LATO
Caroline miała ochotę rzucać bluzgami.
Nikt jej nie wierzył, kiedy mówiła, że można jej już zdjąć ten głupi gips. Siniaki i zadrapania się wygoiły, szwy jej zdjęto i przeszkadzała jej już tylko ręka w gipsie. Naprawdę chciała się go pozbyć, ale najwidoczniej nikt inny nie podzielał jej zdania, przez co w samolocie siedziała w niewygodnym opatrunku.
Długo kłóciła się z rodzicami, żeby po prostu wypuścili ją z domu. Wypadki chodzą po ludziach! Te samochodowe też. Przejmowali się tym bardziej niż ona. W końcu przecież nic jej się nie stało. To nie była najniebezpieczniejsza sytuacja w jej życiu, ale mogła się założyć, że przeżyła już kilka gorszych. Wrzaskami i stawaniem kantem w końcu stanęła na swoim, ale na gips już nic nie udało jej się zaradzić. Najwidoczniej nie mogła mieć wszystkiego.
Czekało ją jeszcze tylko jakieś osiem godzin w samolocie, a potem dwa miesiące ekscytującej walki na miecze, przeszkolenia bojowego nowych nabytków i prześwietnej zabawy. No i w końcu ktoś jej zdejmie ten cholerny gips.
Long Island było całkiem ładne, nie mogła zaprzeczyć. Nie lubiła morza, ale widok znajomych budynków i pól truskawek sprawiał, że jednak uważała to miejsce za drugi dom. A domu przecież nie mogła uważać za brzydki.
Domek piąty powitał ją tym, co zawsze. Na wejściu niemal nawarczała na jakiegoś dzieciaka, którego jeszcze nie znała, bo szykował się do zajęcia jej łóżka. Rzuciła torbę na materac i od razu poszła szukać mieszkańców domku siódmego. Może i nigdy szczególnie nie przepadała za dziećmi Apollo, ale była gotowa zrobić wiele rzeczy, byle tylko pozbyć się upierdliwego usztywnienia ze swojej ręki.
Nawet nie musiała szczególnie prosić. Odrobina ambrozji, chwila grozy (bo nikt nie miał narzędzia do przecinania gipsu) i w końcu była wolna. Z satysfakcją patrzyła na całkowicie sprawną rękę i podziękowała, po czym z niecodziennym entuzjazmem postanowiła zrobić sobie krótki spacer po obozie. Teraz miała już naprawdę dobry humor i widząc znajome twarze, uśmiechała się.
Tutaj ani wypadek samochodowy, ani ostatnie kłótnie z rodzicami, ani nawet jej szkoła nie wydawały się zbyt istotne. Nie mogła się doczekać, aż znowu popadnie w obozową rutynę i jej mięśnie odtają po długiej rozłące z bronią. I tylko kiedy przechodząc obok pawilonu, zorientowała się, że jakieś sporo młodsze dziecko wpatruje się w nią okrągłymi oczami, pozwoliła sobie na posłanie w jego stronę złośliwego uśmiechu.
— I na co się gapisz?
Chłopiec się speszył i odszedł, a ona westchnęła z ulgą. Tak, była w domu.
────
[400 słów: Caroline otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz