czwartek, 16 maja 2024

Od Yasmin CD Adama — ,,Bóg jednak istnieje"

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

– Zgadłeś – odpowiedziałam.
W pracy zawsze mówili, że nie mam charyzmy, a tu się okazuje, że mam i to jeszcze jaką. Nigdy nie bawiłam się z księdzem w zgadul zgadule, edycja mój boski stary.
Schowałam sztylet do torebki. Widziałam, jak odetchnął z ulgą, chociaż, nie jestem psychopatką, by zrobić jej krzywdę. Usiadłam naprzeciwko księdza po turecku, poprawiając spódniczkę.
– I jak już sobie wyznajemy prawdy, nie czekam na taxówkę, a na te katoblepony. Nie mam zamiaru umrzeć młodo przez jakieś stwory i…
– Czy możesz zostać na noc? – Adam nieśmiało spytało, uśmiechając się miło. – Mam dodatkowy koc jakby było ci zimno, piżamy niestety nie, ale… o! Mogę ci też oddać łóżko, ja zasnę na fotelu obok. Wiesz, wolę nie prowadzić w środku nocy, w dodatku, że dziś się gorzej czułem i…
– Zastanowię się – odpowiedziałam. – Może sprawdzę, jak daleko są od kościoła?
Przytaknęła, a ja ruszyłam.
Jeśli mam być szczera, nie chciałam spać w obcym miejscu, z obcym człowiekiem. Ilu już było takich wstępnie miłych, a potem, przez nich nie mogłam się pozbierać. Zerknęłam w kierunku Adama, które szło do swojej sypialni z kocem. Nastawiało się, że zostanę tutaj do rana. Zacisnęłam usta, otwierając drzwi wejściowe.
Przywitało mnie krówsko. Włochata, obrzydliwa krowa, patrząca prosto, w moją duszę. Od razu zamknęłam za sobą drzwi, gdy tylko otwierała japę.
– Co się tak wystraszyłaś, są niegroźne, wiesz, że podobno zwykli, ludzie widzą je jako bezpańskie psy? Trochę to smutne – powiedzieli, wynosząc do holu, gdzie stały dwa fotele, swoją pościel, kołdrę i poduszkę. – O właśnie, przyszykowałem ci miejsce do spania, znaczy, łóżko jak stało tak dalej stoi, jednak zabrałam swoje rzeczy i zastąpiłam świeżymi. Nie chcę, żebyś czuła się niekomfortowo, czy…
Faktycznie. Adam pozmieniało wszystko. Swoje zabrał, nowymi zastąpił. Nieśmiało usiadłam na środku łóżka, podskakując parę razy, aby sprawdzić, jak bardzo jest niewygodny materac.
– Jest może trochę stary, jednak da się spać – zapewniło. – Fotel też zabrałem, żebyś była sama...
Podrapał się po włosach, odwracając wzrok. Oczy nadal miała koloru różu.
A co jeśli cię wykorzysta? Jest miły tylko po to, aby siebie zaspokoić? Nie myślałaś o tym, prawda?
– A mogę klucz? – poprosiłam. – Wiesz… wolę… spać zamknięta. Nic ci nie ukradnę, obiecuję.
Adam rzucił mi klucz do pokoju. Wyszeptał dobranoc, zgasił światło na korytarzu, próbując ponownie odpłynąć w sen. Zamykając drzwi, rzuciłam wzrokiem jeszcze raz w kierunku księdza.

***

LATO

Nie minęło dużo czasu od pamiętnego spotkania w kościele, jakkolwiek to nie brzmi. Adam mnie nie skrzywdził, spał zgięty na starym fotelu, a ja na mięciutkim kocyku.
Patrzyłam przed siebie, na szybę kawiarni, czekając, aż ktoś wejdzie, oparta dłońmi o ladę.
– Hej, a ty w głowie masz nadal tego księdza? – Carmeline przybrała pozycję podobną do mojej. – Po pierwsze, minął dopiero tydzień, to nie dużo, może się jeszcze spotkacie, a po drugie, ty zawsze, jeśli nie miałaś z nikim bliższej relacji, nie rozmyślałaś o tej osobie aż tyle. Ja ci mówię, ona jest stworzona do ciebie.
– Nie – odpowiedziałam gorzko. – Jeszcze mi romansu z księdzem brakuje i to tym, co ma celibat. Podziękuje.
– A od kiedy niby zaczepiasz i otwierasz się przy nowo poznanych? – zachichotała, przybliżając się do mnie ciut bliżej. – Tylko przy mnie i Sparku taka jesteś. Dla innych taka jak teraz.
Bawiłam się swoimi włosami, oczekując w końcu na jakiegoś klienta, aby przestała gadać.
– Wiesz, jak moje wszystkie związki się kończyły. To nie jest dla mnie, miałam Dixie, ale co? Umarła. Kolejni coraz gorsi. Ja już nawet nie chcę – chciałam tu się położyć, choć, ku mojemu szczęściu, zaczęli pojawiać się ludzie.
Praca szła sprawnie tak jak zazwyczaj. Trzeba to Carmeline przyznać, może momentami jest upierdliwa, ale w pracy, pomaga nieźle.
– Tak, słucham? – Zerknęłam, z najmilszą miną (nie potrafię) na klienta, ale tej sytuacji nawet uśmiech nie pomoże. Barki mi się obniżyły, a żołądek rozbolał z nagłą siłą, taka, że miałam ochotę zwinąć się na podłodzę.
– Cześć Yasmin to.. e… no.. ja, Adam. – Czerwony na policzkach ksiądz nieśmiało uśmiechał się w moim kierunku. – Ja poproszę… poproszę…
Dłonie i głos się jej trzęsły, policzki przybrały jeszcze bardziej karmazynowego koloru, a oczy z fiołkowego fioletu, zmieniły się ponownie w róż.
– Tam za tobą jest kolejka, wiesz o tym? – poinformowałam biedaka, bo może nie wiedziało, że za nimi stali inni wygłodniali, bez śniadania, z potrzebą wypicia łyka kawy, aby wytrwać te dziewięć godzin w pracy lub szkole.
– WANILIOWE FRAPPE I PODWÓJNYMI CIASTECZKAMI I POLEWĄ KARMELOWĄ – wydusiła z siebie, rzucając na stół podaną kwotę. – Weź sobie resztę!
Poszła do swojego stolika, a ja do Carmeline.
– Słyszałam, nie musisz powtarzać – roześmiała się. – Jest naprawdę słodki, a w dodatku jak na ciebie patrzyła. Widać w tym tutaj coś więcej.
– Ty wszędzie widzisz miłość – burknęłam.
Odwróciłam się, przejmować kolejne zamówienia, gdy przyjaciółka mnie zaczepiła. Podała mi tacę z zamówieniem Adama.
– Leć, ty to jej daj. Ja się wszystkim zajmę spokojnie.
Wiedziałam, że robienie korków w takim miejscu to nic dobrego. Wzięłam tackę i ruszyłam, do małego stolika przy oknie. Podałam ją bez żadnego słowa, jednak wzrok Carmeline z daleka mi mówił, bym usiadła. Zrobiłam to.
– Dzięki za nocleg – zaczęłam. – Wiesz… ja… no, trafiłabym sama, ale wiesz jak to w życiu herosa – to akurat powiedziałam ciszej. – Miasta nocą nie są bezpieczne, choć piękne – skończyłam zdanie, ale po chwili zauważyłam coś. – Jesteś brudny – wzięłam chusteczkę, wycierając kącik ust Adama. Automatycznie się zaczerwienił, wytrzeszczając lawendowe oczy, których kolor zmieniał się ponownie w róż.
Podał mi jedno ciasteczko ze swojego frappę.
– Nie musisz mi dziękować, niewiasto – podziękował, przełykając nerwowo ślinę.

Adam
──── 
 [887 słów: Yasmin otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz