Kuźma jest stworzeniem… specyficznym. Ewentualnie totalnie aspołecznym, ale to słowo nie jest w stanie w pełni jej opisać. Za jej przydługą grzywką kryje się znacznie bardziej skomplikowana istota, niż stereotypowa emo nastolatka, chociaż niektórzy mogliby się z tym stwierdzeniem kłócić. Jeśli kłóciliby się z Kuźmą, całkiem szybko by wygrali, bo dziewczynka nie jest szczególnie dobra w bronieniu swojego stanowiska, gdy osoba, z którą się kłóci, jest w jej mniemaniu skrajnie głupim człowiekiem (albo stereotypowy Amerykaninem, wtedy w jej sercu budzi się dawno zapomniany patriotyzm). Dlatego, jako stworzenie bardzo specyficzne, nie jest przygotowana na sytuację, w której znajduje jakiegoś chłopca, którego górna część ciała z jakiegoś powodu znajduje się pod jej łóżkiem. Dolna, cóż, jest wypięta w jej stronę i ona zastanawia się, czy bardziej niepoprawne jest gapienie się na nią, czy odwrócenie wzroku i stłumienie odruchu wymiotnego.
Trzeba przyznać, Kuźma jest w kropce. Na moment się zawiesza z rozchylonymi ustami i oczami otwartymi trochę szerzej, niż zazwyczaj, bo widok rozciągnięty przed nią odejmuje jej mowę.
Przez moment zastanawia się, czy nie lepiej byłoby po prostu zacisnąć zęby, udać, że nic nie widziała i wyjść z baraku, żeby wrócić później, jak delikwenta już nie będzie. Zapomnieć o całej sprawie i nigdy nie pytać, czemu ktoś postanowił grzebać pod jej łóżkiem, czego nie robiła nawet ona (!!). Zamiast tego zaciska zęby i kopie chłopca w udo (na tyle lekko, żeby nie został siniak, ale na tyle mocno, żeby trochę zabolało), bo uznaje, że kopnięcie go w pośladki jest trochę poniżej jej godności.
— AŁA! — krzyczy znacznie głośniej, niż wymaga tego sytuacja i Kuźma zdaje sobie sprawę, że skądś kojarzy ten głos. Bardzo dobrze go kojarzy.
— Co ty odpierdalasz? — mruczy i tak tam stoi, kompletnie wmurowana podłogę, dopóki Ricky nie wygrzebuje się spod jej łóżka. Ona nawet nie jest w stanie wymyślić jakiegoś złośliwego komentarza! Po prostu lekko mruży oczy z dezaprobatą, a twarz chłopca rozjaśnia się szerokim uśmiechem na jej widok. Trochę… niespodziewane. Niekonwencjonalne.
— O, jesteś! Świetnie, świetnie, szukałem cię wszędzie, dosłownie wszędzie!
— Nie jestem aż tak dziwna, żeby chować się pod własnym łóżkiem.
— Okej, ale słuchaj — Kuźma słucha bardzo uważnie — potrzebuję małej pomocy. Drobniutkiej.
Czy właśnie nadszedł czas na odwdzięczenie mu się za pomoc z pokonaniem tego okropnego stracha na wróble? Kuźma nadal nie ma pewności, dlaczego Ricky przez miesiąc po tym wydarzeniu powtarzał pod nosem ,,kabulon”, gdy tylko ją widział. W każdym razie, była mu wtedy dozgonnie wdzięczna, sama nie dałaby rady wypędzić demona, który chował się pod nędznym, słomianym przebraniem. Co za tym idzie, chyba jest mu dłużna oraz, jak się okazuje, pokłada w nim o wiele więcej zaufania, niż ktokolwiek inny.
Mimo że patrzy na niego trochę spod byka (bo trudno jest patrzeć na kogoś wyższego od siebie inaczej, niż spod byka albo zadzierając głowę do góry, a Kuźma bardzo nie chce zadzierać głowy, żeby móc spojrzeć na kogokolwiek), Ricky jakimś sposobem wyczytuje w jej twarzy zgodę. Albo po prostu do kontynuacji zachęca go brak odmowy, którą zazwyczaj słyszy od razu, jak wypowie jedno słowo, a czasem nawet nie musi go wypowiadać, żeby ktoś krzyknął (bardzo dramatycznym głosem): ,,NIE” i odbiegł od niego na bezpieczną odległość. Prawie tak, jakby Ricky mógł ich porazić prądem (mało możliwe), oblać kwasem (bardziej prawdopodobne), albo rzucić chemicznym sucharem (najbardziej prawdopodobne, nawet bardziej, niż prawdopodobne).
— Potrzebuję pewnych składników — (mistyczne ruszanie palcami, które przypominają Kuźmie pająki) — do mojego eksperymentu. Wielkiego, ambitnego eksperymentu.
— Będziemy zabijać demony?
Ta odpowiedź zaskakuje go jeszcze bardziej, niż bardzo rzadko słyszane ,,tak” (którego zresztą teraz też nie usłyszał). Chwilę zajmuje mu przerobienie tych słów w mózgu, żeby odnaleźć w nim ambitną odpowiedź.
— Dam ci… o bogowie, dam ci… cynk. — Kuźma marszczy brwi w zdezorientowaniu, gdy Ricky wybucha śmiechem, albo raczej niepohamowanym chichotem. Chyba coś ją omija. — Okej. Znaczy, tak. Znaczy, może. Może będziemy.
— Dobra.
— Co ,,dobra”?
— No, pomogę ci.
Ricky obdarza ją tak szerokim uśmiechem, że Kuźmę od samego patrzenia bolą policzki. Naprawdę jej udział w jego przedsięwzięciu aż tak go cieszy? To chyba pierwszy raz od zarania dziejów, gdy udział Kuźmy w czymkolwiek cieszy kogokolwiek. Zwłaszcza kogoś, kto miał już z nią styczność i prawdopodobnie odczuł ogromną ulgę, gdy w końcu sobie poszła. Ricky okazuje się jednym z niewielu ludzi, którzy na jej widok nie dostają gęsiej skórki.
— Super! — wykrzykuje chłopiec i łapie palce Kuźmy w swoje dłonie, potrząsa nimi mocno. — Wręcz wspaniale! Jesteśmy umówieni!
Wybiega z baraku, nie mówiąc, kiedy i gdzie są umówieni. Ani czy Kuźma potrzebuje czegoś więcej niż swojej głowy, żeby mu pomóc i przyczynić się do powodzenia ich misji. Ani na czym dokładnie ta misja będzie polegać. Na szczęście Ricky nie należy do gatunku ludzi tajemniczych, tylko do gatunku ludzi, którzy zapominają o tym, że zostawili czajnik we włączonym piekarniku i że mieli obserwować wyniki tego pokrętnego i marnego eksperymentu. To trochę ją pociesza.
Kuźma przez chwilę stoi w miejscu, nie wiedząc, co ze sobą teraz zrobić. Jak ma się przygotować? Co ma spakować do plecaka i jakie przypinki dobrze byłoby od niego odczepić, żeby nie ryzykować zgubienia ich? W co się ubrać, czy potrzebują kamuflażu? A może musi jeszcze trochę poćwiczyć fechtunek, bo gdy ktoś ich zaatakuje, jej umiejętności mogą być za niskie?
Otrząsa się z myśli, gdy ktoś jej nie zauważa i potrąca ją w ramię, przechodząc obok.
— Patrz, jak leziesz — strofuje go ostrym głosem. Legionista wzdryga się i mamrocze pod nosem przeprosiny, po czym próbuje znaleźć sposób, dzięki któremu znalazłby się na drugim końcu baraku jak najszybciej.
Za to Kuźma, wciąż ze zmarszczonymi z irytacji brwiami, klęka na ziemi, żeby zajrzeć pod swoje łóżko. Na zakurzonej podłodze, oprócz kilku papierków po cukierkach, leżą dwie samotne, nadpalone karty z pokemonami. Z wysiłkiem wyciąga je spod łóżka, żeby odkryć, że to Sandshew i (chyba) Koffing, ale stan drugiej karty może pozostawiać naprawdę wiele do życzenia. Kuźma marszczy brwi i odwraca ją do góry nogami, przechyla ją pod różnymi kątami, żeby dotarło do niej więcej światła, ale mimo tych prób nie dochodzi do żadnej konkluzji. Zadanie okazuje się jeszcze trudniejsze od gry ,,Zgadnij, jaki to pokemon!” na końcu każdego odcinka. To, co wygląda jak Koffing, równie dobrze może być kawałkiem kompletnie innego pokemona.
Po chwili namysłu Kuźma wyrzuca karty do kosza na śmieci.
Ricky?
──────
[1017 słów: Kuźma otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz