środa, 14 grudnia 2022

Od Khai do Wandy — „Fretkomania”

Nadchodzący dzień z pewnością nie miał należeć do tych dobrych. Zdarzały się właśnie takie, kiedy to jej dwóm nadpobudliwym fretkom wyrastały istne rogi i nijak nie dało się zatrzymać tych szatańskich kulek futra. Jakby doskonale wiedziały, w jaki sposób zrobić na złość swojej właścicielce, która przecież zawsze chciała dla nich jak najlepiej. One odwdzięczały się po swojemu, pojęcie życzliwości zdawało się im obce. W końcu to były przecież tylko zwierzaki.
A jednak potrafiły dać w kość. Najpierw Khai obudziła się z kłakami w ustach i naprawdę wolała nie wiedzieć, jakim cudem się tam znalazły, ani z której części ciała pochodziły. Siedziały jeszcze w klatce, jak to było w ogóle możliwe? Białowłosa podniosła się do siadu, plując futrem i marszcząc z niezadowoleniem brwi. Popatrzyła nienawistnym wzrokiem w stronę swoich pupili, które już biegały jak szalone po całej powierzchni ich lokum. Dobra, mimo wszystko wdzięczna była, że nie obudziły jej wcześniej, tak hałasując. Na to się chyba już uodporniła.
Czym prędzej wstała, aby uchylić ze skrzypnięciem ich drzwiczki, co brzmiało niczym wesołe zawołanie „wolność!”. Uznała, że nie wytrzymają w zamknięciu do popołudnia, kiedy to zwykle był czas na ich zabawę, musiała już teraz pozbyć się choć części ich energii.
Prędko tego pożałowała, bo ledwie zdążyła się przekręcić, a już wdepnęła w siki jednej z nich. Zakładała, że Nemo.
— Dosłownie macie klatkę zaraz obok — jęknęła, zrezygnowana.
Dobrze, że nikt tego nie widział. Nie zastanawiała się, gdzie się podziało jej półboskie rodzeństwo, ale dla niej tak było zdecydowanie lepiej. Wdech, wydech. Czym prędzej wytarła przemiły prezent i poszła szukać czystych skarpet. Ku jej niezadowoleniu (znowu), nie mogła znaleźć żadnych ładnych. Zostały same te jedno, góra dwukolorowe, a ich nie znosiła, bo były dla niej zwyczajnie za nudne. Do pełni szczęścia potrzebowała jakichś wesołych wzorków, truskawek, czy innych bananowych piesków. Odpowiadając na pytania, tak, posiadała parę skarpetek w bananowe pieski. Westchnęła, ostatecznie zakładając jakieś niebieskie.
Zorientowała się, że straciła już sporo czasu. Zaczęła się spieszyć, bo bała się, że spóźni się na śniadanie. Z domku numer trzy wychodziła zaledwie siedem minut później, przyjmując ekspresowe tempo. Szkoda tylko, że zapomniała o jednym.
— Fretki! — gdy się zorientowała, było już pozamiatane.
Dwa długie ciałka przemknęły się między jej nogami, radośnie wybiegając w podskokach przed siebie. Dziewczyna, w osłupieniu, mogła tylko patrzeć, jak znikają jej z pola widzenia, niezdolna do wykonania ruchu. Otrząsnęła się dopiero po jakiejś chwili.
— Zafajdane gryzonie — jeśli przezywała je od gryzoni, to naprawdę było już źle.
Pomógłby ktoś? Ktoś był w pobliżu, widział je? Ktokolwiek? Nie? Świetnie. Jednak niedobrze było burzyć rutynę. Następnym razem nie wypuści tych diabłów od rana.
Rozpoczęły się mozolne poszukiwania. Który to już był raz, kiedy jej uciekały? Przestała liczyć. Przynajmniej tyle dobrego, że za każdym razem się znajdowały. Biedna Rokke łaziła po całym obozie, zaglądała w zakamarki, które wydawały jej się atrakcyjnie dla fretek, pytała o nie przechodzących dzieciaków, ale to wszystko było na nic. Powoli do jej emocji wkradał się stres, traciła cierpliwość.
Nagle, kątem oka, dostrzegła Dory w rękach jakiejś klęczącej dziewczyny. Nie skupiła się na jej twarzy, tylko na zwierzątku. Poczuła się, jakby bogowie w końcu się nad nią zlitowali, pozwoliła sobie nawet na małe uczucie ulgi, choć sukces był połowiczny. Aż serce jej skoczyło. Natychmiast podbiegła, wręcz padając przed półboginią na kolana.
— Błagam, powiedz, że widziałaś też drugą.
Zrobiła minę zbitego szczeniaczka.
Wanda?
◇──◆──◇──◆
[546 słów: Khai otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz