sobota, 4 stycznia 2025

Od Edgara CD Artema — ,,Sober to death"

Poprzednie opowiadanie

LATO

Pewność siebie (o ile jakąkolwiek w ogóle posiadałem — a jeśli już, to podczas jakiegoś maniakalnego epizodu) z każdą sekundą ze mnie upływała jak powietrze z przebitego balona. Nienawidziłem, gdy moje przypływy motywacji w pewnej chwili (bez żadnego zupełnie powodu) przeobrażały się w chandrę i wątpliwości. Pomarańczowy drink przed moją twarzą ani trochę mnie nie rozluźniał, bo przypominał o tym, jak poprzedniego razu w tym miejscu ktoś mnie sproszkował. Przybliżyłom do siebie szklankę i włożyłom różową słomkę do swoich warg, lekko na nią nagryzając. Czułem się głupio i dziwnie, że w takiej akurat chwili postawił mi drinka, ale postanowiłom o tym nie mówić głośno. Było mi wystarczająco wstyd. Artem po prostu chciał być miły, więc się nad tym nie zastanawiał i by się nie domyślił, że przez coś tak małego oraz głupiego poczułom się wytrącone z równowagi — przez durne, nieprzyjemne asocjacje. Przestałom widzieć w tym najmniejszy sens i chciałom zniknąć (a nasz plan był zgoła nierealistyczny) i też miałom nadzieję, że szybko znajdę na to okazję. Mężczyzna oprócz bycia mądrym był też…. zbytnio… przekonany swoimi możliwościami.
— Wyglądasz, jakbyś miał zaraz dostać ataku paniki — powiedział Artem, gdy mu nie odpowiedziałem na pytanie (nie byłem pewien, co mogę na nie odpowiedzieć, a co lepiej pominąć, dlatego zamilkłem), zwracając moją rozproszoną uwagę na niego, ale nawet te słowa nie sprawiły, że byłem w stanie w pełni skupić się na nim zamiast swoich myślach.
— Czuję się od paru dni jak w ciągłym ataku paniki.
Kasyno było prawie w pełni (bo w tym przeszkadzało, właśnie, kilka towarzyszących im kobiet) zajęte przez mężczyzn wyglądających na zdesperowanych facetów po co najmniej czterdziestce (choć ich towarzyszki były już bardzo młode), szukających dla siebie jakiejś odskoczni od nudnego, codziennego życia przesiąkniętego jeszcze nudniejszą, biurową pracą. Wcześniej myślałem, że to dość śmieszne, jednak — w ogóle stawiając swoją nogę za progiem tego miejsca, w pewnym stopniu stawałem się jak oni. Jak wybrakowani, o niskim poczuciu wartości, zapatrzeni w pieniądze lub rozrywkę.
Wszystkie stoiska do hazardu — czy to do pokera, czy w grę w kości — zostały pozajmowane i tak naprawdę brakowało tu tylko automatów z grami do tego, aby nazwać bar miejscem dla kompletnie pozbawionych prawdziwego życia nałogowców. Wyglądał na ogół dość niepozornie i można pomyśleć, że jest tylko i jedynie jednym z droższych miejsc, w które można zajść po drinka — droższym nie tylko ze względu na ceny, ale i wystrój oraz wygląd tu przesiadujących, bo niektórzy z nich ubrani byli w koszule, a nawet całe garnitury, jakby właśnie udali się na czyjeś wesele. Może traktowali kasyno jak miejsce do spotkań biznesowo-towarzyskich. Żwawa muzyka leciała niegłośno (a może zagłuszali ją, nie raz krzyczący jeden przez drugiego, grający), ale i tak drażniła mnie w uszy, podobnie jak w oczy okropnie drapało mnie saturacja oświetlenia spowodowanego przez różnokolorowe, neonowe lampy. Również wyjątkowo wygodne krzesła wyglądały jak wyjęte z pałacu.
Mogłem wyznać Artemowi inne rzeczy, które podejrzewałem i które się zdarzyły, ale podejrzewając go o wzmożoną impulsywność po tym fakcie, wolałem milczeć. Nie uznawałem ich za aż tak istotne (szczególnie iż to moja głowa mogła mnie znowu mylić pod względem tego, co się wokół mnie dzieje), by tym ryzykować. Wiedziałem, że jest kierowany przez swoją potrzebę działania i wystarczy mały impuls, by ją wzbudzić.
— Pójdę się bardziej rozejrzeć — powiedziałem, a gdy wyczułem jego wątpliwy wzrok, uśmiechnąłem się nieprzesadnie. — Przestań, bo wyglądasz, jakbyś miał zaraz panikować bardziej niż ja — dodałem złośliwie.
— Panikujesz?
— Nie.
Poklepałem go po ramieniu. Musiałem wstać i rozruszać nogi, żeby nie zapaść się na krześle z poczucia żenady, co było moim rzeczywistym powodem pozostawienia go samego. Zanim odszedłem od stolika, zawahałem się na moment, po czym zabrałem ze sobą swojego drinka. Nie musiałom nawet bardzo się przepychać między ludźmi, oprócz uderzenia przypadkiem z ramienia dwóch osób. Kasyno było bardzo duże i jeśli mężczyzna, z którym grałem, tu był, to mogłoby być dość trudno go znaleźć — szczególnie że wielu osobników tutaj wyglądało podobnie do niego, a ja nie jestem dobre w rozróżnianiu bardzo pokrewnych twarzy. Jedyna osobliwość, jaka wyróżniała się dla mnie w tłumie, to średniego wzrostu, czarnowłosa kobieta o urzekającej urodzie, która w pewnym momencie spojrzała mi prosto w oczy z miejsca przy barze, przy którym siedziała. Nie spuszczała ze mnie wzroku długi czas, bo ponad pięć sekund. Zaciekawiony faktem, że miałem wrażenie, jakbym znał ją od długich lat, chciałem pójść w jej kierunku, ale drogę (jak i widok) zatorowała mi przechodząca grupa już podpitych osób, a ona zniknęła, jakby była tylko moją halucynacją.
Cicho westchnęłom, biorąc kilka łyków ze szklanki. Usiadłem na wysokim, obrotowym krześle, które to ona wcześniej zajmowała. Położyłem nieumyślnie rękę na barku, czego od razu pożałowałem, bo blat był lepki i mokry od wylanych napojów. Momentalnie spojrzałem z obrzydzeniem na barmana, choć zapewne był zajęty i z tego powodu tu nie posprzątał.
Próbowałem wypatrzyć jeszcze jedną osobę, którą podejrzewałem o uczestnictwo w tym wszystkim. Kilka minut siedziałem w jednym miejscu i musiałem wyglądać jak osamotniony pijak, tym bardziej że trzymałem już pustą szklankę i obracałem ją nerwowo w dłoni. Nie byłem pewny, ile minęło czasu, dlatego postanowiłem już wrócić do Artema, licząc na to, że nie zgubię się po drodze. Zsiadłem z siedzenia, przy okazji upewniając się paranoicznie po raz dziesiąty od wejścia tutaj, że mam w kieszeniach swoje rzeczy.
— Szukałem ciebie.
Zamarłem w miejscu, gdy czyjaś ręka wylądowała na moim ramieniu, a zdecydowanie nie był to Artem, co mogłom rozpoznać po samym dotyku. Dotyk Artema był może i bardzo stanowczy, ale nie despotyczny, a jego palce zaciskały się w zupełnie inny sposób. Obejrzałom się za siebie i uśmiechnęłom dla niepoznaki, widząc tego, po kogo tutaj przybyłom, jednak jego widok mnie nie pocieszył. Strzepnąłem z siebie dłoń wysokiego mężczyzny.
— Wzajemnie.
— Wróciłeś znowu pograć? Ja jestem chętny.
Ugryzłem się w język, zanim powiedziałem coś głupiego. Mógłbym prawdopodobnie po prostu zabrać swoje pieniądze, ale robienie jeszcze większego zamieszania nie było mi w tamtej chwili potrzebne.
— Nie mam zamiaru. Właściwie to przyszedłem po to, co mi ukradłeś.
Zmarszczył brwi i zacisnął zęby tak mocno, że mogłem zauważyć, jak drży mu szczęka — wyglądał, jakby wcale mi nie zabrał więcej, niż wtedy przegrałem i go niesłusznie oskarżam. Niespodziewanie, bez żadnej odpowiedzi mnie pchnął. Zanim zdążyłem stracić równowagę, wpadłem plecami na kogoś stojącego zaraz za mną.
— Ja zagram. — Usłyszałem pewny siebie głos Artema.
Artem, nie, pomyślałem, biorąc głęboki wdech i patrząc na (swoją drogą wyjątkowo zadowolonego) brązowowłosego z bardzo wymownym wyrazem twarzy. Znał mnie doskonale i wiedział, że nienawidzę takich zwrotów akcji — był to mój problem, w którym nie powinien mi zawadzać, a taki głupi wyczyn jak granie z tym mężczyzną mógł wszystko przewrócić do góry nogami. Nie po to tu przyszliśmy, a mój drogi towarzysz zmienił nasze plany. O ile nadal były nasze.
I pewnie robił to, bo uznał to za coś zabawnego. Jednak może to tylko moja myśl.
— Artem, kurwa, nie.
— Proponuję pokera — odparł, ignorując mnie i już wiedziałom, że go nie przekonam.
— Pokera? — burknąłem na niego, aż niedowierzając.— Akurat to, serio?
Mężczyzna najwyraźniej nie miał nic przeciwko. Z jego nagle zmienionej postawy można było wywnioskować, że propozycja gry od kogoś zupełnie nowego — kto w sumie nie wygląda na nałogowego gracza — go zachwyca. Uśmiechnął się szeroko i zaprosił go, aby poszedł z nim do jednego ze stolików, a mną wzdrygnęło z nerwów oraz nagłej chęci uderzenia zarówno jednego jak i drugiego. Ruszyłem za nimi niepewnie i oparłem się o ścianę zaraz przy nich, rzucając cały czas krzywy wzrok przeciwnikowi Artema.
Przy okazji, rozglądając się wokół, miałom wrażenie, że znowu widzę tamtą kobietę z wcześniej. Nie było ich tu wiele, a ona z jakiegoś niewiadomego powodu się wyróżniała, dlatego mimowolnie mignęła mi przed oczami. Chociaż, czy na pewno nie była to znowu moja wyobraźnia?
Odwróciło to moją uwagę od momentu, gdy grający zaczęli pokera. 

 Artem? 
 ──── 
 [1269 słów: Edgar otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia i halucynacje, a Artem zostaje hazardzistą]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz