piątek, 2 grudnia 2022

Od Milio CD Kanmi — „Dear Milio Hansen”

Poprzednie opowiadanie

LATO

Pierwszą zasadą półboskiego przetrwania było to, że półbogowie spali niespokojnie. Milio nie do końca wiedział, czy to dlatego, że wszyscy mają ADHD, czy przez to, że w ich snach totalnie przypadkowo pojawiają się bogowie oferujący im jednoznaczny utarg: ty zrobisz co ja ci każę, a w zamian cię nie oszczędzę. Był pewien, że przynajmniej raz w życiu powiedział mu to Dionizos. Był też pewien, że odpowiedział mu „pierdol się”, pokazał środkowy palec i nieskutecznie próbował wyjść z własnego snu, podczas gdy Dionizos z kamienną twarzą gapił się na niego, jak kopie powietrze. No i był też pewien, że cały plan Dionizosa sczezł, bo jeszcze chodził po tym świecie i żył (albo po prostu Dionizos serio zdecydował się go oszczędzić. Albo, jeszcze lepiej — zapomniał. Nikt nie wmówi Milio, że tysiąclecia alkoholizmu wcale się na nim nie odbiły, skoro on nie skończył nawet osiemnastu i już miał zaniki pamięci jak zawodowy ćpun).
Obudził się może dziesięć minut później. Pociąg nadal turkotał po torze, a Kanmi w najlepsze czytała bliżej niezidentyfikowaną książkę o drobnym druku, której Milio nie przeczytałby nawet mając do dyspozycji wieczność i wspierających go kibiców. Poczuł senny smak w ustach, podniósł więc głowę o kilka centymetrów od ramienia Kanmi, przetarł ręką ramię jej koszulki, żeby zetrzeć z niej ślad po ślinie i oparł się z powrotem.
Cisza. Kanmi bardzo nerwowo i nienaturalnie przewróciła stronę, a chwilę potem znowu się do niej cofnęła, prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że w pewnym momencie przestała się skupiać na tekście.
— Sikać mi się chce — wymruczał w jej ramię.
— Nie dotkniesz mnie do końca tej wycieczki, jeśli pójdziesz się wysikać do toalety w pociągu — mruknęła.
— Uuu, boisz się bakterii? Właśnie porządnie cię obśliniłem.
— Kto normalny sika w toalecie w pociągu, Milio? — rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
— Ja — powiedział, równie wyzywająco wstając.
Wycieczka do pociągowej toalety przebiegła mniej więcej tak: do najbliższej dłużyła się spora kolejka, w następnej zepsuł się zamek i Milio musiał w sumie przejść trzy przedziały, żeby w ogóle dostać się do kibla. Posiadanie penisa sporo zniwelowało przenoszenie bakterii, a — nietypowe dla cis mężczyzn — mycie rąk sprawiło, że zapach bananowego mydła odciągał od Milio bakterie w promieniu kilometra.
Wrócił na swoje miejsce sporo stron Dumy i uprzedzenia później. Kanmi odsunęła się w okno na tyle, ile mogła.
Przysunął się.
Postawiła między nimi książkę.
Złapał ją za kolano, śmiejąc się sarkastycznie.
— Ha, berek.
Wyprostowała się tak gwałtownie, że Milio momentalnie cofnął rękę. Dopiero kiedy powtórzyła trzy razy: „dobra, dobra, dobra” i z wytrzeszczonymi oczami przyłożyła okładkę książki do ust, zdał sobie sprawę, że może trochę przesadził i wcisnął się głębiej w fotel, odwracając głowę.
Niezręczna cisza zdążyła zapaść jedynie na kilka sekund. Później przez głośniki rozległ się bliżej niezidentyfikowany głos, który ponoć miał wypowiedzieć nazwę następnej stacji. W rzeczywistości dla Milio głos ten brzmiał bardziej jak wybekanie całego alfabetu w ciągu pięciu sekund. Wlepił więc wzrok w tablicę, ale literki na tablicy cyfrowej rozsypały się jak marzenia Żabora o zostaniu astronautą w momencie, kiedy został alkoholikiem. Westchnął i odwrócił się do piszącej coś na laptopie studentki siedzenie dalej.
— Przepraszam, która teraz stacja? Mam słaby wzrok i nie umiem przeczytać.
Jestem herosem i moja dysleksja nie pozwala mi napisać zdania bez trzydziestu literówek, więc udaję, że to specjalny keysmash, poprawił się w myślach.
Uśmiechnął się półgębkiem, a dziewczyna, oderwana od pracy, odwzajemniła uśmiech szerzej, niż Milio w ogóle oczekiwał. Miała tak cholernie białe zęby, że potrafiłby zobaczyć w nich całą swoją świetlaną przyszłość. Odgarnęła kosmyk blond włosów jak bohaterka wattpada i równie romantycznie rzuciła wzrokiem na tablicę pociągu.
— Zaraz będzie stacja Wyandanch — powiedziała.
Nawet nie podziękował. Z dziwnym wyrzutem energii szturchnął Kanmi w ramię, niemal krzycząc:
— Widzisz, to nasza stacja!
Kanmi zamrugała, wciskając palce między strony książki i zamykając ją na nich.
— Milio, wysiadamy w Central Parku.
— Jestem prawie pewien, że ten punkt pocztowy, o którym mówiłaś, jest w Wyandanch.
— Wcale nie.
— Wcale tak.
— Wcale nie.
Jęknął z irytacją.
— To ja wyjdę na Wyandanch, ty w Central Parku i zobaczymy, kto ma rację.
— I co będziesz robił w Wyandanch, skoro mamy wysiąść w Central Parku?
— A ty co będziesz robiła w Central Parku, skoro mamy wysiąść w Wyandanch?
— Różnica polega na tym, że jeśli wysiądziemy na złej stacji, to zgubimy się razem. Przynajmniej nie będzie nudno. A jeśli na dobrej, czyli w Central Parku, to odbierzemy paczkę.
Pociąg zaskrzypiał przeraźliwie, zatrzymując się bardziej dramatycznie, niżeli stojący bez trzymania Milio by tego chciał.
Stacja Wyandanch, rozległo się przez głośniki, jakby złośliwie: bardzo zrozumiale.
Zanim Milio zdążył choćby wyściubić nogę poza przedział, Kanmi chwyciła go za pomarańczową koszulkę Obozu Herosów i z całym impetem swojej dziewczęcej siły umiejscowiła z powrotem na siedzeniu. Impetem siły całkiem niezłej użytkowniczki swojego rzymskiego sztyletu. Heroski, w dodatku. Wyjątkowo boleśnie wbiła mu łokieć w żebra, który skutecznie odebrał mu oddech i umiejscowił w miejscu.
Siedział. Pięć minut, wielce nadąsany, co jakiś czas potrząsając nogą, ręką lub bębniąc palcami o coś w pobliżu na tyle, ile pozwalało mu jego ADHD. A potem Kanmi włożyła mu do ucha jedną słuchawkę z kawałkiem z „Dear Evan Hansen” i Milio udawał, że wcale przed chwilą nie planowała zamachu na jego życie.
Całe trzy i pół piosenki później (Milio jęknął, kiedy Kanmi zastopowała jego ulubione „For Forever” i wyjęła mu słuchawkę z ucha), głos z pociągu obwieścił stację Central Park. Kanmi pociągnęła nadal wielce nadąsanego chłopaka przez przedział, ciągnąc go przy wyjściu, podczas gdy on paranoicznie delikatnie stawiał kroki, żeby nie wpaść na tory. Cholernie pociągi. Był herosem, pokonał kiedyś grupkę Ker podczas misji, sikał w pociągu jak młody półbóg i absolutnie wymiękał, jeśli chodziło o przekraczanie żółtej linii na peronie.
— Kiedy powrotny? — zapytał, kiedy wychodzili z peronu.
Kanmi przezornie zerknęła na krokodylowy zegarek.
— O 19:00 — westchnęła. — Mamy jeszcze sporo czasu.
— Świetnie. Ciekawe co będziemy robić przez tyle czasu w Nowym Jorku.
— Pójdziemy na nogach do Wyandanch, skoro tak zarzekasz się, że źle wysiedliśmy. — Pacnęła go w ramię.
— Prowadź do punktu pocztowego zatem, księżniczko — westchnął, dramatycznie rozkładając przed Kanmi dłonie. — A potem pójdziemy na budki z jedzeniem. Mam całe pięć dolarów. I wcale nie wyciągnąłem ich z kieszeni spodni Żabora podczas robienia prania.


Kanmi? :] missed u
◇──◆──◇──◆
[1005 słów: Milio otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz