WIOSNA
Zanim Wanda zdążyła do niej podbiec, Kuźma rzuca Juanowi wściekłe spojrzenie. Tyle wystarcza, żeby sobie z nim poradzić. Zwierzę rży z niepokojem i wręcz odskakuje od dziewczynki, byle dalej od niej. Nerwowo przestępuje z nogi na nogę, kopiąc ziemię kopytami i prychając, a Kuźma tylko poprawia dawno nierozczesywane włosy i wraca do pracy kompletnie nieprzejęta Juanem.
— To, hm, imponujące — stwierdza Wanda ze słabym uśmiechem. Sama nie wie, czy powinna gratulować Kuźmie, czy też wziąć przykład z Juana i zacząć się jej bać. Powoli podchodzi do konia i wyciąga do niego dłoń, żeby delikatnie pogładzić go po pysku. — Już, już, spokojnie. Nic ci nie grozi…
Gdyby konie mogły przewracać oczami, Kuźma jest pewna, że właśnie to zrobiłby Juan w tym momencie. Zamiast tego to ona go wyręcza i odwraca się do Wandy plecami, żeby skupić się na swoich obowiązkach (nie, żeby chciała je wykonywać. Po prostu wiedziała, jakie konsekwencje ją czekają, gdy tego nie zrobi).
Wanda się do niej przyczepiła, i to jeszcze w taki sposób, że Kuźma nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, ani dlaczego jeszcze się nie znudziła albo nie uciekła od niej z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Naprawdę, prędzej spodziewałaby się takiej reakcji niż pytania „czy mogę ci pomóc?”. Dziewczynka nie podchodziła do rozmowy poważnie i nie wkładała w nią całej siebie, bo przecież… Wandzie chodzi tylko o Philip, to było jasne od samego początku. Kuźma jej nie interesuje, jest dla niej tylko środkiem, dzięki któremu dotrze do swojego celu. Po co więc się starać? Pewnie Wanda później pójdzie do swojej dziewczyny i ponarzeka na to dziwadło, które jedyne co robi, to sprawia kłopoty.
— No, i jak tam? Co ci jeszcze zostało?
Kuźma głęboko wzdycha i posyła Wandzie zmęczone spojrzenie. Naprawdę, nie ma dzisiaj ochoty na interakcje z ludźmi. Potrafią być tak męczący, zwłaszcza wtedy, gdy udają, że im na niej zależy.
— Trzeba je umyć — mruczy pod nosem. Najbardziej znienawidzone czynności zawsze zostawia na sam koniec. Jakieś milion razy błagała Philip, żeby przestała zlecać jej zajmowanie się końmi, ale ona wciąż powtarzała, że „po prostu muszą się ze sobą oswoić”. Po każdej z ich kłótni (które dziewczynka zawsze przegrywa, bo ma okropny zwyczaj zbyt szybkiego poddawania się) Kuźma witała konie zirytowanym rozchlapywaniem wody na wszystkie strony i trzaskaniem drzwiami, bo wiedziała, że nieważne, jak będzie się zachowywać, kolejny dzień spędzony w stajni nic nie zmieni. Pegazy nie darzą jej sympatią, ba, Kuźma jest całkowicie przekonana, że jej nienawidzą. Albo po prostu są przerażone, gdy tylko wyciąga do nich dłoń i to raczej nigdy się nie zmieni.
Wanda podchodzi do zadania znacznie bardziej entuzjastycznie niż Kuźma. Podczas gdy dziewczynka próbuje zmusić jednego konia do spokojnego pozostania w bezruchu, córce Aresa udaje się wyczyścić co najmniej dwa pegazy. Rzucenie tymi wszystkimi szczotkami powoli staje się coraz bardziej kuszące, a wyjście ze stajni i trzaśnięcie drzwiami — jeszcze bardziej.
— Przecież nic ci nie zrobię! — jęczy sfrustrowana. Pegaz nie wydaje się przekonany. Kuźma kontynuuje trochę cichszym tonem, żeby Wanda nie słyszała zbyt wiele: — Uspokój się, bez przesady. Przechodzimy przez to już któryś raz, możesz po prostu ze mną współpracować?
— Jakiś problem? — Uśmiechnięta Wanda pojawia się tuż obok Kuźmy, która z całych siły próbuje nie pokazać po sobie, że jej serce prawie się zatrzymało. Nie, nie przestraszyła się i będzie to sobie powtarzać, dopóki ze słabego kłamstwa nie zmieni się w prawdę.
— Żaden — prycha pod nosem i już ma udowodnić dziewczynie, że radzi sobie ze wszystkim doskonale, ale niestety pegaz, którego próbowała umyć, wykorzystał moment i zniknął z pola widzenia Kuźmy. Robi głęboki wdech i powoli wypuszcza powietrze, licząc do pięciu. Z największą chęcią rzuciłaby w kogoś wiadrem, ale prawdopodobnie nie skończyłoby się to dla niej dobrze. Czy nie mogła się po prostu poddać? Zameldować Philip, że ma dość koni, a one mają dość jej i nigdy nie będą w stanie ze sobą kooperować?
— Wiesz, ja naprawdę zawsze jestem chętna do pomocy — mówi Wanda, przywracając Kuźmę to rzeczywistości. — Możesz mi powiedzieć wszystko, uwierz. Nic mnie do ciebie nie zniechęci.
— Mhm. Na pewno.
— Przecież mówię!
— Słuchaj. — Kuźma wbija wzrok w twarz Wandy, tak głupio szczęśliwą. — Nie musisz się nade mną litować.
— Ale ja się…
— Po prostu… po prostu przestań. Nie musisz udawać, że chcesz się ze mną przyjaźnić — wyrzuca z siebie, patrząc idealnie w środek nosa dziewczyny. Uśmiech znika z twarzy Wandy, teraz wygląda na… zdezorientowaną.
— Ale… Nie rozumiem — mówi z miną smutnego szczeniaczka.
— Nawet się nie pogrążaj. — Kuźma schyla się po wiadro z wodą. — Dobrze wiem, co ludzie o mnie myślą — rzuca i odwraca się, żeby znowu spróbować wyczyścić zwierzęta (nie byłoby łatwiej po prostu się poddać?).
— Czy możesz mi chociaż wytłumaczyć, o co ci chodzi?
— Och, o rzeczy w stylu, no wiesz, „przerażający dziwak”? — sarkastycznie prycha Kuźma. — „Mam dreszcze, gdy tylko ją widzę”?
— Czemu niby ludzie mają tak o tobie myśleć? — Mimo że Wanda zdaje się szczerze zdziwiona, Kuźma wydaje z siebie dźwięk, który ma udawać suchy śmiech. Dziewczyna mówi to tak, jakby sama ani przez chwilę tak o niej nie pomyślała i tak, dla Kuźmy jest to niesamowicie zabawne.
— Bo moim ojcem jest Pavor? Na przykład?
Wanda otwiera szerzej oczy, unosi brwi. Kuźma niemal widzi, jak jej myśli kotłują się w jej głowie, gdy próbuje połączyć fakty, które w żaden sposób nie chcą zostać połączone. To jak próbowanie ułożenia dwóch zestawów puzzli w jeden obrazek. Nic do siebie nie pasuje, a w pewnym momencie człowiek przestaje rozróżniać jeden zestaw od drugiego i sam nie wie, co tak właściwie próbuje osiągnąć.
— Ale mówiłaś, że jesteś… że jesteś nieuznana…? — duka Wanda, marszcząc brwi, jakby uświadomienie sobie oczywistego kłamstwa Kuźmy było dla niej zadaniem o wiele za trudnym. Zadziwiające, jak łatwo potrafiła zaufać ledwo co poznanej osobie.
— Nikt nie powiedział, że musisz mi wierzyć. — Ciężko stawia wiadro na ziemi, krople rozchwianej wody ochlapują siano dookoła. Pegaz posyła przerażone spojrzenie Kuźmie i nerwowo rży, jakby zamiast trzymanej przez nią szczotki widział nóż. — A teraz spadaj. Nie musisz się tu dłużej męczyć. A ty — celuje palcem w konia — nie ruszaj się i daj się wyczyścić, bo przysięgam, jeżeli tego nie zrobisz, to skrzywdzę ciebie, kogoś innego, albo siebie.
Pegaz chyba bierze sobie tę groźbę do serca, ale nie w sposób, jakiego oczekiwała po nim Kuźma. Zwierzę rży głośno, jego rozbiegane oczy szukają ratunku u innych koni, które łypią na niego z niepokojem. Gdy dziewczynka próbuje choć musnąć go szczotką, wierzga gwałtownie i macha skrzydłami w panice. Narzędzie upada na ziemię, a Kuźma gwałtownie wciąga powietrze i zakrywa twarz ramionami, starając się złagodzić uderzenia skrzydeł. Próbuje jakoś wydostać się z ogarniętego chaosem boksu, ale jej pole widzenia jest ograniczone na tyle, że nie ma pojęcia, w którą stronę idzie.
— Kurwa, ja żartowałam! Przysięgam! — piszczy dziewczynka, ale koń ani myśli jej słuchać. Jej panika jedynie wzmacnia przerażenie, które ogarnęło pegaza.
Sytuacja… no, cóż, nie należy do najprzyjemniejszych.
───
[1117 słów: Kuźma otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz