O czas wolny w Obozie Jupiter może i nie trzeba było walczyć, ale wciąż był przez wszystkich mocno pożądany. A Elianne zawsze starała się korzystać z tych chwil pełnymi garściami. Nie lubiła popadać w rutynę, co w tym miejscu było raczej oczekiwane; wstań, idź na zbiórkę, trening, wyznacz zadania, obiad, przećwicz manewry… Żmudny ciąg, do którego każdy musiał się jak najszybciej przyzwyczaić. I ona tak samo, jak wszyscy dostosowywała się do panujących zasad, choć uciekała od tego, kiedy tylko mogła.
Słońce prażyło swoimi promieniami obozowiczów, wysysając z ich wszystkich energię. Trening miał ich hartować, kiedy pot perlił się na czole, a broń ślizgała się w dłoniach. Rzymscy półbogowie w końcu powinni umieć walczyć we wszystkich okolicznościach. Nie sprawiało to jednak ich udręki ani trochę łatwiejszej.
Elianne najchętniej przez godzinę nie wychodziłaby po tym z łaźni, ale panujący na zewnątrz zaduch wygonił ją stamtąd wcześniej, niż zwykle. Wilgotne, jasne loki smętnie opadały jej na plecy, pusząc się w promieniach słońca. Nawet po delikatnym ich zmoczeniu musiała się męczyć przez resztę dnia. A wieczorem oczywiście znowu czekała ją przeprawa przez rząd czynności, które miały je utrzymać w znośnym stanie. Błędne koło skomplikowanego dbania o włosy.
Przeszła się wzdłuż jednego z baraków, niemal uciekając z centralnej części obozu. Najchętniej poodychałaby mniej parnym powietrzem, ale na razie chyba nie miała na co liczyć. Najlepiej by było, gdyby popadał deszcz. Pogody jednak kontrolować nie mogła. Z westchnieniem usiadła na zmaltretowanej skwarem trawie, przymykając oczy. Za chwilę musiała wracać, więc starała się odpocząć na tyle, na ile mogła.
Kiedy już nawdychała się wystarczającej ilości suchego powietrza, z westchnieniem podniosła się, otrzepała spodnie i zebrała się do powrotu. Pięć minut siedzenia na trawie? Genialna rozrywka.
⎯ Eli? Gdzie byłaś?
Cherry złapała ją zaraz po tym, jak wyszła zza baraku. Elianne dobrze dogadywała się z drugim centurionem czwartej kohorty; uważała starszą koleżankę za dobrego kompana do rozmowy.
Nastolatka machnęła niedbale ręką w stronę baraków.
⎯ Tam. Tutaj chwilami nie da się wytrzymać w tym zaduchu, ale nigdzie nie jest lepiej. Kocham lato, ale ta temperatura mnie wykończy ⎯ powiedziała z grymasem, zbierając wciąż wilgotne włosy w luźny kucyk na dole głowy. ⎯ Poważnie. Jeszcze trochę i zacznę się topić jak lody.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.
⎯ Tak jak my wszyscy. Ale trzeba to przetrwać, prawda? Chodź, jest jeszcze trochę roboty. ⎯ Cherry skinęła głową, a potem poszła przodem.
Elianne ruszyła za nią, nieco bardziej dziarsko, niż wcześniej. Od odrobiny ciepła przecież nie umrze, prawda? A jednak już czuła, że będzie jej się łuszczyć skóra na nosie. Znowu zapomniała użyć rano kremu z filtrem, czego zapewne pożałuje w najbliższej przyszłości.
Przed obiadem zdążyła zajrzeć do zbrojowni, zrobić rundkę po obozie i zamienić kilka słów z niektórymi obozowiczami. Znowu skarżyła się na upał, tym razem Bee. Rozmowa przeciągnęła się aż do obiadu, do którego dziewczyna zasiadła z uśmiechem na ustach. Roześmiana, zajadała pyszności przynoszone przez nimfy. Deser był wyborny — Elianne uwielbiała wszelkie cynamonowe wyroby, a ciastka były zdecydowanie jej ulubionymi.
Może i funkcjonowanie w Obozie Jupiter bywało czasami męczące, ale nigdy by tego nie wymieniła na zwyczajne, nudne życie niewiedzącego śmiertelnika.
────
[511 słów: Elianne otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz