— Nie mówię, że musisz brać w tym jakiś… aktywny udział — tłumaczy Niketas, gestykulując znacznie żywiej i gwałtowniej, niż wymaga tego sytuacja. — Proszę cię tylko o pomoc. Nic wielkiego. Przysięgam, słowo harcerza.
Ulf nie wydaje się przekonany, ale Niketas (z doświadczenia, które udało mu się zdobyć od momentu poznania brata) dobrze wie, że on zawsze tak wygląda. Przynajmniej było tak w zdecydowanej większości sytuacji, w których ktoś próbował użyć na nim swojej umiejętności perswazji i nie wychodziło mu to szczególnie dobrze. Nawet jeśli on nie jest najlepszy w przekręcaniu prawdy, Ulf ma niezwykłą zdolność wyczuwania kłamstw innych osób.
Chłopiec przechyla głowę, marszcząc brwi.
— Co masz na myśli, mówiąc „pomoc”?
— No, nic wielkiego. Przykręcenie paru śrubek tu i tam — mamrocze Niketas. Przez cały czas grzebie w jakimś niezidentyfikowanym urządzeniu, a zestaw malutkich śrubokrętów leży rozrzucony w nieładzie na biurku. — Potrzebuję paru prostych zabawek.
— Na twoim miejscu poprosiłbym o to kogoś od Hefajstosa — mówi Ulf nieco spiętym głosem. Dlaczego akurat on? W obozie jest tyle lepszych od niego osób, bardziej przystosowanych do wykonania takiego zadania.
— O to właśnie chodzi, żeby ich o to nie prosić — stwierdza Niketas tak, jakby już wcześniej wytłumaczył wszystko Ulfowi, zamiast ciągłego omijania sedna swojego planu i zmuszania brata do domyślania się wszystkiego samemu. Nie powinien był zapominać, że Ulf nie jest szczególnie dobry w domyślaniu się ukrytego znaczenia i sensu w czyichś słowach.
— Hę?
Niketas posyła mu zmęczone spojrzenie, którego Ulf nie jest w stanie zobaczyć, bo ciemne szkła okularów jego brata skutecznie utrudniają dostrzeżenie jego oczu.
— Sony by mi pomogła — mówi, próbując brzmieć na zrozpaczonego tym, że Sony tutaj nie ma. Po jej przeprowadzce do domku Apollina czuł, jakby z jedenastki zniknęły przynajmniej trzy osoby. Dzieciak miał talent w zajmowaniu sobą przestrzeni i głów innych ludzi.
Ulf nie zrozumiał aluzji. Lekko wzrusza ramionami i mruczy pod nosem coś na tyle niezrozumiałego, że nawet Niketas, który już zdążył przyzwyczaić się do niewyraźnej dykcji brata, nie jest w stanie niczego zrozumieć.
— Tylko parę śrubek, przysięgam. — Unosi jedną dłoń jak do przysięgi harcerskiej, a drugą kładzie na piersi. — Nic więcej.
— Dobra — niechętnie zgadza się Ulf, bo kilka śrubek brzmi znacznie lepiej niż przeciąganie tej rozmowy w nieskończoność.
W ciszy Niketas lutuje płytki elektryczne, a Ulf próbuje jak najschludniej przykręcić wszystkie śrubki tam, gdzie kazano mu je przykręcić. Urządzenia, które wytwarza Niketas, nie przypominają Ulfertowi czegokolwiek, co kiedykolwiek widział, ale zgaduje, że nie dowie się o nich niczego ponad to, co już o nich wie. W gruncie rzeczy nie wie o nich nic, ale Niketas ani przez chwilę nie wyraził najmniejszej chęci na wytłumaczeniu Ulfowi swojego planu, ani jakiejkolwiek… genezy powstania tych małych, bezkształtnych potworków. Jeszcze trudniejszym zadaniem jest rozszyfrowanie, co one tak właściwie mają robić. Lutownica w dłoniach Niketasa nie zwiastuje niczego przyjemnego, a jego talent do wymyślania pomysłów najdziwniejszego sortu jedynie sprawia, że wszystko, co robi, staje się jeszcze bardziej niepokojące.
Niketas ociera nieistniejący pot z czoła, gdy za oknem domku roztacza się ciemność, a Arnar już dziesięć razy powiedziało, że powinni zgasić światło (po tych kompletnie bezskutecznych próbach wymamrotało coś pod nosem i obróciło się twarzą do ściany. Już po kilku minutach można było usłyszeć jeno ciche chrapanie, a pozostali sfrustrowani mieszkańcy jedenastki szczelnie zaciągnęli zasłonki przy swoich łóżkach i próbowali ignorować Ulfa i Niketasa). Wspaniałe dzieło Hermasiaka zostało ukończone: na środku biurka leży kilka plastikowych prostokątów, kryjących w swoim wnętrzu pieczołowicie przygotowane przez Niketasa płytki elektryczne (nikt nie ma pewności, czy są sprawne i czy nie spowodują zwarcia). Ulf patrzy na nie ze znacznie mniejszą satysfakcją niż jego brat, a jego powieki sprawiają wrażenie tak ciężkich, że utrzymywanie ich uniesionych staje się czynnością zdecydowanie za trudną.
— Fajrant! — krzyczy szeptem Niketas i klepie Ulfa po ramieniu. — Zwalniam cię.
— Spoko.
Podrzucanie niewielkich urządzeń w wybrane przez Niketasa miejsca zajmuje mu znacznie więcej czasu, niż sądził, że zajmie. Największy problem stanowiło zrobienie tego tak, żeby nikt go nie przyłapał, a patrząc na herosów, którzy całymi dniami kręcili się po całym obozie, jak gdyby nie potrafili znaleźć swojego miejsca, zadanie nie należało do najłatwiejszych. Potem jeszcze dużo czasu spędził na zastanawianiu się, czy na pewno włączył samowyzwalacze. Przekonuje się o tym dopiero wtedy, gdy w całym obozie rozbrzmiewają ciche słowa piosenki, którą Niketas wybierał jeszcze dłużej, niż tworzył projekt malutkich pozytywek.
„Klubowa Vixa” Cypisa prześladuje Obóz Herosów, dopóki sfrustrowani obozowicze nie odnajdują wszystkich urządzeń stworzonych przez Niketasa. Następnie urządzono masową egzekucję. Rozdeptanie pozytywek nie sprawia jednak, że herosi przez cały miesiąc nie przyłapują się na bezmyślnym nuceniu pod nosem „Klubowej Vixy” (mają ochotę się sami spoliczkować).
[745 słów: Niketas otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz