wtorek, 7 maja 2024

Od Theodore'a CD Rodiona — ,,Bo do tanga trzeba dwojga"

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Theodore rozejrzał się dookoła, przyglądając się ludziom wokół niego. Nieco zmieszany podrapał się po karku, widząc, że goście niedaleko niego wyglądają na zamroczonych. Naprawdę powinien zacząć uczyć się panować nad swoją aurą, bo jeśli tak dalej pójdzie, nie porozmawia z nikim bez uśpienia go. To było irytujące. I to bardzo.
W dodatku wciąż nie wiedział, jaki stosunek ma do niego Rodion. Jak robaka z in probatio, czy może jednak wspólna misja postawi go nieco wyżej na podium? Fajnie byłoby mieć się do kogo zwrócić, podczas kiedy inne dzieciaki bawiło podstawianie mu nogi. Cieszył się, że umiał panować nad sobą, bo inaczej skończyłby w jeszcze gorszej sytuacji. Plusem było to, że nawet jego chwilowi oprawcy stawali się bardziej ospali pod wpływem jego obecności. Mógłby na tym zarabiać, na przykład reklamować swoje umiejętności jako uspokajające w świecie śmiertelników. Był pewien, że mnóstwo babć i innych naiwnych osób uwierzyłoby mu, gdyby po prostu je uśpił. A jakie byłyby z tego pieniądze! Do końca życia nie musiałby pracować. Taka wizja jednak wydawała mu się zbyt nudna na dłuższą metę. Poza tym nawet po krótkiej obecności w Obozie Jupiter nie wydawało mu się, żeby chciał wracać na stałe do życia wśród śmiertelników.
Rodion swoimi słowami wprowadzał go w skonsternowanie. Wyglądał, jakby go karcił, a potem mówił, że to przecież pochwała. Brunet zmarszczył brwi. Zawsze, kiedy myślał już, że rozumie ludzi, ci znowu go czymś zaskakiwali. Powoli uświadamiał sobie, że nikt nigdy nie będzie w stanie do końca pojąć człowieka.
– Dziwne tu macie zwyczaje – mruknął pod nosem, słysząc o emeryturze.
On? Na centuriona? Najpierw musiałby pozbyć się przydomku in probatio, a potem jeszcze przeżyć kolejne cztery lata w obozie jako legionista. To były zbyt dalekosiężne plany, żeby się nad nimi zastanawiać. W ciągu pięciu lat może zmienić swoją przyszłość co najmniej z dziesięć razy. Albo może zjeść go pierwszy lepszy potwór, a nad tym to raczej nie chciał się zastanawiać.
– Trzy lata na naukę to dużo, a przy takim tempie treningów chyba by mnie wywalili, gdybym się nie nauczył – powiedział, parskając śmiechem.
Cieszył się, że dzięki Lupie nie dołączył do obozu jako dzieciak, który nie potrafi utrzymać sztyletu w dłoni. Wtedy byłoby mu o wiele trudniej. Nadal jednak sporo odstawał od swoich kolegów, którzy ćwiczyli dłużej pod okiem dowódców. Pomimo wszystko był zdeterminowany i gotowy, żeby dążyć do zrównania z nimi poziomem. Szybko się uczył, a trening czyni mistrza. Nie był najbardziej charyzmatyczną osobą, jaką można spotkać, ale kiedy się postarał, charyzmy mu nie brakowało.
Skinął głową na propozycję Rodiona. Zarówno trening, jak i kolejny taniec brzmiały zachęcająco. Naprawdę nie spodziewał się, że z własnej woli będzie wchodził na parkiet, ale wyroki bogów wciąż go zaskakiwały.
Muzycy znali się na swoim fachu. Dźwięki muzyki, niby do siebie niepasujące, zlewały się w spójną całość. Odgarnął ciemne loki z czoła i błysnął zębami w uśmiechu, bujając się do melodii. Może nie miał wygórowanego słuchu muzycznego, ale kiwać się do muzyki potrafił każdy. Prawie każdy. Fauny-satyry popisywały się przed driadami, wykonując dziwne, skomplikowane ruchy taneczne. Theo dziwił się, że są w stanie to zrobić, posiadając kopyta zamiast stóp. Nikt jednak nie potrafił pobić zwiewności i gracji, z jaką tańczyły driady — chłopak mógłby patrzeć na nie cały dzień i noc, kiedy poruszały się z wrodzoną swobodą. Przez muzykę przebijały śmiechy i wykrzykiwane słowa piosenek.
Kiedy tancerzy z parkietu dopadło zmęczenie, większość osób zeszła na bok. Brunet z westchnieniem duszkiem wypił całą szklankę słodkiego ponczu, po którym niestety jedynie tylko bardziej chciało mu się pić.
– W naszym obozie też są takie imprezy? – zapytał, zerkając na Rodiona. Jakoś nie wydawało mu się, że legioniści Obozu Jupiter również potrafią bawić się w ten sposób. Chyba że ponownie zmyliły go pozory.
W milczeniu wypił jeszcze jedną szklankę napoju. Tym razem pomogło nieco bardziej.
– Życzę nam powodzenia – mruknął, wsuwając dłoń do kieszeni spodni. – Objedzeni i zmęczeni tańcem będziemy wracać do obozu przez labirynt. Genialnie – westchnął, ale nawet ta wizja nie potrafiła mu teraz zepsuć humoru. – Zostaje nam chyba mieć nadzieję, że żaden potwór nie wyczuje tych wszystkich ciastek, które zjedliśmy.
Uniósł kąciki ust w nieznacznym uśmiechu.

Rodion
──── 
[671 słów: Theodore otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz