poniedziałek, 3 listopada 2025

od Dahlii — „Moneta” [Smellstober]

Leżała na dywanie, wzrok wlepiła w sufit, jakby miała złapać wędrującą tam myśl. Myśl na kosmatych nóżkach, podrygującą radośnie, wyśmiewającą się z grawitacji. Myśl, którą Dahlia chciałaby złapać siatką na motyle. Tak, żeby ją ułożyć na tle innych myśli, wysuszonych już, przebitych przez igły i oprawionych w ramkę. Ułożyć ją tak, żeby reszta w końcu się zgadzała i nie zostały puste miejsca.
Sufit był idealnie biały, gładki i bez skazy. Nawet lampa, która z niego zwisała, nie przykuwała uwagi. Myśl na gibkich nóżkach nie miała prawa się tu pojawić, nie miała z czego się wyłonić. Nie było żadnego pretekstu, czy punktu zaczepienia.
— Bogowie — mruknęła, akcentując grymasem niezadowolenia. — Nic mi się, kurwa, nie chce.
Tego wieczora jesienna melancholia, a raczej chandra, przygniotła heroskę. Zwykle poukładane przemyślenia zygzakowały w głowie, nie dając żadnej przestrzeni na zrelaksowanie się. Za co się nie zabierała, to nagle traciła skupienie i nie miała ochoty na dalsze próby. Ani na filmy, ani na książki, ani na pracę przy biurku. Nawet patrzenie przez okno napawało wstrętem.
Jej wzrok przemykał po segregatorach i bibelotach, które trzymała w znanym tylko sobie systemie. Segregator z grzbietem "Artykuły, sprawozdania", przygnieciony figurką maneki-neko przypomniał jej o opierdolu zebranym od przełożonych. Nie udało się jej oddać sprawozdania z tego cholernego kasyna, w którym jedyne co pasowało, to dziurki na łapki segregatora. Kolejny nieco nadpalony grzbiet, podpisany "Obóz", w którym mieściły się różne papiery popisane podczas przebywania z innymi półbogami. Pierwsza koszulka zawierała spis kolegów, koleżanek przyjaciół, partnerów z sparingu, których łączyło jedno - nie żyli. Gdzieś pod sercem poczuła ucisk, dobrze jej znany, wraz z którym pojawiała się nieśmiała myśl o zakończeniu tego wszystkiego. Jedyne, co ją powstrzymywało, to strach przed zrobieniem kroku w tym kierunku.
Nagle kosmata myśl przydreptała z segregatorów i sunęła między nitkami dywanu. Przyniosła ona wspomnienia z ingerowania w Mgłę.
Temat Mgły zawsze jej umykał. Wiedziała, ze dzięki niej widzi mniej, co wcale nie wpływało na to, że się czuła lepiej. W jakimś stopniu można było ją kształtować, zmieniać, naginać do swojej woli, ale w jaki sposób? Ile rzeczy już przeoczyła? Ile razy przechodził obok niej cyklop, satyr? Może staruszka w parku karmiąca gołębie tak naprawdę karmiła podrostki harpii? Przede wszystkim, jak bardzo jej rzeczywistość jest zakłamana.
Czy to przez Mgłę cyfry na sprawozdaniach tańczą niedopasowane?
Podniosła się ciężko z podłogi i ubrała się w przedpokoju. Czas na spacer po San Francisco, które o tej porze dnia oraz roku było średnio atrakcyjne - szare, ponure, jak posępny starzec, roztaczało opiekę nad zatoką. Ciemne niebo zaglądało momentami przez koc chmur, wiatr podrywał beztroskie liście oraz śmieci zostawione przez nieuważnych mieszkańców. Nieco pognieciony kubełek z KFC turlał się w kierunku nóg Dahlii. Stanęła na środku chodnika, nie mogąc się zdecydować, gdzie pójść.
Jeżeli byli w ogóle jacyś ludzie, to na widok wysokiej sylwetki pod kapturem szybko przemykali obok. Nieco odważniejsi rzucali okiem na twarz, tylko po to, żeby zauważyć bliznę i wyminąć osobę z dużym dystansem. Normalnie by odczuwała z tego powodu negatywne emocje, dziś pruła przez miasto z łatwością, niczym igła przechodząca przez lnianą chusteczkę. Wytyczała sobie trasy, bez przeszkód skręcając w przecznice, kolejne ściegi prowadziły do punktów, kojarzonych z absurdalnymi lub drastycznymi sytuacjami.
Kto w Obozie zajmował się Mgłą? Chejron, dzieciaki Wielkiej Trójki, ktoś jeszcze? Dzieci Hypnosa? No, chyba że tylko w obrębie snów. Sny łączyły się jakoś z boską zasłoną? Może modyfikowały halucynacje co najwyżej. Dzieci Hecate? To było problematyczne, bo nigdy się do nich nie zbliżała, zawsze to była banda dziwaków, nawet na standardy Obozu. Chejron był potężny, wiekowy, czy centaury mają od początku takie umiejętności?
Dotknęła latarni. Pod palcami poczuła, jak metal stawia opór i odpowiada zimnem. Czy to, co czuje, jest realne? Może w tym momencie dotyka czegoś innego. Gdyby tylko potrafiła zajrzeć pod spodem, odnaleźć ten szew rzeczywistości. Wyobraziła sobie, jak próbuje wymacać drobne załamanie i pociąga za sobą naklejkę, która może w tym momencie twardo się trzyma słupa światła ulicznego.
Patrzyła krytycznym okiem na scenerię - budki z hot dogami, auta hamujące z głośnym piskiem, wejście do parku. Gołębie, przemykający pod budynkiem bezpański pies, koty w oknach. Wszystko wyglądało… Dobrze. O ile to nie była makieta, z pseudoaktorami, mająca stworzyć iluzję bezpieczeństwa. Gdzieś tam mógłby przechodzić drugi półbóg, który bierze udział w podobnym teatrze. Może tak wszystko jest osadzone w świecie idei?
Niczemu nie ufała w tym momencie.
Gdy była gówniarą, często świat ją przerastał. Uciekała na ganek domu rodzinnego, chowała twarz w kolanach, cicho pochlipując, dopóki ktoś nie przyszedł i jej nie pocieszył. Rodzina zawsze była nieco zaskoczona i nie rozumiała do końca, czemu miała problem z sytuacjami, które się nie wydarzyły. Albo były zbyt wyolbrzymione. Tak Dahlia, świat jest beznadziejny i niebezpieczny, ale nie aż tak. Dasz radę pójść do sklepu, którego nie znasz. Zawsze tędy chodziłaś, czemu się teraz boisz? Ta kasjerka cię nie ugryzie. Tak, był tu wypadek, ale wypadki się zdarzają. No, chodź. Nie ma żadnych potworów pod twoim łóżkiem.
Pewnej posiadówki na ganku Marie ją objęła.
— Weź głęboki oddech i zawsze idź krok po kroku. Cokolwiek się nie wydarzy, bierz to za dobrą monetę.
Usłyszała w odpowiedzi pociągnięcia nosa. Dzieciak otarł łzy rękawem i podniósł wzrok na przybraną matkę.
— Za… dobrą monetę?
— Nawet jak nie wiesz czy to prawda, czy nie, to załóż, że tak. Jak się okaże nieprawdą, nic nie stracisz. Jak będzie to coś realnego, będziesz przygotowana. Nawet niebezpieczne sytuacje mogą mieć zalety. To, czego nie zobaczysz, nie może cię skrzywdzić.
— Zalety? Wtedy dostanę pieniądze?
— Może — Marie uśmiechnęła się.
 
To, czego nie zobaczysz, nie może cię skrzywdzić odbijało się szerokim echem w głowie. Teraz czuła się, jakby szła po obrzeżach wielkiej monety. Czy to była drachma, czy obol, czy cokolwiek innego, to złota powierzchnia przesłaniała to, co jest w stanie zobaczyć. Kasjerka cię nie ugryzie, szczególnie ta miła z Dunkin Donuts, z burzą wężowych loków. Nie ma potworów pod łóżkiem, za to pojawiają się znienacka, kiedy za bardzo się wychyli i pachnie jak młody, niewinny półbóg. Jak długo będzie siebie oszukiwać, tak Mgła tym bardziej się nie rozrzedzi. Nie pokaże urywka tego, co tak naprawdę się dzieje i na co by mogła się przygotować. Jeśli w ogóle by się jej udało.
Wzięła głęboki wdech. Cholerna Mgła. Jeszcze rozwiąże tą zagadkę, a przynajmniej będzie mogła umieścić siebie w końcu w konkretnym miejscu na szachownicy spraw boskich.
A teraz stoi w San Francisco i podejrzliwie patrzy na parującą budkę z parówkami i bułkami.
Bierz to za dobrą monetę.
Oby najlepszą monetą nie był obol wsunięty w jej usta.

────
[1068 słów: Dahlia otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia +13 za event]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz