środa, 23 lipca 2025

Od Quinn CD Keitha — „Kłopoty nie mają zapachu"

Poprzednie opowiadanie

LATO

Matko przodków, ja pierdolę.
Quinn dosłownie poczuło, jak ich mózg robi zrzut ekranu rzeczywistości, po czym spektakularnie wywala się na niebieski ekran śmierci. Jebany screenshot. Słowa Keitha, który nie wiadomo skąd się przypałętał, odbijały się echem w ich głowie jak najgorszy bug systemu. Cholerny bluescreen. Jakim, kurwa, cudem postanowił nagle odegrać rolę Matki Teresy z Kalkuty (która, swoją drogą, jeśli wierzyć plotkom, wcale nie była taka święta)? Dobry Samarytanin z piekła rodem, psia jego w dupę mać.
Quinn stało jak słup soli, z ustą lekko rozchyloną, próbując złożyć cokolwiek w logiczne zdanie, ale myśli przelatywały przez ich głowę z prędkością światła, nie zostawiając niczego poza czystym chaosem. Czuło się, jakby ktoś wyjął im fundament spod nóg i próbował wcisnąć nowy system operacyjny bez pytania o zgodę. Keith patrzył na nich tym swoim cholernie zatroskanym spojrzeniem, lekki skłon głowy, brwi ściągnięte w zmartwieniu, dłonie w kieszeniach jakby próbował wyglądać mniej groźnie.
— Wiem, że spotkaliśmy się tylko raz. To był jeden, krótki i bardzo randomowy raz. Ale jeśli mam być szczery, moja intuicja mi podpowiada, że to mógł być początek pięknej, artystycznej przyjaźni. I mam ochotę to powtórzyć. Nie chcę zapraszać cię na randkę, bo wolę chłopców, ale czy miałobyś ochotę przyozdobić nieoczywiste miejsca w tym obozie o głupie teksty, aby reszta miała zagwostkę, co w ogóle one znaczą? — powiedział Keith z miną, jakby właśnie cytował jakąś mądrą sentencję z taniego kubka z napisem "Live, Laugh, Love". Quinn zamarło.
— Co? — wyduszyli z siebie po chwili, marszcząc brwi i mrużąc oczy w tak intensywnym podejrzeniu, że można by pomyśleć, iż próbują rozczytać hieroglify na twarzy Keitha.
Naprawdę, brzmiał jak ostatni kretyn. Tak cudownie beztroski, jakby nie zdawał sobie sprawy, że właśnie przejechał walcem przez ich wewnętrzny monolog egzystencjalny i zostawił po sobie konfetti absurdu.
Naprawdę, brzmiał jak ostatni kretyn. Tak cudownie beztroski, jakby nie zdawał sobie sprawy, że właśnie przejechał walcem przez ich wewnętrzny monolog egzystencjalny i zostawił po sobie konfetti absurdu.
Keith jednak trwał niewzruszony, z tą swoją cholernie urokliwą pewnością siebie. Jakby naprawdę uważał, że ich wspólna misja wypisywania bzdur na ścianach mogłaby mieć jakikolwiek sens.
Quinn otworzyło usta, po czym je zamknęło. Raz. Drugi.
W końcu przetarło twarz dłonią, przeciągając palce po zmarszczonym czole.
— Jesteś niemożliwy — mruknęli, ale w ich głosie pojawiło się coś, czego dawno tam nie było.
Rozbawienie.
Keith tylko wzruszył ramionami, jakby właśnie zaproponował wspólne pójście po mleko, a nie rozpoczęcie tajnej operacji artystycznego wandalizmu.
— Wiem, wiem, jestem niemożliwy. To całkiem częste oskarżenie. Ale przynajmniej nie jestem nudny — puścił im oczko.
Quinn jęknęło przeciągle, jakby fizycznie cierpiało od samej jego obecności, a jednocześnie jakoś nie zrobiło ani kroku w tył. Chcieli zobaczyć, jak to się rozwinie.
— A co, jeśli zostaniemy przyłapani? — rzucili w końcu, bardziej z potrzeby podtrzymania racjonalności niż z autentycznej obawy.
— To powiemy, że to happening. Artystyczny performance. Manifest duszy znudzonej systemem — odparł Keith tonem tak śmiertelnie poważnym, że aż chciało się go udusić i przytulić jednocześnie. — No i serio, czy nie chciałbyś zobaczyć, jak ktoś próbuje rozkminić napis "jogurt nie zna litości" na suficie jadalni?
Quinn spojrzało na niego z niepokojącą mieszanką dezorientacji i fascynacji.
— Jesteś popierdolony.
— A ty jesteś zaintrygowane. Wiem, widzę to — rzucił z uśmiechem, który przypominał kota, co właśnie dostał się do spiżarni.
I może to był ten moment. Ta konkretna sekunda, kiedy coś pękło - nie w sposób groźny czy bolesny, raczej jak zamek błyskawiczny zaciągnięty od lat, który w końcu puścił.
Quinn wzdychało długo i teatralnie.
— Dobra. Ale masz farby?
— Mam markery. I brokatowy klej.
— Oczywiście, że masz brokatowy klej.
— W fioletowym i złotym. Bo jestem człowiekiem z klasą.
— Chujową klasą — mruknęli, ale ruszyli za nim, zaciekawieni, co do cholery właśnie się zaczęło.

 Keith? 
──── 
[603 słowa: Quinn otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz