WIOSNA, rok temu
Violet podeszła do zlewu, aby pozbyć się mrówek z fusów na swoich dłoniach, choć nie spuszczała wzroku z harpii, która przed chwilą u nich zagościła. Normalnie, nad takimi potworami jak ona wisi aura złowrogości, wyglądająca jak krwistoczerwona snóżka dymu nad głową. Jednakże tym razem nie potrafiła jej dostrzec, a zamiast tego wiła się nad nią ledwo widoczna, biała para.
Takie przypadki interpretowane są jako neutralność, a szerzej: chwilowe zawieszenie broni, stan spoczynku czy też pierwsze myśli o poddaniu się (pełne ,,poddaję się” następuje, kiedy dym jest gęsty jak na wybór papieża) - a przynajmniej takie wnioski wyciągnęła na widok wrogiej istoty spotykającej się twarzą w twarz z półbogami, których zazwyczaj chce się zabić. To tak, jakby zwykłemu śmiertelnikowi nie chciało się pacnąć komara, który bzyczy mu nad uchem, kiedy podejmuje próbę zaśnięcia. Albo kot, któremu nie chce się upolować myszy — chociaż nie, bo większa część populacji kotów jest po prostu na to zbyt leniwa.
Przez chwilę pomyślała, czy możliwe jest ukrycie własnej aury. Przede wszystkim po to, aby uśpić czyjąś czujność, ale… nie. Wiedziałaby o tym. A może i nie?
Ezra było widocznie zestresowane ową sytuacją. Może ono coś wyczuwało? Strach i śmierć to jeno specjalność. Nie musiał nawet pokazywać z zewnątrz, że jest niespokojny — Violet widziała to od środka, że coś go dręczyło, choć nie miała pojęcia co.
W każdym razie, dopóki nie byli sami w kawiarni, wszelka agresja nie miała sensu. Nawet jeśli Violet potrafi manipulować Mgłą, wspomnieniami i w ogóle mogłaby ukryć walkę z harpią, to jednak nie ćwiczyła tego na skalę tak wielkiego terenu (nie wierzyła, że wystarczy, iż obejmie iluzją całą knajpę, a lepiej nie przyciągnąć uwagi ludzi z zewnątrz — stąd się wzięła ta ,,skala”). To co im zostaje? Przyjąć gościnnie panią harpię i poczekać na rozwój wydarzeń.
Ku niezadowoleniu osoby koleżeńskiej, Violet wzięła się za obsługę gościa, co zresztą leżało w jej obowiązku. Dotąd ignorowała go, a po przyjęciu zamówienia wzięła przeźroczysty kubek i czarny mazak do ręki.
— To jak pani ma na imię? — zapytała żwawo.
Skrzydlata dama zmrużyła oczy, ukazując dziwny spokój ducha.
— Zaraz… jak to będzie po ludzku? Estera, chyba — Jej spojrzenie powędrowało ku Ezrie. Zaśmiała się cicho. — A koleżka nie musi się denerwować. Harpie również zasługują na wakacje. Wczoraj zjadłam półboga we Francji, najadłam się po wsze czasy. Oczekuję po was, że również nie będziecie kombinować.
Van Asperen prychnął z politowaniem. Tym samym dał znać, że nie ma zamiaru robić tej kawy. A mimo to, Violet wcisnęła plastik w jego ręce i pchnęła w kierunku półki z paletą syropów do wyboru. Widząc, że Estera oddaliła się od kasy i usiadła przy stoliku, Violet wreszcie mogła im przedstawić sytuacje z jej strony.
— Prawdopodobnie ma rację — powiedziała, choć bardzo starała się, aby usłyszało to jedynie Ezra. — Nigdy nie spotkałam potwora w stanie spoczynku, ale nie jest to niezwykłe, prawda? Na przykład, wuefistka mojego brata była empuzą, choć nigdy nie zaatakowała żadnego dzieciaka w jego szkole. Wyczuł w niej istotę magiczną, lecz aura była zbyt neutralna, aby podejrzewać ją o złe zamiary.
— No tak — syknął syn Tanatosa. — Te skurwysyństwa są pośród nas. Ale nigdy nie wiesz, czy odechce jej się tych ,,wakacji”. Zaciągnijmy ją do toalety, stwórzmy iluzję dla śmiertelników albo nie wiem… w każdym razie, zabijmy ją, dopóki nie jest za późno.
— J-Ja… nie potrafię stworzyć tak wielkiej iluzji. Jeszcze nie. A nie wiem, jak mogę sprawić, że zachce jej się skorzystać z toalety. Poczekajmy, proszę.
— Niech ci będzie — westchnął niechętnie. — Ale wiedz, że przy najbliżej okazji rozszarpię tę sukę, aż jej w Hadesie nie poznają.
Ezra skończyło walczyć ze spieniaczem mleka i wlało je do kubka podpisanego imieniem Estera. Wręczyło je koleżance ostentacyjnie, zaś Violet przewróciła oczami. Będąc już przy ladzie, zawołała panią harpię po imieniu, a ta z uśmiechem przyjęła napój.
— Mam nadzieje, że już się nie spotkamy, młodzi herosi. — Wyjątkowo, nie brzmiało to, jak złorzeczenie. Wręcz przeciwnie. Odeszła w kierunku drzwi i wyszła, skrzypiąc nimi niemiłosiernie. Przez futrynę okien widziała jedynie, jak wzlatuje wysoko z kawą w ręce. I daleko, oby jak najdalej.
***
Połboszcze przekręciło klucz, który dostało od Steph w ramach zaufania i jeszcze pięć razy sprawdziło, czy wrota piekielnej kawiarni zostały zamknięte. W międzyczasie Violet szeptała do siebie manifestacje, aby poranna zmiana nie znalazła ani jednego powodu do czepiania się porządku. Przerwał jej, kiedy wreszcie upewnił się, że nikt nie włamie się im do miejsca pracy.
— Jakbyś chciała, możemy razem wrócić do obozu. We dwójkę będziemy mieli większe szanse z kolejną hapią.
— Oh, a ty nadal to przeżywasz? — Czarodziejka machnęła ręką.
— No cóż, nienawidzę harpii — odpowiedziało wymijająco. Pewnie chciało to mieć za sobą.
— Pamiętasz, jak mówiłam ci o założeniu tajnej kawiarni tylko dla półbogów i satyrów i... w ogóle bardziej przyjaznych istot? Może teraz będziesz bardziej chętny, co?
Ezra przewróciło oczyma.
— Mówisz, jakbyś nie miała dosyć pracy w tym kołchozie, a co dopiero w swoim własnym. Przecież sama słyszysz, jak Steph narzeka na nawał obowiązków.
— Dobra, słuchaj, jeśli po drodze wskoczymy do Maka, wynagrodzę ci przykre wspomnienia z harpiami. Zgoda?
Ezra?
───
[822 słów: Violet otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz