czwartek, 2 maja 2024

Od Yasmin — „Pakt z Mefistofelesem”

TW: duża różnica wieku, wykorzystywanie seksualne

Mała dziewczynka siedziała przed telewizorem w salonie, na puchatym szarym dywanie. Gdy na ekranie, księżniczka pocałowała się z księciem, wstała, podskakując.
– Wiedziałam! – obróciła się wokół z szerokim uśmiechem na twarzyczce, po czym podbiegła do ojca. – Tato?
– Taaaak? – ojciec wziął córkę na kolana, głaszcząc ją po prostych, czarnych długich włosach.
– Czy ja kiedyś też spotkam takiego księcia? Co również będzie mnie nosił na rękach? Całował w czoło na dobranoc, codziennie z rana dawał mi kwiaty? – zapytała, przewracając głową na bok.
– Tylko takiego biorę pod uwagę – mężczyzna ucałował córkę w czoło, na co ona zareagowała śmiechem.

***

Parę miesięcy wcześniej (jeszcze tej wiosny)

Szybkim krokiem weszłam na górę po schodach. Głośna muzyka dudniła mi w uszach. Usiadłam na leżaku, na samej górze wieżowca. Wyjęłam z torebki opakowanie papierosów i zapalniczkę. Chciałam zapomnieć o tym, co tu robię, ale nie mogłam. Podpisałam, że tak, będę tu pracować, nie wydam tajemnic bogaczy, a klientom, będę posłuszna i się nie przeciwstawię. Spark miał kurwa rację. Miał. Jedyne co mnie pocieszało to pieniądze, które o wiele szybciej i w większej ilości zaczęły wpływać na moje konto. Nawet po tym, jak oddałam trochę Fatimie na leczenie, trochę siostrom, odłożyłam na studia, a także rehabilitacja Copernicusa, a jeszcze było mnie stać, żebym mogła pójść na zakupy, zjeść moje ulubione jedzenie czy wydać na ukochane perfumy.
Ale z jakim kosztem?
Niby byłam dorosła. Jestem dojrzałą kobietą, bliżej mi do trzydziestych niż dziesiątych urodzin, ale popełniam błędy. Nie słucham innych i o tym wiem, jednak… to jest ode mnie silniejsze. Impuls, który dowodzi moim umysłem.
Poczułam, jak delikatne łezki spływają mi po policzku, najprawdopodobniej rozmazując makijaż. Upadłam na fotel, wpatrując się w nocne, pochmurne niebo. Nie było widać na niej żadnej gwiazdy, nawet tej najjaśniejszej.
– O, co tu robisz?
Od razu się zerwałam, słysząc donośny głos mężczyzny. Nie odpowiedziałam. Mój wzrok nadal był skupiony na chmurach.
– Yasmin, tak? – upewnił się, podchodząc jeszcze bliżej.
Śmierdział pieniędzmi, sam wyglądał jak jeden, wielki pieniądz. Cały outfit wart więcej niż ja, podobnie jak perfumy, którymi się psikał. Wyczuwałam je z daleka. Nutka pieprzu i lawendy.
– Nienawidzisz tego miejsca – odezwał się, przykucając naprzeciwko mnie. Wyglądał jak demon. Czysty Lucyfer. Jasne oczy, które wpatrywały się w moją duszę, a przynajmniej tak czułam. Czarne, lekko już siwe włosy zaczesane do tyłu. Opalona skóra, jakby całe wakacje spędzał na egzotycznej wyspie. – Przyznaj się.
Nie chciałam wpatrywać się w tego mężczyznę. Nie chciałam rozmawiać z nikim tutaj.
– Powiedz mi, dlaczego to robisz?
– Bo chcę iść na studia. Chce uratować moją macochę, chcę żyć jak normalna dwudziestoparolatka. Nigdzie nie mogłam znaleźć dobrej fuchy, gdzie zarabiałabym wystarczająco dobrze. Próbowałam przez parę lat, ale nie. Nie chcę tak dalej żyć. Widzę, jak mnie traktują inni. Chcę odmienić moje życie. Chcę uratować moją macochę, chcę zapewnić moim siostrom dobre życie, chcę…
– Już dość – przerwał. – Jest mi bardzo przykro, uwierz – położył dłonie na mojej szyi. Włoski na karku mi stanęły, sama nie wiedząc, czy to z dyskomfortu, czy zimna. – Wyglądasz na dobrą i inteligentną dziewczynę. Pomogę ci. Będziesz zarabiać jeszcze więcej, szybciej skończysz tutaj pracę.
– Jaka to będzie robota? – powiedziałam przez zęby.
– Nie chciałabyś… spędzić ze mną trochę czasu, więcej?... – odpowiedział, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. – Jak uzbierasz odpowiednią kwotę, skończysz tu pracę i zapomnisz o tym życiu.
– Co będę z tobą robić? – spojrzałam mu w oczy.
– Zobaczysz, ale nic wbrew twojej woli – na chwilkę się odsunął, wyjmując z kieszeni portfel. Dolary o wysokiej wartości wręcz wylatywały. – Chcesz? Chcesz odmienić swoje i twojej rodziny życie?
– Chcę – powiedziałam bez zastanowienia.
– To jak, zgadzasz się? Będziemy się widywać, będziesz mi towarzyszyć, a ja, ci się odwdzięczał pieniędzmi. Dużą ilością pieniędzy. Chcesz być dalej nazywana suką? Łatwą? Skrócę twoje cierpienia.
– Dlaczego chcesz to zrobić? Jestem dla ciebie nikim, dosłownie nikim. Ty jesteś Richard Bordon, jeden z najbardziej bogatych biznesmenów w Nowym Jorku, śpisz na pieniądzach, a tak poza tym… masz żonę, dzieci. Nie powinieneś tu być.
– Od samego początku przykułaś moją uwagę. Jesteś śliczna i taka… doskonała – słowa wypowiedziane z ust mężczyzny coraz bardziej wprowadzały mnie w bolączkę. – Jesteś dorosła, nie dzieckiem. To jak? Zgadzasz się, bym ci pomógł?
Nie wiedziałam. Richard miał rację. Od początku wpatrywał się we mnie. Wyczekiwał mnie i jak była okazja, wybierał mnie, ale ja go nie wybierałam. Obrzydzał mnie, sprawiał we mnie poczucie dyskomfortu.
Na uczelnię brakowało mi naprawdę niewiele, jeśli leczenie macochy pójdzie dobrze. Oczywiście, nigdy nie wyzdrowieje, ale dopóki ma siłę, walczymy, by przeżyła jak najwięcej. Nie zwiększę etatu w kawiarni, a także w barze. Nie dostanę podwyżki, a kolejne miejsce pracy? To już za dużo, nie dam rady fizycznie pracować w parunastu miejscach na raz.
– Dobra. Zgadzam się – wyznałam, biorąc ciężki wydech.

***

Teraz, lato

Czemu zawsze mam pecha do podejmowania decyzji?
Jeszcze inny klub dla bogaczy. Siedziałam u boku Richarda, którego lewa ręka leżała na moim udzie, trzymając je tak, jakby się obawiał mojej ucieczki.
Chociaż z chęcią bym to zrobiła.
Czerwone światło neonów sprawiało wrażenie, że przezroczyste szklanki drinków miały karmazynowy kolor. Jakiś kumpel Richarda nalewał sobie tak drogiego wina, wartego tyle, ile moja nerka, zresztą, on sam teraz brał do ust takiego papierosa, którego dym poleciał prosto w moją twarz. Odwróciłam głowę, chcąc sprawiać wrażenie, jakbym była tu totalnie przypadkiem.
Nie jestem.
– Co się dzieje, kotku? – zapytał, biorąc moją dłoń z uda na talię, przyciskając mnie do siebie.
„No ogólnie to macasz mnie przy jakiś swoich ziomeczkach, a gdy jeden z nich wyciągnął swoją łapę w moim kierunku, nie miałeś nic przeciwko, dmuchasz mi papierosem w twarz, a także podajesz alkohol, mimo iż nie mam ochotę na picie, więc w skrócie, wszystko, co tu się dzieje, jest źle”.
– Nic – odpowiedziałam, bardzo skracając swoje myśli.
– Potem pójdziemy do pokoju, pobędziemy chwilę sami, dobra? – wyszeptał mi do ucha. Dreszcz przeszedł całe moje ciało.
Potakiwałam.
– Ile zdążyłaś dodatkowo zarobić przez ten czas, kiedy się widujemy? – zerknął w stronę towarzyszy, jakby chciał się tym pochwalić.
– Z parę dobrych stów na pewno – wzruszyłam ramionami. – Jak tak dalej pójdzie, może już za rok uzbieram na studia, a także na leczenie matki.
– Ale z ciebie dobry człowiek Richard! – roześmiany, pod wpływem już nie tylko alkoholu kolega, poklepał go po plecach. Mnie złapał za ramię, które zaczął głaskać. – Zawsze również mogę się dołożyć.
Wszystko, co wcześniej jadłam i piłam, chciało automatycznie mi się zwrócić górą. Zasłoniłam dłonią twarz, patrząc w podłogę.
– Może już teraz chcesz iść, co?
Wiedziałam, że tam nie będzie lepiej, wręcz przeciwnie. Będzie, co on chce. Już miałam to przed oczami. Dłonie mi się trzęsły na samą myśl, dlatego położyłam je na udach, aby nikt nie zauważył.
– Podziękujesz mi za tą sukienkę – odezwał się, widząc moje zamieszanie. – O! I dostaniesz kolejne dolary. Pamiętasz? Studia, marzenia, szczęśliwa rodzina. Chcesz tego, prawda?
Niczego się nie nauczyłam przez te lata.

***

– Nie gadaj – dziewczyna Sparka siedziała na dywanie w moim pokoju, podczas gdy ja, wpatrywałam się w ścianę. – Wcześniej miałaś chłopaka, co groził ci śmiercią rodziny i ciebie. Potem była dziewczyna, która chodziła z tobą tylko dla kontrowersji i sławy. Następny był kolejny chłop, co chciał się pochwalić, że zaliczył, a teraz umawiasz się gdzieś w dziwnych miejscach z dziadem, który mógłby być twoim ojcem, gdyby od razu po uniwersytecie znalazł sobie żonę, tylko dla pieniędzy?
– Nie robię tego tylko dla pieniędzy. Chcę już iść na te studia, bo wkrótce to będę musiała iść na uniwersytet dla emerytów. Tata już nie pracuje za dużo, ma swoje lata. Przemęczę się i rzucę to wszystko w cholerę – usiadłam, opierając się o oparcie łóżka. Copernicus wskoczył na łóżko, kładąc mi się na kolanach, zwijając w kłębuszek. Położyłam dłoń na jego rozczochranym futrze. – On też potrzebuje leczenia.
– Yasmin, nie. Nie obchodzi mnie to, że pracując w tej kawiarni czy nawet już w tym barze za najniższą krajową. Nie poniżasz się. Nie…
– Ty mnie nie rozumiesz. A zresztą… – zatopiłam dłonie w czarnym futrze kota, nie mając siły na dalsze rozmowy. – Miłość nie istnieje. To, że ty masz Sparka to super. Ja miałam też, ale ją straciłam i nie przyjdzie. Muszę się z tym pogodzić.
– To nie znaczy, że masz być nadal trzymana przez kogoś na krótkiej smyczy, chociaż, sądząc po nim, nie zdziwię się, jeżeli to prawda – zerknęła na mnie z podejrzeniem, po czym kontynuowała. – Nie mogąc normalnie, jak każda inna młoda kobieta wyjść na miasto w piątek ze mną, bo musisz pojechać ze swoim, nawet nie wiem jak mam go nazwać, sponsorem?
Słowa Carmeline mi się rozmywały tak jak pole widzenia. Głowa opadła mi na poduszkę obok, zapadając w sen.

***

– Yasminko, wszystko dobrze? – głos ojca mnie obudził. Nie wiedziałam, która jest godzina, jednak było jedno pewne. Późna.
Zabrałam grzywkę z oczu, by lepiej go widzieć. Copernicus siedział obok, wpatrując we mnie swoje pomarańczowe ślepia we mnie.
– Ta, jestem zmęczona.
– Masz rozmazany makijaż. Musiałaś płakać. Co się dzieje kochanie? – złapał delikatnie moją dłoń, którą zaczął głaskać.
– Po prostu… ostatnio… mam takie myśli jak wtedy – powiedziałam od razu. Nie chciałam go okłamywać. Byłby w stanie siedzieć tutaj do samego rana, byle powiedzieć mu prawdę, a okłamać ja go nie potrafię.
Ciężko westchnął, nadal trzymając moją dłoń, zdejmując z niej bransoletkę.
– Z rana zadzwonię do pani Smiles, zapytać, kiedy ma termin, dobrze?
Zgodziłam się. Pani Smiles jest kochaną osobą, a tata nie umie rozmawiać ze mną na takie tematy, podobnie moja macocha.
– A pieniądze? – spytałam niewinnie.
– To nie jest ważne. Najważniejsze jest zdrowie mojej rodziny – ucałował mnie w czoło, przykrywając dokładniej kocem. – Śpij kochanie nadal. Copernicus zostanie z tobą, prawda?
Kot miauknął, kładąc się przy mnie. Na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
– Dziękuję ci tato, że jesteś, ale jeśli mogę szybko spytać… Myślisz, że moja mama, prawdziwa mama, Nemezis mnie kiedyś odwiedzi? Zapyta z własnej woli co u mnie, pogada, jak mama z córką?
Jedynie uśmiechnął się z tęsknotą w oczach.
– Kiedyś na pewno znowu cię odwiedzi. Mnie nie odwiedziła, ale może cię?
Pogłaskał mnie parę razy po włosach, po czym wstał, wyłączając światła, które zostawiła Carmeline, zostawiając jedynie lampkę przy łóżku.
– Śpij, moja księżniczko.


────
[1625 słów: Yasmin otrzymuje 16 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz