wtorek, 29 lipca 2025

Od Terry'ego CD Violet — „Nostradamusie zlituj się”

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Czuje się źle. Z wielu powodów, które bombardują jego umysł. Zajął jej czas, kompletnie niepotrzebnie, nic i tak się nie zmieni. Nie tylko to, bo jeszcze okazała się na tyle miła, że zniosła jego głupie humorki, po czym jeszcze dała mu prezent, na który on w żadnym razie nie zasługuje i… po prostu dawno nikt nie był dla niego tak miły.
Nawet gdy przyklejał się do poszczególnych osób w obozie, nieszczególnie będąc rozmownym, tylko po prostu chodząc dookoła jak bezpański pies oczekujący jakiegoś smacznego kąska, to i tak nikt nie traktował go jak… jak chociaż kolegę. Nie był niczyją ulubioną osobą, każdy miał lepszych znajomych, zawsze był tylko na doczepkę. A gdy w końcu ktoś zwrócił na niego uwagę, to oczywiście musiała to być nieodpowiednia osoba.
Chłodny kryształ swoją obecnością parzy jego skórę, jego dotyk z jakiegoś powodu jest zdecydowanie zbyt… zbyt wyczuwalny, jak gdyby wcale tam nie pasował, bo rzeczywiście nie pasował. Powstrzymując chęć natychmiastowego oddania go Violet (jest dla niego zdecydowanie zbyt miła, żeby odmówił prezentu), kiwa głową. Posłucha jej, czemu miałby jej nie posłuchać? Gdy już się zbierze w sobie, gdy już rzeczywiście porozmawia z Jenny, gdy wreszcie przed nią stanie i powie to, co mówi każdy wykładowca podczas zajęć o tytule: „Powiedz nie”, które wszyscy uznają za nieprzydatne i nudne. Może gdyby wtedy słuchał uważnie…
Przynajmniej wyjechał do obozu. Na stałe. Nie musiał, mógł mieszkać w domu, ale wtedy pomyślał, że to może być pierwszy krok. Ograniczenie kontaktu. Coś, co by mogło pomóc. Odcięcie wiążących go z nią sznurów przywiązania, które sam mozolnie splatał przez lata. Tyle że… nie potrafił jej ignorować przez cały rok. Wracał do domu, a gdy wracał do domu, czekała na niego przed drzwiami, łapała go za dłoń i zanim się obejrzał, to zatykał uszy i zamykał oczy, żeby nie słyszeć bełkotliwych krzyków, żeby nie widzieć nieznajomych ludzi, towarzystwa nieodpowiedniego dla dziecka.
Pstryk, wraca do rzeczywistości. Miga podziękowania, bo naprawdę, naprawdę jest wdzięczny, chciałby to lepiej wyrazić, ale nigdy nie potrafi. Lekko się uśmiecha, jak zawsze wymuszenie, usta mu trochę drżą. Violet chyba rozumie, bo też się uśmiecha, ale znacznie bardziej naturalnie. Terry trochę jej zazdrości. Tej dziwnej łatwości w uśmiechu.
— Trzymaj się, młody — mówi Violet, gdy już stoją w drzwiach. Lekko go przytula na pożegnanie, a zanim on wpada na to, co zrobić z rękoma, uścisk się kończy. — Daj potem znać, jak ci poszło.
Miga, że tak, że obiecuje. Ma nadzieję, że Violet rozumie, albo przynajmniej domyśla się, co ma na myśli. Znowu dziękuje, bo jakoś tak wypada.
I ucieka.
Szybkim krokiem, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim domku. W połowie drogi dopada go ogromne zmęczenie, dłonie trzęsą mu się jeszcze bardziej niż zazwyczaj, niepokój zalegający w piersi boleśnie przypomina mu o swojej obecności. Na samą myśl o próbie rozmowy, powiedzenia tylu słów i przymusem uporania się z nieuchronną kłótnią.
Chciałby, żeby kryształ na jego szyi okazał się magicznym przedmiotem z bajki, magiczny dar, dzięki któremu poradziłby sobie ze wszystkim ot tak, nawet teraz.
Szkoda, że to tak nie działa.
Może kiedyś Violet doczeka się ich ponownej rozmowy.


Koniec wątku Terry'ego i Violet.
────
[508 słów: Terry otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz