WIOSNA
Theodore wiedział, że nigdy nie będzie w stanie do końca zrozumieć innych ludzi. Prawdopodobnie było to niemożliwe. Zresztą, pewnie w pełni nie rozumiał nawet siebie. Uważał jednak, że w jakimś stopniu wie, jak działają znane mu osoby.
Dlatego teraz był tak skrajnie zdezorientowany. Mógłby strzelać oczami na boki jak zdziwiona kura, ale zamiast tego wpatrywał się w Kala. Ani trochę nie rozumiał tego chłopaka. Przyczepił się do niego o głupi uśmiech, a nawet po wyjaśnieniach wciąż żywił jakąś niewyjaśnioną urazę. Tak naprawdę Theo nie wiedział, czy ma być zły, czy ma płakać.
Nigdy nie był dyplomatą, więc utrzymywanie spokoju w głosie i na twarzy sporo go kosztowało. W jego głowie krzyczał głos, który kazał bronić mu się krzykiem i zwyczajnie ofensywą. Wszystko inne za to utwierdzało go w tym, że to okropny pomysł i zdecydowanie nie powinien tego robić. Chyba że chciał napytać sobie biedy. A na tym mu oczywiście nie zależało. Nie chciał wylądować z głową w toalecie albo nawet sprzątając stajnie, jeśli podpadłby komuś wyżej postawionemu. Wyjątkowo nieprzyjemna wizja sprawiła, że lekko się wzdrygnął.
Wciągnął powietrze nosem i nerwowo przeczesał dłonią ciemne włosy. Musiał zachować spokój. Nic więcej. Po prostu nie dać ponieść się emocjom.
Pomimo swoich usilnych starań, niemal puściły mu nerwy, kiedy chłopak pożegnał się z przytupem. Do jasnej cholery, czy jego obecność aż tak działała ludziom na nerwy? Zwykle raczej stawali się ospali w jego otoczeniu, zamiast się złościć i prychać. Przyzwyczaił się do tego, że działa na innych zupełnie inaczej.
— Jak sobie chcesz — burknął pod nosem, patrząc na plecy odchodzącego Kala.
Chciał się obrażać, rzucać nieuzasadnionymi, nieprzyjemnymi hasłami, a potem odchodzić? Proszę bardzo. Łaski bez. Może sobie robić, co chce, przecież jest u siebie. I nawet jeśli Theodore teoretycznie również był u siebie, to wolał ustąpić.
Wziął kolejny głęboki oddech i wytarł dłonie o spodnie. Nawet nie zauważył, kiedy się spociły. Nerwy robiły swoje. Przez tę całą aferę zapomniał, z jakiej racji tak właściwie się tu znalazł. No tak. W miejscu, w którym jeszcze jakiś czas temu siedział, została mała szmatka do polerowania i jego sztylet. Teraz najchętniej wbiłby go w ziemię, zamiast czyścić ostrze, ale potem znowu czekałaby go robota.
Z frustracją zabrał to wszystko ze sobą i odszedł w przeciwnym kierunku do tego, gdzie udał się Kal. Nie miał ochoty na kolejną konfrontację.
Może spotka jeszcze kogoś, z kim będzie się lepiej dogadywał.
────
[391 słów: Theodore otrzymuje 3 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz