, jak wyjdę zapalić?
— Jest, kurwa, już prawie druga w nocy. Mrozi jak nie wiem co.
— Jak można się domyślić, jestem uzależniony. I nie mogę spać.
Rudowłosy przewrócił oczami i wstał z łóżka, strzepując swoją kołdrę na drugiego mężczyznę. Ruszył do korytarza, gdzie wziął z wieszaków kurtkę swoją oraz Judasa i bez słowa poszedł otworzyć drzwi od małego balkonu. Do środka od razu wdarł się zimny wiatr oraz zgiełk pogrążonego w śnie miasta, mimo pustych chodników i samochodów, które słychać było z bardzo daleka. Na niebie prawie nie było widać gwiazd, oprócz tych najbliższych.
Havu zabrał paczkę, która leżała na komodzie i wyjął z niej zapalniczkę. Spojrzał na Judasa wkładającego na siebie płaszcz i uśmiechnął się z żartobliwym wydźwiękiem, wyciągając do niego papierosa.
— Tak się składa, że ja też. 

 Geje machen 
 ──── 
[1107 słów: Judas otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz