ZIMA
Terry zdążył już przyzwyczaić się do tego, że ludzie zazwyczaj nie ufali mu, gdy miał zostać sam. Ten brak zaufania nie był bynajmniej spowodowany jego niezdarnością czy brakiem odpowiedzialności, którą zazwyczaj przypisywano dwunastolatkom. U Terry’ego przyczyną uniesionych brwi i podejrzliwych spojrzeń był fakt, że nawet gdy miał zostać sam, to kompletnie ignorował to polecenie i przyczepiał się do kogoś, kogokolwiek, jak rzep do psiego ogona… zresztą, on i tak już od dawna był do tej osoby przyczepiony. Po prostu nie sposób było się go pozbyć. Ku swemu nieszczęściu, Gaspar musiał tego doświadczyć i trwało to już zdecydowanie za długo nawet dla niego.
— A może chcesz pobawić się z Daisy? — zaproponował (w tym momencie już desperacko, bo Terry zdążył odmówić dziesiatkom innych propozycji, które złożył mu Gaspar) i ostentacyjnie wskazał na dziewczynkę rzucającą śnieżkami w innych obozowiczów. Jego brat udał, że przez chwilę myśli nad dołączeniem do Daisy i wbił w nią nieruchome spojrzenie, ale już po chwili zamaszyście pokręcił głową. Jego policzki były zaróżowione od zimna i mimo wciśnięciu na siebie jak największej ilości warstw ubrań, nadal wyglądał, jakby zamarzał. Tak też się zresztą czuł, ale posiadał jeszcze trochę dumy, żeby nie wspominać o tym co kilka sekund. Po prostu uparcie wbił dłonie (miał na nich dwie pary rękawiczek) w kieszenie i chodził za Gasparem krok w krok, gdziekolwiek poszedł. Warto wspomnieć, że był przy tym ogromną przeszkodą w odśnieżaniu przestrzeni między domkami, bo Gaspar ciągle musiał uważać, żeby przypadkiem nie obsypać brata śniegiem albo nie uderzyć go łopatą. Specyficznie dla niego było to tak trudne zadanie, że próbując temu zapobiec, zdążył kilka razy rzucić sobie śniegiem w twarz i wbić sobie trzonek łopaty w brzuch.
— A może… — Gaspar rozejrzał się dookoła i spróbował oprzeć się na łopacie, ale ta wyślizgnęła mu się z rąk i Terry musiał odskoczyć, żeby nie spadła prosto na niego. — Oj, przepraszam — rzucił, gdy wreszcie odzyskał równowagę. — No, wracając — otrzepał spodnie ze śniegu — może… O, bogom dzięki, Kazue!!
Dziewczyna skrzywiła się, gdy tylko usłyszała swoje imię i Terry spodziewał się, że po prostu odejdzie. Zaskoczyła go, bo zamiast tego niechętnie podeszła do Gaspara, kopiąc grudki śniegu na miejsca, które chłopak przed chwilą odśnieżył.
— Czego? — mruknęła.
— Eee, mogłabyś zająć się Terrym? — Z tymi słowami Gaspar popchnął chłopca tak, że ten prawie zaliczył bliskie spotkanie z klatką piersiową Kazue. — A ja, wiesz, muszę odśnieżać. Takie życie, taka praca, rozumiesz! Papa!!
— Czekaj, co? — wyrzuciła z siebie zaskoczonym tonem, zdezorientowana zmarszczyła brwi. Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymała, było pożegnalne pomachanie do niej dłonią. Potem Gaspar przyspieszył kroku i tyle go widzieli. — Poje- — zerknęła na Terry’ego. — Pooookręcony z niego gość — mruknęła gorzko.
Chłopiec spojrzał na Kazue (a żeby to zrobić, musiał mocno zadrzeć głowę, bo nie sięgał jej nawet do ramienia) i zdecydował, że lepiej będzie pobiec za Gasparem, niż z nią zostać. Było w niej coś, co go przerażało. Dlatego odwrócił się do niej plecami (chociaż wydawało mu się, że to bardzo zły pomysł) i już miał iść w stronę, w którą udał się jego brat, ale został zatrzymany w pół kroku. Palce Kazue zacisnęły się na jego ramieniu i potrafił je poczuć przez podkoszulek, dwa swetry, bluzę i kurtkę, co było niebywałym doświadczeniem sensorycznym. W dodatku takim, którego nie chciał odczuwać.
— Dokąd to?
Chłopiec nie odpowiedział na to pytanie i trudno było stwierdzić, czy zrobił to dlatego, że uznał to za bezpieczniejszą opcją, czy dlatego, że nie chciał. Zamiast tego obejrzał się przez ramię, żeby rzucić okiem na Kazue, ale po napotkaniu jej wzroku natychmiast odwrócił się z powrotem. Sytuacja, w której się znalazł, nie podobała mu się coraz bardziej. Chociaż, skoro dziewczyna przyjaźniła się z kimś takim jak Gaspar, to nie mogła być aż tak okropna. Mimo tego Terry nie spodziewał się, że zaproponuje mu wspólne budowanie iglo albo ulepienie bałwana.
— Skoro już kazał mi się tobą zająć, to polecam ci współpracować — wycedziła te słowa jak człowiek, który miał duże doświadczenie w zastraszaniu innych ludzi. Terry’emu nie podobał się ten ton. Tym bardziej nie podobało mu się to, jak wyraźnie potrafił wyobrazić sobie swoją głowę topioną w obozowej toalecie. — To… co lubią robić dzieciaki? Nie chcesz może skoczyć do sklepu, żeby kupić roślinki? — Terry zmarszczył brwi i przechylił głowę. Nie wiedział, czy na pewno usłyszał poprawnie to, co powiedziała, zwłaszcza że jego słuchawki skutecznie tłumiły głos Kazue. — Nieważne — mruknęła po kilku sekundach niezręcznej ciszy. — Ty w ogóle coś mówisz? — spytała kompletnie poważnie, bo milczenie chłopca zaczęło powoli ją irytować. Jeśli Gaspar wkopał ją w opiekę nad niemym dzieckiem, to następnym razem, gdy się spotkają, nie będzie już taki szczęśliwy.
Terry… pokiwał głową.
— W sensie, werbalnie. Nie gestami, rozumiesz? — wytłumaczyła mu Kazue, a on ponownie skinął głową.
Przez kilka sekund po prostu się na siebie gapili. Nie w taki sposób, jak niektórzy, gdy przeprowadzają między sobą konwersację niewymagającą słów. Gapili się na siebie, jak ludzie, którzy za grosz nie potrafią się porozumieć i oboje zastanawiają się, co jest nie tak z drugą osobą. Nie doszli do jakiegokolwiek logicznego wniosku, bo należy przyznać, że z nimi obojgiem dużo rzeczy było “nie tak”.
— Dobra, idziemy — zdecydowała Kazue i Terry za nią poszedł, chociaż wszystko w jego ciele krzyczało, żeby tego nie robił. Jego nowa… opiekunka (bo nie sposób było nazwać ją “przyjaciółką” albo nawet “znajomą”, gdy wiedział, że próbowała z nim wytrzymać tylko przez prośbę Gaspara) wzbudzała w nim nie tylko strach, ale też wszystkie inne negatywne emocje, o których można było pomyśleć. — Pobawimy się. — Jakimś cudem te słowa w jej ustach zabrzmiały, jakby zamiast zagrania w głupią grę, miała na myśli podpalenie całego obozu albo od razu całego świata, bo po co się ograniczać.
Terry’emu zdecydowanie taka zabawa się nie podobała. Ze wzrokiem utkwionym w ślady ciężkich butów Kazue, które zostawiała na śniegu, powoli za nią dreptał. Próbował dopasować swoje kroki do kroków dziewczyny, starając się stąpać po jej śladach, ale okazało się, że różnica w długości ich nóg jest tak zatrważająca, że jeden krok Kazue był równy dwóm Terry’ego (. Chłopcu wydawało się, że co chwilę próbuje zrobić szpagat, zamiast iść, więc zanim stracił równowagę i wylądował twarzą w zaspie, zrezygnował z prób naśladowania Kazue. Nieważne, jak na to patrzeć, był to mądry wybór.
Kazue?
───
[1015 słów: Terry otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz