czwartek, 9 maja 2024

Od Adama CD Sony — „Podróż za jeden uśmiech”

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Bogowie wiedzą, czemu zgodził się na wycieczkę do stolicy razem z rodziną. Znaczy się, z Caroline, Daphne, Mary i Gregiem. Spodziewał się, że i tak nie zobaczą nic wartego uwagi, a skończy się na spaniu na poboczu, bo jego kuzyn zobaczył ładny staw i musiał sprawdzić, czy są ryby. A skoro znalazł ryby, to musi chociaż pięć wyłowić. Więc kończy się tak, że całą noc będą czekać, aż w końcu wyłowi tę ostatnią rybę i nareszcie będą mogli odjechać.
Już kiedyś się tak zdarzyło. Na szczęście, nie na wycieczce do Waszyngtonu, tylko do Miami, ale miał nadzieję, że nie będzie powtórki z rozrywki.
Swoją drogą, wiecie, że przejazd z jednej strony Stanów do drugiej zajmuje ponad czterdzieści godzin? Dlatego nie chciał prowadzić. Przynajmniej tyle, że dostosowali trasę, żeby między obydwoma miastami mieć co najmniej cztery przystanki. Różne w obie strony. Nie czyniło to tej podróży ani trochę przyjemniejszej. Jasne, może i mieli wygodne siedzenia i wystarczająco ubrań na cały rok (na wszelki wypadek), razem z puszkowanym jedzeniem, kilkoma zgrzewkami wody, a to wszystko w dużym samochodzie, któremu nie wystarczył duży bagażnik, bo przymocowana do niego była również przyczepa, jak i dodatkowy bagażnik, w którym nie mieściło się aż tyle rzeczy, na dachu.
Miał wrażenie, że jego babcia używała jakichś tajemnych technik, dzięki którym wszystko mieściło się dokładnie tam, gdzie zechcesz.
Minęło kilka dni. Mniej lub bardziej spokojnych. Odwiedzili kilka muzeów, mieli nadzieję na zobaczenie prezydenta, niektórzy zdążyli odwiedzić kilkanaście barów, za każdym razem komentując, jakie to okropne ceny mają w dzisiejszych czasach i bardziej opłaca się kurs, żeby samemu sobie zrobić drinka, kiedy tylko ma się ochotę. Dla Adama nic specjalnego, dla Caroline podobnie, ale reszta wydawała się zafascynowana Waszyngtońskim życiem, które wcale nie różniło się tak bardzo od Nowego Jorku.

***

Zaczęli wracać dość późnym wieczorem, gdzieś koło północy. Oczywiście, został zmuszony do prowadzenia samochodu. Uważał, że spośród jego, starszej pani (która zwykle zasypia o dwudziestej) i pijanej trójki, to on był największym niebezpieczeństwem dla otoczenia, ale przynajmniej prowadził legalnie. Poza tym wygonił każdego do tyłu, więc miał całkowitą kontrolę nad muzyką. Skoro ma nie spać przez jedenaście godzin, to przynajmniej na swoich warunkach. Pod ręką miał kilkanaście energetyków w puszce, a do tego termos pełen gorącej, czarnej kawy (bez mleka, bez cukru). Przeżyje to.
– Eeeej, Jezu, tam chyba stoi jakiś dzieciak. – usłyszał nagle z tyłu, przez co spojrzał przez lusterko na Grega, a potem na pobocze. Faktycznie, stało jakieś dziecko, które bardzo widocznie chciało złapać podwózkę.
– Podjadę. – westchnął, zatrzymując się obok osamotnionego dziecka i otwierając szybę. Niemal od razu usłyszał głos dziecka. Ściszył nieco radio. – Tak, jedziemy do Nowego Jorku, a c-
– Super! – zostało mu przerwane, kiedy nagle otworzyły się drzwi od strony pasażera, a już kilka sekund potem, obok księdza siedziało jakieś zielonowłose dziecko. – Jestem Sony. – dodało, zamykając okno i auto. Zapięło pasy, zerkając z oczekiwaniem na siwowłosego.
Jasne.
– Adam. – przedstawiła się, powoli ruszając samochodem, dając się przedstawić reszcie drużyny ciemnoskóremu. Po chwili włączyła radio i otworzył szyby, sprawiając, że przechodni dookoła mogą się rozkoszować hitem i muzycznym arcydziełem, Bad Romance, autorstwa jedynej i najwspanialszej Lady Gagi.
– Macie powerbank? Rozładował mi się telefon trochę temu. – spytali z uśmiechem na twarzy, który jeszcze bardziej się poszerzył, kiedy jedna z kobiet z tyłu podała jej w dłoń całkowicie naładowany powerbank, który wyglądał bardziej jak czarna, matowa i gładka cegła z jakimiś śmiesznymi otworami, do których powpinane były wszelkie kabelki, niż jak coś, czego używałoby się do ładowania telefonu. – Och! Dziękuję! – szybko podłączyło telefon, na którego ekranie od razu pojawiła się bateria z dużym napisem 0%.
– Dla twojej informacji… wiesz, że droga to ponad czterdzieści godzin? – wtrąciła się Daphne.
– Mhm! Nie przeszkadza mi to.
– Po drodze mamy kilka przystanków… to jest, cztery. – dodała. – Park Narodowy Yellowstone, potem Wibaux, Minneapolis, Detroit i dopiero potem Nowy Jork.
– Okej! Więcej miejsc do zwiedzenia!
– Rodzice się nie będą martwić...? – spytał Adam, ściszając lekko Bloody Mary, aby lepiej porozmawiać z Sonym.
– Nie!
Z kim to dziecko żyje. Może powinien zadzwonić po jakieś służby, że rodzice się w ogóle dzieckiem nie przejmują. Albo nie ma rodziców. Którekolwiek to jest, chyba nie jest to zbytnio bezpieczne dla dziecka, żeby włóczyło się same. Co więcej, jakie dziecko wchodzi do przypadkowego auta, które się zatrzyma? Okej, może i trójka starszych kobiet budzi zaufanie, razem z kierowcą, który wygląda, jakby urwał się z kreskówki dla dzieci. I był kobietą, ale to już mniej ważne.


Sony?
────
[723 słowa: Adam otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz