poniedziałek, 28 lipca 2025

Od Dahlii CD Arnara — „Kaktukonie??? bardzo śmieszne naprawdę brawo"

Poprzednie opowiadanie

LATO

Wyjazdy zawsze były ciekawą odskocznią. No, chyba że to był Nowy Jork. Nowy Jork zawsze kojarzył się jej z dziwnymi ludźmi, dziwnym niebotycznym zagęszczeniem w wysokich blokach oraz smrodem. I szansą większą niż zwykle, że się napatoczy na półboga z Obozu Herosów. Przyjechała do tego miasta w celu dopięcia jakichś formalności półboskich, widocznie biurokracja urzędu ds. Olimpu dopadła biednych obozowiczów. Na szczęście Dahlia nie musiała osobiście zeznawać wagi swoich szabli i ilości zabitych potworów w kwartale poprzedniego roku, od tego było stado sumiennych satyrzątek, przez co miała sporo czasu na zwiedzanie oraz zobaczeniu, co jej znajomi widzą w tym mieście.
 
W San Francisco była trochę przyzwyczajona do wyróżniania się z tłumu. Tutaj? Była jedną z najnormalniej wyglądających osób. No i jednak tam było o wiele chłodniej, tutaj żar dawał się we znaki. W sieci równomiernych kwartałów, jak w większości amerykańskich miast, ludzie przemykali jak najszybciej pod jakimikolwiek drzewami, o ile były, a bezdomni uciekali do szemranych uliczek. Po prawej stronie ceglany budynek z uroczymi sklepikami przykrytymi markizą, jakby chciały chronić swoich stałych klientów, po lewej bezduszny w swojej bieli prostokąt z wycięciami na okna. Zewnętrzne klatki schodowe wyznaczały rytm,żeby potem ustąpić miejsca szeregowi kamieniczek. I zaskakująco dużo kaktusów w oknach, praktycznie wszędzie. Kaktusowy raj, doniczki przy schodach, okna, kaktus na śmietniku, bez liku. Pasowały do wszechobecnej żarówy, a wraz z kaktusami zakiełkowała myśl w głowie.
 
Zostawiła za sobą ten sam krajobraz, ze zmienionym tylko jednym punktem - każdego kaktusa zostawiła zmienionego. Zastygnięte w pozach koniokaktusy zdecydowanie sprawiały jej przyjemność - drobna rzecz, a zmieniła trochę postrzeganie tego miasta. No i to była na tyle drobna rzecz, że istniało bardzo małe ryzyko przyciągania potworów. Za to raczej nie było mandatów, czy innych konsekwencji, prawda?
 
No, chyba że ktoś stoi za tobą i wypomni w wyjąkanym wręcz monologu, że jesteś psychopatyczną miłośniczką koni. Pracownik, który podszedł tak trochę bez życia, zaskoczył ją. Po pierwsze, skąd mógłby wiedzieć? Walczyła ze swoim paranoicznym wręcz głosem w głowie, który szeptał "a nie mówiłam?", a po drugie, kto normalny tak zaczyna rozmowę? Jak już Dahlia oderwała wzrok od maszyny, to zmierzyła go wzrokiem. W nieco dusznym miejscu, które rozbrzmiewało statycznym piskiem maszyn, dwie dorosłe osoby mierzyły się wzrokiem. Za oświetlenie służyły wyłącznie ekrany oraz kolorowe światełka, nadając temu miejscu jakikolwiek klimat rozrywkowego życia, legalnego dla małoletnich. Twarz nieznajomego człowieka majaczyła w półmroku na przemian to na żółto, to na niebiesko - widać, w którym miejscu gry kaniony przechodziły w dzikie stepy. Odblaski najwięcej miejsca znajdowały w zagłębieniach pod oczami, wskazując, prawdopodobnie, chroniczne niewyspanie, co podkreślało oczy świdrujące w kobietę. Twarz, intensywnie napięta, straciła rezon i spąsowiała. Nieco cherlawa budowa nie pomagała w odbiorze. Coś było znajomego. Może maniera? Może średnio ogarnięte włosy? Może kiedyś wyśniła takiego człowieka i teraz ma go przed sobą? Był kiedykolwiek w San Francisco? Wertowanie całej dokumentacji aparycji, które kojarzyła, zajmowało za długo.
— Nie jestem psychopatą.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Odwróciła na chwilę głowę, jakby zastanawiając się czy wrócić do gry, czy skorzystać z ciekawej opcji… dialogowej. Scena jak w maszynie, przeprasowana przez piksele, z krzykliwym tytułem "Who is the psychopath?!". Wyciągną zaraz bronie i będą odgrywać Player 1 oraz Player 2? Może to by wyglądało dobrze na głównej ulicy zapyziałego miasteczka, w samo południe, przed salonem. Ale niestety jest to tylko salon gier z groteskowym dialogiem i postaciami mniej groteskowymi, ubranymi w zwyczajny top i zwyczajny, obleśnie żółty uniform. Zdjęła palce z joysticka.
— Jakbym była, to co byś zrobił, kolego? — Skrzyżowała ręce. Dzisiaj wyjątkowo miała ochotę na małe zamieszanie.
Kolejna chwila ciszy.
— Może zadzwoniłobym na policję. Powiedziałobym, że chcesz mnie zabić. No i oszukujesz na maszynie, szkodząc wizerunkowi tego przybytku. I mojej psychice. Jak przyczajony tygrys, ukryty smok. Czekasz na odpowiednią chwilę. Zamieniasz kaktusy w kon- nie, to nie ma sensu.
Przyjęła do wiadomości inne zaimki i poprawiła w głowie etykietki z "jakiś ziomeczek od gier" na "jakieś ziomko od gier, które naśle na mnie policję".
— Dopiero fragment z kaktusami nie ma sensu?
— Oszukiwanie jest faktem. — Widocznie osoba odzyskiwała pewność siebie i zerknęła z niezadowoleniem na maszynę. Heroska nie była w stanie stwierdzić, czy to było niezadowolenie z jej postępowania, czy może kiedyś blaszana obudowa ugryzła jeno w zadek i ma traumę do tej pory.
Wtem zareagowała od razu. Lata spędzone w Obozie Herosów nauczyły ją wielu rzeczy, mniej lub bardziej przydatnych. Jedną z mniej przydatnych, jak myślała, było wymigiwanie się stylem Hermesiaków z problematycznych sytuacji, w której ktoś cię przyłapał na gorącym uczynku.
— Naprawdę? Nie wiedziałam o tym, zauważyłam tylko że samo tak grało, to pomyślałam, że to tak celowo twórca maszyny udostępnił taką opcję, żeby się lepiej przechodziło? — Wypaliła. Zasady były proste: udawaj Greka, nie przyznawaj się, że robisz to celowo i zrób najbardziej niewinną minę na świecie, wyrażającą skruchę. — Czy ja wyglądam na kogoś, kto oszukuje i zabija? To bardzo niemiłe. — Zakończyła "tupnięciem nóżką", żeby choć trochę wzbudzić konsternację na jeno twarzy. Nie była to może jej ulubiona strategia, lubiła jednak wychodzić na poważną i zrównoważoną osobę, ale trzeba czasem sięgnąć po pewne środki.
Tło rozdarło przeraźliwe ryczenie i plumkanie maszyny, obwieszczające głośnym "beeeeeeep" przegraną. To było zaskakująco dobre podsumowanie tego aktu. Oponent nie dał się. Prychnęło.
— Kogo ty chcesz wkręcić, głup- akhem — Wylało się momentalnie z jeno ust. Jeszcze raz zarumieniło się z żenady, bo to nie był sposób odzywania się do jakichkolwiek klientów, czy to młodszych czy starszych. Pamięć mięśniowa była szybsza niż kurtuazja.
— Próbowałam chociaż, pajac— Też się odruchowo jej ulało, też się ugryzła w język, aczkolwiek nie wyglądała na obrażoną. Nie chciała dawać kolejnego powodu do wzywania służb. "Panie władzo, bo tak mówiliśmy na siebie w Obozie".
Ekran zgasł, zostawiając ich w otoczce kolorowych łańcuszków. Kolejna walka na mierzenie się wzrokiem. Cisza była gotowa, czekała na porcjowanie nożem jej całkiem tłustych kawałków, w powietrzu.
— Kaktusy nie mają sensu.
— Śmiem twierdzić, ze wszystko ma sens. Czy będę odbierać sens istnienia biednemu kaktusowi, któremu tak przyszło na świat egzystować w doniczce w Nowym Jorku? Chyba, że to było filozoficzne stwierdzenie. Nie myśli, więc go nie ma? Kim są kaktusy, dokąd zmierzają w swojej kolczastości?
Spojrzało na nią badającym wzrokiem. Wachlarz spojrzeń, który otrzymywała tego dnia był naprawdę szeroki, a Dahlia się zastanawiała, czy zaraz usłyszy syreny policyjne i "aresztujemy panią za sprawianie problemów w miejscu publicznym" oraz jeno "chcę zgłosić niepoczytalność umysłową tej kobiety". Na szczęście otrzymała tylko westchnięcie i ta osoba wróciła posprzątać syf z nachosów po dzieciakach. Tak, jakby to był normalny wtorek. Zadanie zaliczone, niepowodzeniem, ale zaliczone. Zrezygnowała już z dalszej gry, to by było nieuprzejme oszukiwać dalej.
 
Miała pewne podejrzenia co do blondwłosej postaci. Problematyczne dla niej było to, że się raczej nie spotkali kiedykolwiek. Zadawanie pytań wprost mogło budzić podejrzenia, a nawet zablokować możliwość dalszej rozmowy.
— Od jak dawna przebywasz w Nowym Jorku? — Zrobiła pierwszy krok, przy okazji przyjaźnie się uśmiechnąć na tyle, na ile pozwalała jej blizna. Nie, ze odstraszała ludzi, ale na pewno była problematyczna w wyglądaniu przyjaźnie. Zwykle nie było źle, ale tutaj ma poprzeczkę podniesioną. Pewnie już dawno utrwaliła jenu obraz siebie jako psychopatki bezczelnie podkładającej koniokaktusy i czekającej na możliwość morderstwa. Korzystając z okazji nieuwagi, bardzo szybko zmieniła formę roślinki w oknie na nieco bardziej normalną. Może to złagodzi?

Arnar?
────
[1181 słów: Dahlia otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz