WIOSNA
Pierwszym, co zwiastowało to, że się budzi, było irytujące pikanie szpitalnej maszynerii.
Potem zaczęła czuć, jak cholernie ociężałe wydaje się jej ciało. Miała trudności z uchyleniem powiek, a kiedy chciała się poruszyć, jej prawą rękę przeszył ostry ból. Nie wiedziała, dlaczego wcześniej tego nie czuła. Przez chwilę nie miała pojęcia, gdzie jest góra, a gdzie dół i trwało to przez chwilę, zanim w końcu udało jej się otworzyć oczy. Miała wrażenie, jakby ktoś zasypał je piachem, język miała wysuszony na wiór, a gardło piekło ją niemiłosiernie. Zdecydowanie mogła sobie wyobrazić przyjemniejszą pobudkę, choć zdecydowanie była lepsza, niż żadna.
W głowie wciąż słyszała pisk gumy na asfalcie, a skóra na policzku nieustannie szczypała. Z trudem zamrugała kilkakrotnie, bo jaskrawa biel pomieszczenia wcale nie była miła dla oczu, które już przyzwyczaiły się do ciemności. Nie było tutaj nikogo oprócz jej, ale aparatura w jakiś sposób musiała wysłać sygnał, że się przebudziła, bo po chwili do pokoju weszła pielęgniarka z widocznie zatroskaną miną. Caroline nie mogła rozczytać, jakie imię widnieje na plakietce, którą miała przyczepioną do piersi.
— Dobrze, że się w końcu obudziłaś, kochanie. Długo spałaś, nawet biorąc pod uwagę działanie leków — powiedziała, grzebiąc przy jej kroplówce. — Zaraz przyjdzie tutaj lekarz i zawołam twoich rodziców. Będzie dobrze — dodała z miłym uśmiechem, a po chwili wyszła i znów zostawiła ją samą.
Przymknęła oczy, bo dalej kręciło jej się w głowie. Była zdezorientowana i tak otumaniona, że wciąż nie do końca wiedziała, co się dzieje dookoła niej. Pamiętała drogę do domu, głośny pisk, a potem już nic. Z pewnością zaczęłaby panikować, gdyby tylko jej umysł nie był aż tak przyćmiony.
A potem do szpitalnego pokoju wpadli jej rodzice, zarzucając ją gradem pytań, które w jej głowie zlewały się w bezkształtną masę. Zamrugała kilkakrotnie, ale z tej sytuacji wybawił się lekarz. Mężczyzna łagodnie, ale stanowczo poprosił małżeństwo, aby ustąpili mu miejsce przy łóżku i nieco się uspokoili.
— Proszę się nie martwić. Państwa córka wciąż jest pod wpływem leków przeciwbólowych i z pewnością jest otumaniona — powiedział, a potem zwrócił się do dziewczyny. — Jak masz na imię?
— Caroline.
— Wiesz, gdzie jesteś?
— W szpitalu, a co to ma…
— Wszystko jest w porządku. Wykonamy jeszcze kilka badań, ale twój stan powinien być stabilny — przerwał mężczyzna.
Letarg, w jaki wpędziły ją leki, powoli mijał i ledwo powstrzymała się od poirytowanego prychnięcia. Zamierzając się do tego, poczuła kłujący ból w boku i szybko z tego zrezygnowała.
— Masz złamaną rękę, trzy szwy na czole i sporo powierzchownych obrażeń. Przy upadku mocno się posiniaczyłaś i poobcierałaś, a uderzenie samochodu poobijało ci żebra, ale są całe. Nie masz wstrząśnienia mózgu. Dwa dni na obserwacji i będziesz mogła wrócić do domu — poinformował ją pobieżnie, a potem odwrócił się do Elizabeth i Oliviera, żeby powiedzieć im jeszcze kilka rzeczy.
To trochę wyjaśniało. Zamiast panikowaniem, zajęła się kalkulacją. Szybko umiała się opanować i myśleć trzeźwo. Bycie córką greckiego boga miało swoje plusy. Zerkając w dół, zrozumiała, dlaczego jej ciało wydawało się ociężałe; prawą rękę miała w gipsie. Skóra twarzy piekła zapewne przez szwy i otarcia, które musiały powstać w kontakcie z asfaltem. Na chwilę przymknęła oczy. Cudownie.
Lekarz wyszedł, jej ojciec opuścił pokój zaraz za nim, odbierając telefon, a matka usiadła na brzegu jej łóżka. Była roztrzęsiona, ale pokazywała to dopiero teraz, kiedy zostały same.
— Tak się cieszę, że jesteś cała. Siostra pani Martin jechała do niej w odwiedziny i wpadła w poślizg, nie mogła wyhamować. To wszystko przez ten deszcz — powiedziała, uspokajając drżenie głosu głębokim oddechem.
Elizabeth Leyanall była kobietą zawsze opanowaną i zachowywała zimną krew, ale kiedy chodziło o życie jedynego dziecka, ciężko było zachować spokój. Pani Martin była starszą sąsiadką, z którą ich rodzina utrzymywała dość bliskie stosunki. Caroline tak naprawdę była wściekła bardziej na siebie, niż na kogokolwiek innego.
— Lekarz powiedział, że nic mi nie jest — wymamrotała jedynie.
— Dziewczyny chciały przyjść, ale powiedziałam, że powiadomię je, kiedy się obudzisz. — Elizabeth puściła jej słowa mimo uszu, skupiając się już na czymś innym. — Zadzwonię do mamy Alex, jeśli chcesz. Na pewno się martwią.
Caroline wzruszyła ramionami, ale to znów ją zabolało, więc się skrzywiła. Tylko trochę zatęskniła za otępieniem, jakie jeszcze kilkanaście minut temu dawały jej leki. Kobieta natychmiast zauważyła nieznaczny ruch córki i zmarszczyła brwi.
— Boli cię? Za chwilę poproszę pielęgniarkę, żeby ci coś podała — powiedziała i już wstawała z łóżka.
Dziewczyna zamknęła oczy. To będą ciężkie dwa dni.
[714 słów: Caroline otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz