niedziela, 12 stycznia 2025

Od Kala CD Elianne — ,,Cherry flavoured conversations"

Poprzednie opowiadanie

JESIEŃ

Nie jest to kawiarnia, którą wymarzył sobie Kal. Ciepła, z miłą obsługą, estetycznie udekorowana… W gruncie rzeczy nie jest to jakakolwiek kawiarnia, a raczej grożący zawaleniem się zbitek starych belek, który co najwyżej zmierzyłby krzywym spojrzeniem, zmarszczył nos i ominął szybkim krokiem. Chociaż, bardziej realistycznie, nawet by go nie zauważył, a tym bardziej nie dostrzegłby w nim piękna, które zdaje się widzieć Eli. Nieważne, jak długo gapi się na stróżówkę, nadal pozostaje szara, zniszczona i… po prostu brzydka.
— Nie chcę wracać — zapewnia ją tonem na tyle bezbarwnym, że trudno jest znaleźć w nim jakąkolwiek emocję. — To… wow. Nie… nie spodziewałem się. — Uśmiecha się lekko, nie będąc pewnym, czy ten uśmiech jest wymuszony, czy nie.
Przechyla głowę, szukając w stróżówce tego, co widzi w niej Eli. Tego, co sprawiało, że polubiła to miejsce i co, może, sprawiłoby, że Kal też by je zaakceptował. Zachmurzone niebo i chłodny wiatr z pewnością mu nie pomagają, jesienna, smutna pogoda sprawia, że wszystko wygląda, jak na starych fotografiach. To miejsce przypomina Kalowi rysunek nakreślony węglem, brudny i trochę krzywy, ale gdy patrzy się na niego z chęcią odnalezienia w nim czegoś ładnego, nareszcie zauważa się specyficzne piękno, które może przyciągnąć innych ludzi. Taką osobę jak Eli, dla przykładu. Z rzadką umiejętnością dostrzegania czegoś więcej w rzeczach, które dla innych są warte jedynie wyrzucenia do śmieci.
— Mówiłaś coś o herbacie? — Kal zerka na Eli. W tym momencie przypomina mu szczeniaka, którego miska okazała się pusta i przez to pogrążył się w rozpaczy. Zmiana jej nastroju jest przerażająco łatwa do wyczucia, a Kal… bierze na swoje barki poprawienie jej humoru. Nie robi takich rzeczy często. Zalatuje to litowaniem się nad innymi, a on nieszczególnie przepada za tą ideą.
— A, no tak. — Niepewnie patrzy na Kala, prawie tak, jakby wcale nie ciągnęła go całą drogą z determinacją godną herosa wysłanego na misję zabicia sfinksa (dodając do tego fakt, że heros ten desperacko pragnął przeżyć).
— Pomarańcza i wanilia? — Kal beztrosko rzuca tym pytaniem, nareszcie ruszając się z miejsca, zmierzając do stróżówki. Z każdym krokiem rozsypuje na boki liście, które pokrywały polanę gęstym dywanem. — Bo jeśli nie zapamiętałaś mojego ulubionego smaku, to nie wiem, czy mogę nazywać się swoją przyjaciółką — próbuje zażartować, ale nie przywykł do rzucania śmiesznymi uwagami. Trudno jest mu odnaleźć właściwy ton, którego powinien użyć, więc ostatecznie wychodzi trochę zbyt sucho i oschle, ale Eli i tak prycha śmiechem (Kal dobrze wie, że jej to nie rozbawiło).
— Pamiętam — mówi dziewczyna i przewraca oczami. — Nikt nie ma tak dziwnych upodobań, jak ty.
— Jestem wyjątkowy — mruczy pod nosem, choć brzmi na tak zniesmaczonego, że ktoś mógłby powiedzieć, że właśnie się zwyzywał. Chwyta szczebel drabiny skostniałymi palcami (w nadziei, że nie wbije sobie żadnych drzazg) i bierze swobodny wdech dopiero wtedy, gdy jest już na szczycie. Wchodzenie po starych, drewnianych drabinach zdecydowanie nie jest czymś, co robiłby z przyjemnością.
Wnętrze stróżówki jest jeszcze bardziej rozczarowujące niż jej zewnętrzny wygląd, ale Kal umiejętnie ignoruje ten fakt. Eli widocznie się postarała, na podłodze leżał kolorowy koc, a na nim talerze ze słodyczami i dwa termosy z herbatą. Prawie tak, jakby urządzili sobie piknik. Tylko że jesień zdecydowanie nie jest porą roku, podczas której Kal marzył o posiłku na świeżym powietrzu. Zresztą, nigdy nie marzył o czymś takim, bo siedzenie na ziemi (nawet gdy rozłożono na niej koc) nie stanowiło dla niego najmniejszej przyjemności. Parę razy poświęcił się dla Mischy, teraz poświęci się dla Eli. Sprzeciwianie się kobietom jeszcze nigdy nie wyszło mu na dobre (obecna sytuacja również jest tego przykładem).
Eli siada na kocu po turecku, a Kal po chwili idzie w jej ślady. Nie bez pewnego obrzydzenia, którego z całych sił próbuje po sobie nie pokazać.
— Chcesz spróbować? — Eli przerywa ciszę, podsuwając Kalowi swoją herbatę pod nos.
— Jaka to?
— Zgadnij. — Dziewczyna uśmiecha się szeroko, choć Kal nie ma pojęcia, czemu cieszy ją torturowanie go.
Sceptycznie przygląda się napojowi, który kolorem nie różni się od zwykłej, czarnej herbaty. No, może jest trochę bardziej czerwona, ale w kubeczku termosu nie widać zbyt wiele.
— Zgaduję, że ma zapach, który wszyscy bardzo dobrze znają — stwierdza z przekąsem — a ty po prostu chcesz się ze mnie pośmiać.
— Wcale nie! — mówi Eli, ale Kal tylko sceptycznie unosi jedną brew.
Po pierwszym łyku chłopak krzywi się z niesmakiem i oddaje Eli kubeczek tak szybko, że prawie rozlewa pozostałą herbatę.
— Fuj — dzieli się z nią swoją profesjonalną opinią. — Porzeczka?
— Malina — śmieje się Eli. — Jesteś w tym okropny.
— Byłem blisko.
Eli tylko kręci głową z rozbawieniem.
Kal ma ochotę stamtąd uciec. W tempie natychmiastowym. 

 Elianne? 
─── 
[744 słowa: Kal otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz