Delikatny, wiosenny wiaterek muskał fale wody i ostrożnie szeleścił piaskiem, na którym wolno przemieszczał się wózek. Jego koła pobłyskiwały w słońcu, próbując nie utknąć na środku plaży i, wbrew wysiłkom, zapadając się coraz głębiej. Irène zapalczywie brnęła w masie, oczami wypatrując ukrytego przedmiotu. Błyszczące narzędzie co jakiś czas mieniło się, odbijając słoneczne światło. Widocznie nikt przed nią nie zauważył zakopanej do połowy spathy, spoczywającej spokojnie na tyle blisko wody, aby jej fale obmywały miecz co jakiś czas.
— Mam się — wysapała z dumą Irène, schylając się, aby chwycić broń.
Odkąd zimno ustąpiło, wiele obozowiczów przychodziło na plażę, aby odpocząć po wyczerpujących treningach. Domniemany właściciel spathy ewidentnie postanowił to samo, a potem, zapomniawszy o swoim mieczu, odszedł w nieznane. Irène nie narzekała, ponieważ doskonale wiedziała, kto ma taką broń. Marc Quentin, wiecznie irytujący ją żołnierzyk, preferujący białą czekoladę ponad żelki truskawkowe. Jednocześnie będący dzieckiem Tyche, przez co musiała codziennie widywać go na oczy. Gdyby Irène znalazłaby jakąkolwiek inną broń, szybko pojechałaby do Chejrona i zgłosiła znalezienie zguby. Tym jednak razem pozwoliła sobie zachować przedmiot, przynajmniej na razie, chowając go do torby zwisającej z wózka.
— Wręczę go mu osobiście — uznała, nieszczera sama z sobą. Chociaż nie zamierzała się do tego przyznać, doskonale zdawała sobie sprawy, że przechowa spathę co najmniej przez tydzień.
Używając swoich wszystkich sił, Irène przebrnęła przez piasek i jak gdyby nigdy nic udała się drogą powrotną do domku dziewiętnastego. Na miejscu cicho wjechała do środka, zamykając za sobą bezszelestnie drzwi. W pośpiechu włożyła torbę z spathą pod łóżko, wyjąwszy z niej pozostałe przedmioty, następnie zaś zabrała się do czyszczenia swojego wózka z piasku.
— Gdzie byłaś? — usłyszała pytanie Noaha z sąsiedniego pokoju.
— Na przejażdżce. Obserwowałam treningi innych i żałowałam, że jeżdżę na wózku — odpowiedziała, uciszając wciąż bijące serce.
— A ta torba z dziwnym, wystającym elementem?
Pytanie prawie przyprawiło ją o zawał serca. Dziewczyna w jeszcze większym pośpiechu zaczęła wpuszczać piasek do umywalki.
— Wzięłam ćwiczebny miecz.
Odpowiedź została połknięta i Irène niemal mogła wyczuć współczucie narastające w Noahu. Czuła się głupio, że skłamała. I to akurat do niego. A na podłodze wciąż było pełno piasku. Postanowiła, że to ona zakończy konwersację:
— Też idź ćwiczyć, gnojku, a nie siedzisz i dupę opalasz.
***
Zapomniana broń leżała wciąż na swoim miejscu. Mijał trzeci dzień. Irène przypominała sobie o niej coraz rzadziej (gdy na początku wracała do niej myślami bez przerwy) i powoli traciła zainteresowanie jej losem. W nagłych chwilach uwagi zdawała sobie sprawę, że Marc nie skarżył się na zaginięcie miecza. To tylko sprawiało, że wątek ten dla Irène tracił ważność. Skoro nic nie mówi, to pewnie nie obchodzi go, co się z nią dzieje, prawda? Przekonana, że spatha może leżeć tam w nieskończoność, dostała ataku serca, gdy w samo południe wyjrzała przez okno.
Był to oczywiście Marc, przeglądający swój miecz w słońcu. Z uśmiechem mówił coś do swojego kolegi, stojącego obok.
Córka Tyche rzuciła się do przodu, prawie spadając z wózka, i wygrzebywała zawiniętą w worek spathę razem z wieloma starymi komiksami. Jej pierwsza myśl, że Marc ją odnalazł, została przez Irène odrzucona, kiedy jej oczom ukazał się wciąż odpoczywający miecz. Jakby sobie z niej kpił.
— Co ja na bogów wzięłam...
Pakując spathę na swój wózek, mruczała w kółko pod nosem, że miecze wyglądały niemal identyczne i to nie jest jej wina. I nic dziwnego, że były jak bliźniaki, bo zrobione były z tego samego materiału i miały podobne zdobienia. Gdyby teraz udało jej się niezauważoną dotrzeć do Chejrona i oddać mu miecz, zgłaszając, że dzisiaj go znalazła, nikt nic by nie podejrzewał. Zresztą, przechowała go tylko trzy dni. Nawet, jakby się dowiedzieli, to chyba nie jest to wielkim wykroczeniem?
Nie musiała jechać daleko, aby jej plany zostały pokrzyżowane. Na jej drodze stanęła brązowowłosa osoba, podejrzliwie patrząca na jej worek i wystającą z niego rękojeść. Córka Tyche nie miała pojęcia, czy powinna jechać dalej, czy się zatrzymać.
◇──◆──◇──◆
[637 słów: Irène otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz