sobota, 4 maja 2024

Od Havu CD Judasa — ,,Take me to church"

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

I nim się zorientował na stoliku pozostała pusta szklanka po kawie oraz on, z niedopitą, truskawkową herbatą. Nie wzruszyło go to szczególnie — ignorował zachowanie Judasa, nawet nie próbując sobie tego tłumaczyć. Ten ksiądz to była ważna osoba dla mężczyzny. Był dla niego prawie jak ojciec.
Nie chciał interesować się tą sprawą, ale coś sprawiało, że nie mógł przestać o tym myśleć. Skoro do czynienia miał z morderstwem, a na dodatek dusza zmarłego stwierdziła, iż Havu dobrze wie, kto to zrobił, to nie potrafił odpuścić. Był uparty. Był okropnie uparty.
Za młodu matka rudowłosego nie dawała sobie rady z tą upartością. Dziecko nie chciało jeść. Dziecko nie chciało iść do lekarza. Dziecko nie chciało przeprosić kolegi, którego zwyzywał za zabranie zabawkowego samochodziku.
Ta upartość została z nim do teraz i ta upartość w końcu go zgubi.

Siedząc przed otwartym laptopem, zastanawiał się, czy powinien wpisywać to imię i nazwisko w wyszukiwarkę. Czy powinien przeglądać profil zmarłej osoby, by dostrzec coś, co naprowadzi go na trop.
Białe światło raziło rudowłosego w oczy. Była późna godzina. Zegar wskazywał drugą trzydzieści.
Poddał się. Niczego nie wyszukiwał. Odczuwał jedynie kłucie w żołądku spowodowane albo głodem albo całą sytuacją, która ostatnio (parę godzin temu) miała miejsce.
Wpatrywał się nawet w telefon, myśląc, czy powinien napisać do Judasa. Zapytać, czy się czegoś dowiedział, czy nie zamierza nic robić w tym kierunku; ale było to na tyle głupie, że odłożył urządzenie pod poduszkę i poszedł spać.

Rzadko śniły mu się koszmary. Zdarzało się na to tyle rzadko, że tym razem czuł się, jakby umierał. Jakby najgorsze z możliwych potworów, które jesteście w stanie sobie wyobrazić, zaczęły wiercić sobie dziurę w jego bezwładnym ciele.
Jako dziecko lubił przechadzać się na cmentarze, szczególnie te stare i powojenne, by porównać sobie dawne czasy z teraźniejszymi. Interesowało go to, a to zainteresowanie nie wynikało jedynie z niecodziennego pochodzenia. Ojca nie zobaczył, gdy był dzieckiem. To zapracowany mężczyzna. Naprawdę bardzo zapracowany.
Dzieci są ciekawskie i dzieci są naiwne, co nie powinno nikogo zaskakiwać. Dzieci myślą, że zmarli idą do wyidealizowanego nieba i latają wśród chmurek, jako anioły; bo to właśnie słyszą młodzi na wychowaniu przez chrześcijańskich rodziców. Smarkacz Havu też myślał, iż wszyscy z takich starych, pięknych oraz zniszczonych cmentarzy trafiali do równie wyjątkowego miejsca.
A prawda była inna. Niewiele jest dusz na tyle czystych.

Stał na środku cmentarza, całkowicie boso i pozbawiony koszulki. Nagi mężczyzna, który najwidoczniej upadł na głowę lub wybudził się po mocnej imprezie. Zimne powietrze smagało jego przepoconą klatkę piersiową, a mokra od rosy trawa smagała po wychłodzonych kostka.
Dookoła panowała ciemność. Była późna noc, ale nie była to noc samotna. Widział ich. Pełno oczu. Pełno uśmiechów. Pełno kościstych, przeżartych przez robale rąk oraz nóg.
Nie mógł się ruszyć. Pozwalał się dotykać zmarłym, czując się jak zwierzę w zoologicznej klatce. Był zabawką. Czymś, co można bez końca ściskać, muskać i szczypać.
— Tak mi smutno tutaj… w tej ziemi — Mówiły chrapliwym głosem. — Smutno mi. Dołącz do nas.
I dłonie zaczęły ciągnąć rudowłosego w stronę wykopanej dziury. Dół nie był ani za mały ani za duży. Pasował idealnie do jego wzrostu.
— Dołącz do nas.
Zimne powietrze biło go po twarzy. Okładało i traktowało jak słabszego, którego można nękać, przedrzeźniać i kopać niczym worek kartofli.
— Pasujesz do nas. Do podziemi.
Ostatnie słowa, które usłyszał zanim kilkanaście par rąk wepchnęło go do dołu i w naprawdę szybkim tempie zaczęło zakopywać.
Zapanowała ciemność. Głębsza, niż ta którą był w stanie sobie wyobrazić; a pewnie podobną straszliwą czerń ujrzeć można w podziemiach. W świecie zmarłych.
— Tak się cieszę, że jesteś tu ze mną.
Odwrócił się. Patrzył prosto w przeżarte oczodoły. Z jednego wyszła larwa, która spadła mu na twarz. Zaczęła się wżerać w spoconą skórę.
— Mój drogi Havu.

Wrzaskiem obudził chyba cały budynek. Wydzierał się długo, głośno i tak przeraźliwie, jakby ktoś obdzierał go ze skóry.
Szczury popiskiwać zdenerwowane w klatce, z której próbowały się wydostać, by sprawdzić, co takiego wydarzyło się u ich ukochanego właściciela.
Havu przetarł dłonią spocone czoło i zaraz po tym zrzucił z siebie koszulkę. Mokrą od potu koszulkę.
Siedząc na skraju łóżka próbował się uspokoić. Wszystko jednak zniweczył cholerny dzwonek telefonu, który dodatkowo podniósł mu ciśnienie.
Wygrzebał urządzenie spod wygniecionej poduszki i nawet nie patrząc kto dzwoni, odebrał:
— Jestem zajęty.
Chciał się rozłączyć, ale głos po drugiej stronie był szybszy.
— To ważne.
Momentalnie przewrócił oczami słysząc Judasa. Nawet po przebudzeniu zdążył go zirytować.
— To się pospiesz, bo aktualnie jestem zajęty — burknął do mężczyzny, poprawiając nerwowo piżamowe spodenki w różowe serduszka.
— Mówiłeś, że z nim rozmawiałeś. Pomyślałem, że możemy spróbować znowu nawiązać… kontakt.
Z początku nawet nie zrozumiał, o czym duchowny do niego mówi.
— Chodzi ci o to, że mam znaleźć tę duszę i znowu z nią rozmawiać? — Oparł dłoń na spoconym czole. — Słuchaj, wiem, że jesteś w żałobie, jest ci przykro i tak dalej, ale może spróbuj opłakiwać to w inny sposób, co?
— Spotkajmy się o północy.
— Słuchasz mnie? Jak sobie nie radzisz, to zasięgnij pomocy psychologa. Nie ma opcji, że z tobą się gdzieś spotkam.
— Na tym samym cmentarzu, na którym odbył się pogrzeb. Jeszcze do ciebie napiszę.
— Czy ty mi rozkazujesz? Mówię do ciebie jasno. — Poruszył się nerwowo na łóżku, które zaskrzypiało pod ciężarem rudowłosego. — Nie, rozumiesz, nie spotykamy się na żadnym cmentarzu.
Usłyszał westchnięcie po drugiej stronie słuchawki.
— Jeśli mi z tym pomożesz, to zrobię dla ciebie wszystko. Naprawdę. To ważne dla mnie i jednak potrzebuję twojej pomocy, skoro… jesteś synem Plutona.
Zadrżała mu powieka. Uwierzył w takie kłamstwo? Judas musi być cholernie naiwną osobą.
— Niech ci będzie — mruknął, niezadowolony, że się na to zgodził. — Swoją drogą, dlaczego tak wcześnie do mnie wydzwaniasz?
— Jest piętnasta, Havu.
— No, tak, tak, wiedziałem. Nie dzwoń do mnie do północy. — Rozłączył się na tyle szybko, że Judas nie miał możliwości odpowiedzenia.
Pisk jednego ze szczurów obudził go z chwilowego zawieszenia. Jak to się stało, że spał do piętnastej? Zazwyczaj w dni wolne sypiał do dziesiątej, bo nie potrafił usiedzieć na dupie.
— Przecież zaraz was wypuszczę. — Spojrzał w stronę klatki z dwoma białymi zwierzątkami. Ich różowe noski przeciskały się pomiędzy kratami. — Dobrze, że wy mnie rozumiecie.

Judas?
────
[1004 słowa: Havu otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz