sobota, 31 grudnia 2022

Od Cherry CD Friedricha — „Ryby i gracze Ligi głosu nie mają”

Poprzednie opowiadanie

LATO

Piąta rano mogła faktycznie być przesadą, ale kiedy czekała na niego przez cholerną godzinę, żałowała, że nie obudziła go o trzeciej w nocy.
Przez pełną godzinę trzymała Caida jako zakładnika. Chociaż jęczał, że chwilowo jest centurionem i nie może mu rozkazywać, skoro są na tej samej randze, przysypiał i regularnie dostawał od Cherry w łepetynę, Friedrich prawdopodobnie nic sobie z tego nie robił.
— Mówię ci, on mnie tutaj tak zostawi — wyjęczał Caid, opierając się czołem o ramię Cherry. Śpiący był zaskakująco rozgadany. — A wszyscy mi mówili. Caid, nie zadawaj się z Friedrichem Eulenkralle, to buc i frajer, a do tego jeszcze Niemiec.
— I mieli rację. Tylko debil zadawałby się z Eulenkralle.
Zachrapał. Przywaliła mu z łokcia w żebro.
Wielmożny książę łaskawie pojawił się dopiero wtedy, kiedy Cherry miała już dość pieprzenia Caida i pozwoliła mu zasnąć na swoim ramieniu. Momentalnie pożałowała wszystkich drobnych kuksańców posłanych w stronę zasypiającego chłopaka; mogła zostawić go w spokoju i oszczędzać siły do pojawienia się Friedricha, żeby przywalić mu na dzień dobry. Z pozdrowieniami od wstającego słoneczka.
Zostawili Caida płaszczącego się w stronę łóżka i dopiero wtedy na nowo zaczęli się kłócić.
— Gdzie ty w ogóle idziesz? — warknęła, patrząc za odchodzącym Friedrichem. — Książę się obraził?
— Nie, książę idzie nad rzekę.
— Nad Mały Tyber?
— Jestem całkiem pewien, że to rzeka.
— I co? Będziesz sobie robił piknik?
Zacisnął pięść i posłał jej pełne nienawiści spojrzenie.
— Mamy iść za mokrą kartką, Sautrottel.
— No przecież to takie oczywiste. Inteligentny potwór mordujący naszych najlepszych legionistów czeka na nas pięć kilometrów od serca Obozu Jupiter.
Friedrich zaklął brzydko pod nosem.
— To gdzie twoim zdaniem mamy iść jak nie nad rzekę? Czy ja w ogóle muszę z tobą iść? Nie możemy oboje iść w swoją stronę i czekać, aż cię zje potwór, Fickfehler?! — syknął.
— Gdybyś słuchał na cholernym zebraniu, to wiedziałbyś gdzie mamy iść! — odkrzyknęła. — Syn Menfitis znalazł kartkę pływającą po jeziorze Merritt. Gdybyś się pospieszył, zdążylibyśmy na autobus do Oakland.
— Autobus?
— Przepraszam, że nie wytrzasnęłam ci karocy.
Friedrich ścisnął nasadę nosa.
— A pegazy? Orły?
— Nie polecę na cholernym koniu do centrum Oakland. Jak my się z tego wytłumaczymy? — Założyła ręce na piersi. — A orły są… cóż… niedysponowane. Philip powiedziała, że wczoraj jakieś „Merwkurwiątko” dorzuciło im za dużo pasty śledziowej do jedzenia. Lepiej nie wchodź do ptaszarni.
— Caid ma prawo jazdy, jeśli to w czymś pomoże — wzdrygnął się.
Chyba bała się o swoje życie, kiedy za kierownicą siedział półbóg.
— Mam inny pomysł — westchnęła. — Nie spodoba ci się. I mnie też nie.
***
Friedrich zniecierpliwił się już kiedy wyszli tunelem Caldecott na wiejską szosę.
— No? I co teraz chcesz-...
— Pożycz mi drachmę.
— Co?
— Drachma. Daj.
Zanim zdołał przemyśleć co robi, wyciągnął z tylnej kieszeni złotą drachmę i wcisnął ją w rękę Cherry, która rzuciła ją na drogę.
— Co ty do cholery znowu robisz?
Stêthi 'Ô hárma diabolês!
Skrzeczący śmiech, pisk opon i skwierczenie sypiącego się gruzu. Żółta taksówka z wdzięcznym napisem „Rydwan Potępienia” zgrabnie zahamowała tuż przed ich dwójką. Cherry wcisnęła Friedricha do środka, nim postanowił wziąć nogi za pas.
— Dwójka do centrum Oakland — uśmiechnęła się.
Za kierownicą siedziały trzy staruszki — tak pomarszczone, że prawdopodobnie ledwo widziały przez zwisające fałdy skóry. Znaczy, prawdopodobnie ledwo by widziały, gdyby miały oczy. Ale kiedy cała trójka odwróciła twarze w ich stronę, tylko jedna posiadała gałkę oczną, lustrującą ich od dołu do góry.
— Stawka za kurs poza strefę miejską! — zaskrzeczała staruszka siedząca za kierownicą, zdecydowanie niebędąca tą, która posiada oko, po czym ruszyła z piskiem opon.
— Kartą czy gotówką? — zapiszczała staruszka z okiem.
— Gotówką! Gotówką! — jęknęła Cherry, łapiąc się drzwi, kiedy prawie wjechali w drzewo.
— Sekutnico, uważaj na drogę! — warknęła lewa Graja.
— Nie mam oka!
— Nawałnico, oddaj jej oko!
— Muszę pobrać opłatę za kurs!
Friedrichowi nie trzeba było dłużej powtarzać. Z kieszeni wyciągnął prawdopodobnie wszystkie drachmy które miał i, bez liczenia, wcisnął je do ręki Nawałnicy.
Pisk. Zatrzymali się zbyt gwałtownie. Nawałnica powoli liczyła jednym okiem drachmy Friedricha.
— No jedź żeż, Sekutnico!
— Jeleń!
Nawałnica podniosła wzrok.
— Nie ma żadnego jelenia, ty kretynko!
— Oddawaj oko!
Samochód zaskrzypiał i znowu popędził przed siebie, przekraczając prędkość o kilkanaście mandatów.
— Liczę, liczę! — skrzeczała Nawałnica. — Cztery drachmy za dużo!
— Reszty nie trzeba! — jęknęła Cherry.
— Czy wy nie umiecie prowadzić?! — wrzasnął Friedrich.
Ulica zrobiła się bardziej ruchliwa, niż by tego chcieli. Cheryl przytrzymała się Friedricha, kiedy Sekutnica dostała oko i w ostatniej chwili wyminęła nadjeżdżającego tira.
— Mówiłam ci, że dostaniemy dzisiaj napiwek.
— Nie bez powodu mamy pięć gwiazdek na Google Reviews.
Pędzący samochód strącił idącemu chodnikiem dziecku loda z rożka, ale Cherry nawet nie zdążyła zobaczyć jego płaczu, kiedy gwałtownie skręcili w kolejną ulicę.
***
Wstyd przyznać, ale na miejscu Friedrich trzymał się o wiele lepiej od niej. Chociaż nie odezwał się do niej ani słowem oprócz pojedynczego „Scheiße” i histerycznie pobladł, przynajmniej nie rzucało go co sekundę na wymioty.
Po tym, jak trzy Graje odjechały, Cherry musiała usiąść na ławce, żeby się nie zerzygać. W normalnych warunkach Friedrich nie oszczędziłby jej komentarza w kwestii opierdalania się; albo chociażby tego, że wydała pięć jego drachm. Tym razem po prostu usiadł obok niej.
Siedzieli w ciszy, słońce prażyło ich w twarze, jezioro Merritt okazało się też cztery razy bardziej oblegane, niż Cherry w ogóle myślała. Niezwracaniem na siebie uwagi śmiertelników zajmie się później. Na razie chciała się tylko nie zerzygać na buty Friedricha — to byłby dopiero cios poniżej godności.
Odezwała się dopiero, kiedy gołębie zaczęły dziobać sznurówki jej trampek. Friedrich wykopał nogę w ich stronę, ale ptaki zdążyły odlecieć, zanim zrobił im krzywdę.
— Powinniśmy poszukać jakiejś krypty — westchnęła, odgarniając z twarzy włosy, żeby związać je w kucyk.
— Krypta w centrum jednego z największych miast Stanów Zjednoczonych? — bąknął Friedrich.
Potwierdziła skinieniem głowy.
— W Tilden Parku, pod karuzelą, znajduje się grobowiec Tarquina. Nic mnie już nie zdziwi, jeśli chodzi o mitologię.
Friedrich wstał, strzepując niewidzialny pyłek z fioletowej koszulki Obozu Jupiter. Cherry podniosła się bardziej ociężale, nadal otumaniona po przejażdżce Rydwanem Potępienia, hamując zbierające się jeszcze mdłości.
— Wiem, że jesteśmy trochę dziwni, ale spróbuj zachowywać się normalnie. Czymkolwiek jest ten potwór, jeśli jest gdzieś w pobliżu Merritt, na pewno cię wyczuje. Spróbujmy znaleźć jakąś poszlakę przed nim. Cholera, było wziąć ze sobą Caspera. Jest dzieciakiem Wulkana, na pewno by wyczuł czy dobrze szukamy.
— A jeśli nie będzie tutaj żadnego podziemnego przejścia?
Wzdrygnęła się.
— To wtedy będziesz musiał wyciągnąć kolejne pięć drachm, żebyśmy wrócili do Obozu Jupiter. Lepiej znajdźmy tego cholernego potwora teraz.


wszystkiego najlepszego czeri
◇──◆──◇──◆
[1044 słowa: Cherry otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz