Lotus weszła do mieszkania ze szmacianą torbą przewieszoną przez ramię i zmęczonym uśmiechem na ustach. Ostatnie dwa tygodnie naprawdę ją przetyrały i liczyła na to, że zazna w domu chociaż odrobiny spokoju. Czekała na nią książka, która od miesiąca kurzyła się na szafce i co najmniej trzy filmy do nadrobienia. Planowała weekend w łóżku. Koniecznie z herbatą i górą słodyczy. Anina jeszcze przez parę godzin miała być w pracy, więc zamknęła za sobą drzwi na klucz i z ulgą otoczyła się znajomym zapachem.
Jej nadzieje na spokojny weekend zostały szybko rozwiane, kiedy tylko weszła w głąb mieszkania. Wyglądało, jakby przeszło po nim tornado; kuchnia była zawalona brudnymi naczyniami, w kącie walały się kawałki stłuczonej szklanki, dwa pomidory zgniły w misce. Przez jedną, ale długą chwilę była przerażona, że matce coś się stało i nikt się o tym nie dowiedział, bo przecież mieszkała sama, kiedy Lotus z nią nie było. Wciąż w butach weszła po kolei do salonu i łazienki. Prysznic wciąż był opryskany kropelkami wody. Kiepski dowód, ale musiał jej wystarczyć jako potwierdzenie, że Anina rano z niego korzystała i wszystko było z nią w porządku. Oparła dłonie na umywalce. Po chwili ochlapała twarz chłodną wodą i wyszła z łazienki.
Jej pokój był jak zwykle nieco przykurzony, ale nietknięty. Zostawiła torbę na łóżku, zakasała rękawy i zabrała się za odgruzanie mieszkania. Otworzyła wszystkie okna, wpuszczając do środka chłodne, listopadowe powietrze, tym samym pozbywając się zatęchłego smrodu. W pierwszej kolejności zajęła się kuchnią, bo była w najbardziej opłakanym stanie, a potem poszło już z górki. Kiedy skończyła, zaczynało się ściemniać.
Po prysznicu, z włosami zawiniętymi w turban (była pewna, że zostawi na nim czerwone plamy, ale nie znalazła innego), próbowała zorganizować sobie kolacje, ale lodówka świeciła pustkami. Coś tu było cholernie nie tak. Jasne, Anina zawsze była nieco roztrzepana, ale nigdy nie doprowadzała mieszkania do takiego stanu, a jakieś jedzenie zawsze się znajdowało. Wygrzebała z dna szafki paczkę makaronu. Ugotowała całą, bo była pewna, że matka wróci z pracy głodna. Ot, makaron z masłem, żadne rarytasy, ale zjeść się dało.
Anina nie wróciła w ciągu, następnej godziny, ani dwóch, ani nawet trzech. Pracę zwykle kończyła o osiemnastej, a dochodziła dwudziesta i Lotus non stop nerwowo zerkała na zegarek. To, że matka się spóźniała nie było niczym nowym, ale wszystkie te nakładające się na siebie dziwne rzeczy sprawiały, że Lotus niczego już nie była pewna. Chrobot klucza w zamku usłyszała dopiero na kilka minut przed dwudziestą pierwszą. Słysząc to, niemal wyskoczyła z łóżka.
Kobieta raczej wtoczyła się, niż weszła do mieszkania. Przez kilka chwil nawet nie zauważyła, że stoi przed nią córka. Dopiero kiedy zrzuciła ze stóp buty, podpierając się o ścianę, uniosła na nią spojrzenie przekrwionych oczu.
— …Mamo? Piłaś? — zapytała zaniepokojona Lotus, doskakując do niej w jednej chwili.
Pytanie retoryczne; odór alkoholu czuła nawet wcześniej, stojąc niemal dwa metry od matki.
— Dwa drinki — wybełkotała w odpowiedzi kobieta, nieudolnie próbując się rozebrać.
Lotus niemal rzuciła się do pomocy, ale Anina średnio panowała nad swoimi ruchami. Okrycie spadło na ziemię, monety posypały się z kieszeni maminego płaszcza. Same drobne. Żadna z nich nawet nie pochyliła się, żeby je zebrać.
— Chodź, posadzimy cię na kanapie.
Złapała matkę za rękę i zaczęła ją powoli prowadzić do salonu. Kobieta ciążyła jej na ramieniu, ale Lotus nie takie ciężary już nosiła. Usadziła ją wśród futrzanych poduszek, choć w tej chwili niezbyt do nich wizualnie pasowała. Próbowała zachować spokój - mechanicznie nastawiała wodę na rumianek, mechanicznie pomogła Aninie pójść do łazienki, żeby opłukać twarz. Pościeliła jej łóżko i zostawiła, żeby mogła się przebrać, a kiedy sobie z tym nie poradziła, z tym też jej pomogła. Potem posadziła w czystej pościeli i przytknęła do ust kubek z ciepłą herbatą.
— Co się stało? — zapytała takim głosem, jakby mówiła do dziecka. Nie była pewna, czy matka w ogóle jej słucha.
Anina zaciskała trzesące się dłonie na kubku. Lotus bała się, ża wyleje na siebie herbatę, ale matka nie chciała jej oddać naczynia. Gapiła się przed siebie, zupełnie nie zwracając na nią uwagi.
— Wyrzucili mnie z pracy, kochanie — powiedziała w końcu, niewyraźnie, niemal z trudem.
Herbata i woda pomogły, ale nie mogły jej tak łatwo wyrwać ze szponów alkoholu. Jedyne, co się zmieniło to to, że już nie słaniała się na nogach. A może to była zasługa tylko tego, że siedziała.
— Mamo…
Lotus nie zapytała dlaczego, ani kiedy. Anina raczej nie była w stanie, który pozwalałby jej na tak skomplikowane odpowiedzi. Po prostu położyła dłoń na ramieniu matki i ścisnęła je delikatnie, ale kobieta i na to nie zwróciła uwagi. Przytknęła do ust kubek. Lotus siedziała z nią, dopóki nie wypiła herbaty, a potem położyła matkę do łóżka i poprosiła, żeby ją zawołała, gdyby w nocy źle się czuła.
Z otępieniem myła zęby, ledwo patrząc na swoje odbicie w lustrze. Związała włosy i wróciła do salonu, żeby zabrać kubek do kuchni. Monety, wciąż rozsypane na podłodze pod drzwiami, odbijały światło jarzeniówek. Po chwili wahania Lotus schyliła się i zaczęła je zbierać, jedną po drugiej. Chciała się zająć czymkolwiek. Byłaby w stanie zacząć w tym momencie odmalowywać ściany mieszkania, gdyby ktoś dał jej pędzej i kubeł farby. W końcu skończyła i wrzuciła drobniaki do skrzyneczki stojącej na blacie, gdzie matka trzymała drobne na zakupy. Jeszcze raz poszła umyć ręce. A potem zajrzała do salonu, żeby sprawdzić, czy Anina aby na pewno śpi. Dopiero potem wróciła do pokoju, zapaliła lampkę stojącą na biurku i usiadła na skraju łóżka. Ręce ją świeżbiły. Zrobiło się późno, ale ochota na sen szybko jej minęła, a o żadnej książce nie chciała nawet myśleć.
Słowa Aniny wiele wyjaśniały. Kobieta kochała swoją pracę - była recepcjonistką w domu spokojnej starości. Uwielbiała na co dzień pracować z ludźmi, z własnej woli robiła nadgodziny, zaprzyjaźniała się z mieszkańcami ośrodka. Bywały tygodnie, kiedy spędzała w pracy więcej czasu, niż w domu. Nic dziwnego, że to ją podłamało. A jednak Lotus nie mogła pozbyć się podłego wrażenia, że to wszystko jest cholernie nie w porządku, że powinna być zła. Dzieci nie powinny kłaść pijanych rodziców do łóżka, ani sprzątać zdezelowanych mieszkań, ani nawet martwić się o to, że mama nie wraca do domu. Dawno już przyzwyczaiła się do niego, że Anina nie jest jak inne mamy i nigdy taka nie będzie, ale wciąż była jej matką. To dlatego jej dłonie teraz tak mocno drżały, a do oczu cisnęły się łzy frustracji.
Wstała i otworzyła okno. Przysiadła na szerokim parapecie, niemal zrzucając z niego doniczkę z podwiędniętym kwiatkiem, i podkuliła kolana pod brodę. Nie miała pojęcia, co zrobić. Jak mogła pomóc matce? Wrócić na stałe do domu? Musiała przyznać, że nie podobała się ta opcja, ale co jeżeli nie miała innego wyjścia? Bała się, że Anina spędzała w taki sposób każdy wieczór od zwolnienia, a bogowie wiedzą ile takich wieczorów już minęło. Bała się, że matka przepija oszczędności i za miesiąc nie będzie miała za co zapłacić czynszu i kupić jedzenia. Nie tak to wszystko widziała.
Wytarła nos wierzchem dłoni, czując, jak wiatr wykrada ciepło z wnętrza jej pokoju. Już miała gęsią skórkę na rękach, ale to był teraz jej najmniejszy problem. Jej głowa zawsze pełna była słów, pomysłów i rozwiązań, a teraz tkwiła w niej jedynie pustka i gąszcz splątanych emocji. Złości, bo była zła na matkę, że doprowadziła się do takiego stanu. Wstydu, bo cichy głosik w jej głowie mówił jej, że jakoś mogła temu zaradzić. Frustracji, bo drugi cichy głosik szeptał, że jest bezradna i skończyły jej się ruchy. Była piętnastolatką bez pracy i jakichkolwiek pieniędzy, którymi mogłaby wspomóc matkę. Wszystko było strasznie, okropnie do dupy.
Nie przespała ani minuty tej nocy. Co pół godziny zaglądała do salonu, żeby upewnić się, że Aninie nic nie jest. Kręciła się po pokoju, myślała. Niedługo przed świtem rozpłakała się, bo pomimo godzin spedząnych na planowaniu różnych scenariuszy, niczego sensownego nie wymyśliła. Kiedy słońce już na dobre pojawiło się na niebie, a Anina wciąż spała, Lotus postawiła na stoliku obok łóżka matki szklankę z wodą. Potem wygrzebała nieco drobnych ze skrzyneczki i wymknęła się po cichu na zakupy. Starannie zamykając za sobą drzwi.
Jeśli tak to miało od teraz wyglądać, to jakoś da sobie radę. Nie wiedziała tylko jak długo.
────
[1342 słowa: Lotus otrzymuje 13 Punktów Doświadczenia +13 za event]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz