czwartek, 15 grudnia 2022

Od Wandy do Colina "Grzybobranie? Grobowanie!"

Był dzień niby taki jak zazwyczaj. Wiosenny poranek. Ptaszki ćwierkały, słoneczko świeciło, było czuć piękny zapach lasu i czego więcej chcieć? Aż się chce wychodzić na dwór i spacerować. Tym razem chyba jednak było lepiej zostać w domku. Czemu? Wanda za nic w świecie nie chciała o tym pamiętać. Już starczyły jej koszmary, które to odwiedzały ją każdej nocy, przez które woli przeleżeć, wpatrując się w sufit, lub grzebiąc w swoich szafkach, doszukując się rzeczy, które wywołują u niej dobre wspomnienia, ale mimo tego wszystkiego, okrutna i krwawa śmierć jej przyrodniego brata utknęła w pamięci młodej Polki.
Pamiętała ten dzień. Ona, wraz ze swoim przyrodnim braciszkiem, siedzieli na jednym z rozwalonych łóżek w domku piątym, patrząc przez okno. Rozmawiali ze sobą.
Aż nagle on wypowiedział to zdanie:
– Idę się przejść, jakby Collin się o mnie pytał, powiedz, że za niedługo wrócę.
Oczywiste jest to, że Wanda się niczego nie spodziewała. Skąd miała wiedzieć, jak to się skończy? Na tę informację jedynie przytaknęła.
– Może pójdę z tobą się przejść, co ty na to? – zaproponowała dziewczyna.
– Raczej wolałbym sam, ale dzięki za propozycje, kiedy indziej – odpowiedział chłopak, wychodząc z domku. Gdy przekraczał próg, uśmiechnął się delikatnie do Wandy. Trudno nie było się powstrzymać od uśmiechu, widząc uroczą minę Polki, którą to miała prawie zawsze.
Już nie pamiętała, ile godzin minęło od wyjścia Damiena. Na pewno podejrzanie za długo, ponieważ opuścił domek 5, gdzieś tak z rana, a od tej porannej godziny, sporo czasu minęło. Doszły ją słuchy, że nie tylko ona się martwi o niego. Inni obozowicze podobnie.
Kilka osób wyruszyło na poszukiwania zaginionych herosów, w tym Wanda. Nawet w takiej chwili, starała się myśleć, chociaż odrobinę pozytywniej. Może jeszcze nie wrócili? Może zgubili drogę, ale ona ich odnajdzie o zostanie bohaterką? Może są gdzieś ranni, ale żyją? Nieważne, czy są w jaskini, czy chuj wie gdzie. Najważniejsze by obaj przeżyli.
Gdy razem, ze swoją ‘’ratowniczą grupką’’, weszli do ów jaskini, zauważyli syna Aresa i nowego. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że młodszy obozowicz, który niedawno co tu trafił, był dość poważnie ranny. Wszyscy oczywiście zajęli się nim, bo wiadomo, potrzebował pomocy.
I wtedy Polka zaproponowała coś, czego proponować nie powinna.
– Chodź Damien. My wrócimy, a oni się nim zajmą.
Chłopak na nieszczęście się zgodził. Wymknęli się, idąc w stronę wyjścia, aż nagle usłyszeli, jak nad nimi coś się trzęsie. To były dość sporego rozmiaru głazy, dlatego też przyspieszyli do biegu, jednak nie wiedzieli, że to jeszcze bardziej zwiększy ryzyko niebezpieczeństwa.
Będąc już lada chwila na powierzchni, biegła ile sił w nogach, nie patrząc z tyłu na Damiena, jednak niespodziewanie usłyszała coś strasznego. Spadanie głazów i krzyk. Krzyk pełen bólu. Zatrzymała się. Serce biło jej szybko, puls rósł, a dłonie się trzęsły. Bała się spojrzeć za siebie, jednak zrobiła to. Ujrzała przygniecionego brata, przez jakby jeszcze na przekór, wyjątkowo olbrzymie głazy
Podeszła do niego. Przykucnęła przy zmiażdżonym ciele chłopaka, obejmując jego głowę (która nie została uszkodzona przez głazy). Nie mogła powstrzymać się od płaczu. Łzy napłynęły do jej zielonych oczu. Gdy pozostali obozowicze odnaleźli ją i nieżywego herosa, próbowali jako tako uspokoić Polkę, ale na nic. Może jej ojczym miał rację, nazywając ją morderczynią? Wcześniej przez nią zginęła Irminka, teraz on. Kto będzie kolejny?
Wanda nie chciała dłużej na to patrzeć. Bez żadnego słowa, pobiegła do swojego domku. Położyła się na łóżku, przykryła się kołdrą i zaczęła płakać, szlochać. Oczywiście nie wiadomo co by było, gdyby zostali tam dłużej. Może te głazy, tak czy siak, by ich dopadły? Wtedy ona również by została zabita. Leżałaby teraz także zmiażdżona przez duże kamienie. To wyobrażenie przerażało ją jeszcze bardziej niż widok zmarłego Damiena.

***

Aktualnie zielonooka siedziała przy nagrobku swego brata. Był to średniej wielkości kamień, postawiony wokół leśnych drzew, a na nim pisał wierszyk napisany przez jego ukochanego:

Oglądawszy twarze przechodzących nadzieję miałem na coś, co przywróci Mi cząstkę Ciebie.
Moje serce będzie zawsze bolało za tobą a moje myśli będą twoją historią,
Bo gdy Cię nie ma dopiero nas doceniam.
W sposób niezrozumiały gwiazdy podniebne straciły swój blask, ponieważ
kiedy wołam do nich twe imię
Nie zastaję odpowiedzi.

Czytając to, wzruszyła się, jak zawsze. Poprawiła naszyjnik z serduszkiem, który zostawiła na jego nagrobku.
–Cieszę się, że spotkałeś kogoś, komu mogłeś zaufać. Kto po twojej śmierci cię docenił. Kogoś, kto kochał cię swoim całym sercem – powiedziała, jedną dłonią wycierając łzy, a drugą kładąc czerwony kwiatuszek na kamień. Jej uśmiech był spokojny, inny niż ma zazwyczaj. Oczy też. Nie było w nich widać entuzjazmu. Zamiast tego, tak jakby chciała powiedzieć "może umarłeś młodo, ale miałeś dla kogo żyć".
Nagle usłyszała czyjeś kroki. Wiedziała czyje. Collina. Tylko on i ona wiedzieli o tym miejscu, więc nie spodziewała się nikogo innego. Chłopak bez słowa usiadł koło niej. W oczach pojawiły się łzy. Wanda podała mu chusteczkę, którą miała przy sobie, przytulając się do niego przy okazji. Nie wiedziała, jak zareaguje na to syn Posejdona. Miała to gdzieś. Chciała mu pokazać, że go wspiera. W końcu był on ważny dla nich obu.
–Damien jest w naszych sercach i będzie tam na zawsze.


Colin?
◇──◆──◇──◆
[853 słowa: Wanda otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz