Był to niezbyt ładny, zachmurzony dzień. Wyglądało, jakby zaraz z nieba miała lunąć fala czystego deszczu powiązanego z głośnymi hukami wyładowań elektrycznych, które powszechnie zna się pod nazwą błyskawic czy piorunów, po którym powietrze pachnie świeżością. Kazue myślała tak samo, dopóki jej oczy nie ujrzały… pewnego pana, który zamieszkiwał w domku trzecim. Przywołała wtedy przed swoje oczy obraz, którego doświadczyła jakiś czas temu. Sama nie była pewna, jak dawno to się stało, ale była pewna, że kiedyś musiało się stać. Jakby działo się to wczoraj, usłyszała w myślach głos zapłakanej Wandy, mówiącej jej o wcześniejszym wydarzeniu. Pamiętała twarz i dokładny ton mówienia siostry. Wyglądała, jakby ledwo co nie dusiła się własnymi łzami. Jakby miała zaraz zostać jednym, wielkim kłębkiem żalu i poczucia zdrady. Obozowiczka wtedy nie wiedziała, jak może pomóc Polce, jednak teraz wiedziała.
Kiedy tylko znalazła się w miarę blisko syna Posejdona, wreszcie wcieliła swój plan w życie. Ruszyła prosto na wyższego chłopaka, całkowicie ignorując jego protesty. Mimo kilku przeszkód na jej drodze wrzuciła obozowicza do jeziora, czując tyle emocji, że nawet nie wiedziała, co ma w tej chwili myśleć i robić. Przez krótką chwilę, która czuła się wiecznością, obserwowała wodę z nadzieją, że białowłosy już się nie wynurzy. Jej nadzieje jednak zostały zmiażdżone, kiedy zauważyła, prawie że śnieżny, włochaty kształt wyłaniający się z diwodorku tlenu (z kilkoma innymi domieszkami).
Pod wpływem emocji, nawet nie zarejestrowała, co powiedział Colin. Nawet same jej słowa gdzieś jej… uciekły. Nawet nie wiedząc czemuż, skoczyła do wody, zwijając się w owal. Skoczyłaby na główkę, ale niestety nie ma tej umiejętności. Nie wyłoniła się z wody — otworzyła pod nią oczy, korzystając ze zgromadzonego zapasu tlenu w sobie. Zlokalizowała szybko dolną kończynę chłopaka, podpłynęła... i co innego mogła zrobić, niż ją pociągnąć? Oczywiście, że chwyciła go za kostkę i podjęła próbę odciągnięcia go z dala od tafli wody, sprawiając, że do jego płuc dostała się kolejna mała, niegroźna (chociaż zdecydowanie utrudniającą wymianę gazową) ilość niezbyt czystej, stojącej wody z jeziora.
Później stało się coś, co nieźle zszokowało dziewczynę. Chłopak ją… ugryzł. Aż z zaskoczenia wypuściła resztki tlenu w jej ustach i płucach, wpuszczając do swojego organizmu tę samą wodę, której przed chwilą łyknął osobnik, z którym właśnie siłuje się w bagienku. Nagły brak tlenu sprawił, że z prędkością, której nie wiedziała, że może osiągnąć, zaczęła kierować się ku światłu u góry. Jej plan jednak szybko został przerwany. Poczuła na swojej kostce zacieśniający się uchwyt, ciągnący ją daleko w dół. Wyciągnęła dłoń do góry, mając nadzieję na chociaż muśnięcie powietrza jednym palcem. Jej pragnienie jednak nie miało szans się spełnić, przynajmniej w tej chwili.
Jak błyskawica znalazła się głębiej w jeziorze niż Colin. Równie prędko, poczuła także coś obejmujące jej gardziel. Nawet jeśli nie znajdowali się gdzieś, gdzie to by ograniczyło jej oddech, nie było to miłe. Poczuła też jak powoli jej organizmowi zaczyna brakować tlenu niezbędnego do funkcjonowania. Zrobiła więc coś, co uznała za logiczne (chociaż jak teraz o tym myślała, nie było to takie logiczne). Tak jak chłopak zrobił, ona też. Dziabnęła go w łydkę, czując się, jakby miała na to wykorzystać całe swoje siły życiowe. Nie zajęło długo, aż poczuła słodki, metaliczny smak krwi.
Doprowadziło to do próby ucieczki herosa na powierzchnię, w czym mu nie przeszkodziła. Sama chwilę potem wynurzyła się, kaszląc płynem, którego całkiem sporo napiła się w tak krótki czas. Dalej próbując wykaszleć resztki monotlenku diwodoru ze swoich płuc, przetarła oczy, i dopiero wtedy raczyła obdarzyć blondyna swoim, zdenerwowanym spojrzeniem. Było jednak po niej widać, że nie zamierza podjąć kolejnej próby utopienia syna Posejdona. Byłoby to dla niej zbyt ryzykowne, a nie chciała dalej ryzykować swojego życia.
Jej uwagę odwrócił dopiero głos wściekłej grupowej. Odwróciła szybko łeb i zauważyła swoją siostrę, dla której właściwie podjęła całą tę próbę.
Znalazła się szybko w swoim domku, zaciągnięta tam przez Wandę. Nie była zadowolona z tej konfrontacji — nie umarł? Nie umarł. Nie doznał żadnych trwałych uszkodzeń ciała? Nie doznał żadnych trwałych uszkodzeń ciała. Więc o co ten cały problem?
— Kto to zaczął? — powiedziała twardo, jak przystało na grupową. Kazue siedziała cicho jakby sfochowana. — Nie powiem nikomu, ale chcę wiedzieć. Jako grupowa muszę pilnować porządku. — kontynuowała, rzucając okiem na Colina. Uśmiechnęła się lekko pod nosem i subtelnym ruchem pokazała chłopcu środkowy palec. — Szczególnie na takich jak ty. — dokończyła Wanda.
— Ale ja nic nie zrobiłem! — zaprotestował Colin, poprzedzając odchrząknięciem. Następnie, wskazał on na zielonooką obozowiczkę. — To ona się na mnie rzuciła! — podtrzymywał swoją wypowiedź. Unosząc łeb do góry, skrzyżował ręce, co nie spodobało się Rosjance.
— Pff! Zacznijmy od tego, że się nie rzuciłam, tylko wepchnęłam cię do jeziora. — powiedziała, przyznając się do zaczęcia tej bójki. Parodiując chłopaka, powtórzyła jego ruchy, podnosząc łepetynę do góry i przekładając przez siebie swoje ręce. — I, że ty, niby nic nie zrobiłeś?! Może pomyśl o pewnym wydarzeniu, które zdarzyło się jakiś czas temu, z udziałem twoim i mojej siostry! Nic sobie nie przypominasz? — wzburzyła się. Jak on w ogóle raczył stwierdzić, że przecież nic nie zrobił? Chyba sobie żartował!
◇──◆──◇──◆
[819 słów: Kazue otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz