— Dorian?
Podniósł głowę, ale wzrok skierował już w inną stronę. Nie lubił, gdy ktoś przerywał mu codzienny trening, dlatego na twarzy rudowłosego od razu zagościł grymas niezadowolenia.
Eli uśmiechnęła się delikatnie, czego Dorian i tak nie mógł zauważyć, i podeszła bliżej chłopaka. Z obawą patrzyła na dużego czarnego psa przewodnika, ale wystarczyło jedno wyciągnięcie ręki, żeby przestała się bać pogryzienia. Terminator oblizał dłoń dziewczyny i zadyszał ze zmęczenia, jakby to on przed chwilą ćwiczył przez dwie godziny z bronią w ręce (łapie?).
— Co tam? — zapytał, kiedy przeszkadzająca mu dziewczyna nie powiedziała nic więcej. — Jestem trochę zajęty.
— Mógłbyś mi w czymś pomóc?
Dorian opuścił broń, a jej ostry czubek z cichym łupnięciem wbił się w piaszczyste podłoże.
— Nie.
— To ważne — nalegała.
Eli nie zagadywała Doriana właściwie nigdy. Kojarzyła rudą czuprynę z widzenia oraz z plotek, bo niewidomy chłopak wypracował sobie reputację zawziętego, ambitnego legionisty, który mógłby pierwszemu lepszemu zdrajcy odrąbać łeb bez skrupułów.
Teraz Eli przez chwilę myślała, że Dorian okaże się skończonym dupkiem i nie spróbuje jej pomóc. Bo w sumie dlaczego by miał? Przecież przerwała mu trening.
— Niech będzie — burknął niezadowolony.
Złapał Terminatora za kark, żeby potarmosić dużego psa i poszedł za Eli, która wspomniała coś o „poważnym” problemie. I czymś jeszcze, ale Dorian przestał słuchać, bo zbyt denerwowała go myśl o niedokończonym treningu.
— Podobno — otworzyła drzwi od baraku — ktoś przemycił do obozu potwora.
— Potwora? — zatrzymał się w progu. — Dlaczego w ogóle przychodzisz z tym do mnie?
— Bo to ktoś z drugiej kohorty. Podobno. Wszystko to domysły na razie, ale…
Zaciągnęła Doriana w głąb pomieszczenia i kiedy stanęli gdzieś na uboczu, bliżej ściany, zaczęła szeptać:
— Nie mów nikomu. Dostałam te plotkę od kogoś i miałam znaleźć kogoś kompetentnego z drugiej kohorty.
Dorian pokiwał głową. Powoli, z widocznym na twarzy zamyśleniem.
— Nie widziałem, żeby ktoś przemycił potwora do baraku.
Eli westchnęła. Była tak samo nieprzekonana, co on, ale jak już tutaj przyszła i zawracała legioniście dupę, to musiała udawać, że panuje nad sytuacją.
— Chodźmy stąd. Tutaj raczej nie ma co gadać.
Nie wiedzieli co robić. Nie mieli planu. Pomysłu. Tylko parę domysłów i plotek, którymi została zasypana Eli. A Dorian jeszcze obiecał, że nie powie nikomu. To nikomu znaczyło też, że nie powie słowa Kurtowi. Kurtowi rzecz jasna mówił wszystko. Do tej pory.
Przeszli się do Nowego Rzymu, żeby gdzieś w spokoju zastanowić się, co zrobić z potencjalnym niebezpieczeństwem w obozie. Eli zapomniała o jedzeniu. Na tyle przytłoczona samą sytuacją oraz tym, że musiała zagadać do groźnie wyglądającego chłopaka legionistka zapomniała o podstawowych potrzebach fizjologicznych.
Zabrała Doriana do jakiejś małej kawiarenki prowadzonej przez miłą, starszą panią, której dzieciak Invidii i tak nie mógł zobaczyć. Zamówienie za niego złożył Terminator, który pacnięciem łapy o szybę pokazał sprzedawczyni jakie ciasto ma wybrać.
— No to — Eli zatopiła widelec w niewielkim kawałku czekoladowego ciasta — co robimy?
— Musimy znaleźć te osobe, nie? — mruknął w odpowiedzi. — Wiesz w ogóle coś więcej, czy to wszystko?
— To wszystko.
— Kto ci o tym powiedział? — dopytywał dalej. Jakoś w barkau nie mógł zebrać w sobie myśli. Albo nie chciał, żeby ktoś podsłuchał tej śmiesznej rozmowy, w którą sam ledwo uwierzył.
— Jakiś chłopak. Podobno widział coś niepokojącego i chciał, żebym to sprawdziła. Trochę dziwne, nie?
Dorian wgryzł się w truskawkową babeczkę. Dawno nie jadł czegoś tak dobrego. I różowego.
— Musimy zacząć śledztwo.
I to wystarczyło, żeby Eli się uśmiechnęła.
— I zaczniemy od…
—…obserwacji — dokończył za nią Dorian. Umorusany białym kremem wyglądał teraz zupełnie niepoważnie, ale Eli starała się nie pokazywać, jak bardzo bawi ją wygląd legionisty i kolegi z obozu. — Nie wiemy co to za osoba. Posiłkujemy się tylko plotkami i domysłami, a to nie wystarczy, żeby kogoś pobi… osądzić, co nie? To musimy zacząć obserwować. Każdą osobę z drugiej kohorty.
— Nie zajmie nam to za dużo czasu?
— Zajmie. — Wyciągnął chusteczkę i otarł brudną twarz. — Ale od czegoś trzeba zacząć.
Eli wyciągnęła z kieszeni mały notesik.
— Mogę pisać.
— Pisać?
— Mam notes.
— Nosisz ze sobą notes?
— To najmniej ważne w tym momencie, okej? Musimy się namyśleć.
Nachylili się obydwoje nad stolikiem jak dwójka przyjaciół obgadująca swoich największych wrogów. Eli jeszcze poprosiła o chłodny napój, a Dorian wziął sok pomarańczowy.
— Zaczniemy od dzisiaj. Patrz na wszystkich, co będą wchodzić do baraku i z niego wychodzić…
— W nocy mógłbym przeszukać rzeczy.
— Czy to nie jest… przekraczanie granic? — Podniosła głowę. — No wiesz… to czyjeś rzeczy.
— Powiesz też tak o potworze? Czyjś potwór? — obruszył się. — Nie będę dotykać czyjejś bielizny albo… dobra, może sobie odpuścimy na razie.
Nawet jeśli nie widział, to wciąż czuł na sobie oceniający wzrok Eli. Albo raczej wzrok, który mógł zabić.
— Jak coś znajdziesz, to daj mi znać. Wiesz gdzie mnie szukać, prawda?
Liczyła, że ją kojarzy. Że gdzieś usłyszał jej imię albo chociaż rozpoznaje głos.
— Tak — skłamał. — Poradzimy sobie.
Wstał od stołu i poczochrał Terminatora za uchem. Wielki pies zamerdał ogonem tak wielkim, że przypadkowo przesunął jedno krzesło i niemal nie przewrócił samego Doriana.
— To co? Do jutra?
Elianne?
────
[806 słów: Dorian otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz