LATO
Zmarszczyła nos, nie bardzo wiedząc, co to właściwie miałoby być. Przecież nie zmieni jej nagle w sfinksa, nawet jeśli ładnie poprosi. Półbogini opadła na pięty, drapiąc się po głowie z miną, jakby próbowała przywołać jakiś pomysł z zapomnianych rejonów umysłu — bezskutecznie.
— A nie wiem. Zaszalej, rzuciła w końcu krótko, wzruszając ramionami. Cieszyła się chwilą ciszy, która zapadła po tej wymianie słów, choć gdzieś w tle wciąż dźwięczały jej w uszach słowa Violet. Chciała z nią zamieszkać. Powiedziała to z taką naturalnością, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
Laira jeszcze nie wiedziała, co o tym myśleć. Byłoby łatwiej to prawda. Wspólne mieszkanie rozwiązałoby wiele spraw. Ale to była Vi. Pełna sprzeczności, z wiecznie uniesioną brewką i tą charakterystyczną manierą, jakby cały świat był jej nieco za wolny.
Choć, trzeba przyznać, Laira darzyła ją szczerą sympatią. Może nawet czymś więcej, choć nie miała zamiaru jeszcze tego roztrząsać. Jeszcze nie.
Violet westchnęła - ciężko, donośnie, jakby właśnie zrzuciła z ramion cały ciężar wszechświata. Przez ułamek sekundy wyglądała jak ktoś strudzony swoją egzystencją, kto wreszcie znalazł chwilę wytchnienia.
— Chciałabym, żeby to lato się nie kończyło — powiedziała cicho, niemal szeptem, siadając obok Lairy. Jej palce, nerwowe i niespokojne, bawiły się ze sobą, jakby szukały zajęcia, którego nie dawały ani słowa, ani obecność półbogini. Rudowłosa spojrzała na nią kątem oka. Córka Hekate wyglądała inaczej, jakby coś w niej miękło, ten znajomy cień zuchwałości na chwilę ustąpił miejsca czemuś bardziej kruchemu, delikatnemu.
— Lato nigdy nie trwa wiecznie — mruknęła półgłosem, odrywając wzrok od nieba i przenosząc go na dziewczynę obok. — Ale może niektóre rzeczy nie muszą kończyć się razem z nim.
Ta zaś uśmiechnęła się lekko, ale w jej oczach czaiła się niepewność.
— A jeśli się skończą? — zapytała, ledwo słyszalnie, jakby właśnie składała zaklęcie na kogoś znienawidzonego. — Jeśli to, co mamy, też po prostu zniknie, jak ciepłe wieczory i pachnące noce?
Laira milczała chwilę. W jej wnętrzu ścierały się myśli, jak burza z piaskiem. Przesunęła dłoń, powoli, ostrożnie i położyła ją na dłoni Violet.
— To przynajmniej spróbujemy je zatrzymać. Choćby na chwilę — stwierdziła, choć serce w jej klatce piersiowej gnało jak koń na derbach, walczący o zwycięstwo. Nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy. Przynajmniej nie teraz.
— W każdym razie, jesteś na mnie skazana, cukiereczku — dodała po chwili, siląc się na swobodę, choć w głosie zabrzmiała nuta nerwowego rozbawienia. Słowa miały być tarczą, rozładować napięcie, które paliło ją od środka.
Dłoń wciąż spoczywała na tej drugiej - ciepła, ciężka, zbyt realna. Parzyła ją niemiłosiernie, a każdy mięsień w ciele córki Hefajstosa zdawał się wrzeszczeć, by cofnąć się, zabrać ją, odsunąć, zanim będzie za późno.
A jednak... coś ją powstrzymywało.
Nie była w stanie oderwać się od tego prostego kontaktu. Jakby ten jeden gest był wszystkim, czego potrzebowała, a jednocześnie wszystkim, czego panicznie się bała.
Violet nie odpowiedziała od razu. Ale jej palce rozluźniły się, przestały drżeć. Przesunęła kciukiem po grzbiecie dłoni Lairy, gest delikatny, niemal niezauważalny, a jednak miażdżący w swojej czułości.
— Obiecujesz? — Violet spytała niemal szeptem. Głowę miała spuszczoną, kosmyki włosów opadały jej na twarz, jakby chciała się za nimi schować, ukryć nie tylko rumieniec, ale i nadzieję, której bała się okazać zbyt wiele.
Nie musiała jednak niczego się obawiać. Laira sama nie potrafiła zebrać w sobie dość odwagi, by spojrzeć czarodziejce w oczy. Nie teraz. Nie wtedy, gdy jej serce biło jak oszalałe, a gardło zasychało z każdym kolejnym oddechem.
— Obiecuję. Na mały palec — powiedziała, a uśmiech wypełzł jej na usta odruchowo, trochę niezdarnie, ale był. Był prawdziwy.
Uniosła dłoń i wystawiła mały palec w stronę Violet - gest dziecinny, naiwny... ale też jedyny, jaki potrafiła z siebie wykrzesać, nie roztrzaskując się przy tym od środka.
Violet zerknęła na nią spod rzęs, unosząc kąciki ust. Zmarszczyła nos w rozbawieniu, jak zawsze, gdy coś rozczulało ją bardziej, niż by chciała przyznać. Potem, powoli, z niemal ceremonialną ostrożnością, splotła swój palec.
— Teraz jesteś związana tą obietnicą na zawsze — powiedziała słodko, jakby właśnie wypowiadała starożytną klątwę.
— Wiesz, że nie mam nic przeciwko.
Palce pozostały splecione nieco dłużej, niż było trzeba, choć Laira nie miała ku temu pretensji.
Violet?
────
[666 słów: Laira otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz