piątek, 24 stycznia 2025

Od Lizzie — „Bryza”

TW: SH, SA i sugerowana próba samobójcza

Jedynym dźwiękiem rozbrzmiewającym wokoło był odgłos kropel wody kapiącej na kamienie poniżej w powolnym, równomiernym rytmie. Oprócz tego otaczała ją całkowita cisza. W okolicy nie było ani żywej duszy. Nie wydawało się to niczym nadzwyczajnym o tej godzinie, wszak słońce dopiero zaczęło wyglądać zza horyzontu. Fauna i flora nie zdążyła się jeszcze obudzić do życia.
Było w tym coś kojącego. W tej ciszy i samotności. To coś, czego zawsze pragnęła najmocniej, wbrew temu, jak widzieli ją inni. Stojąc tutaj, na skraju murowanego mostu spajającego obie części lasu, tuż nad rzeką, teraz brudną od wszechobecnego błota, jedynego substytutu śniegu na jaki prawdopodobnie mogą liczyć tej zimy, czuła tylko pustkę. Wokół panował przeraźliwy chłód, przenikający ją do kości i zmuszający jej ciało do mimowolnego drżenia. Z każdym kolejnym oddechem z jej ust wydobywała się para. Dotkliwe zimno to jedyne co była w stanie poczuć.
Jako dziecko bała się wysokości. Samo patrzenie w stronę górujących nad miastem wieżowców przyprawiało ją o gęsią skórkę i zawiązywało ciasny supeł w jej żołądku. Była jedynym dzieckiem spośród jej rówieśników, które unikało wycieczek do parków rozrywki jak ognia i nawet nie śmiało pomyśleć o wspinaniu się na drzewa lub wchodzeniu na zjeżdżalnie. Teraz, patrząc prosto w przepaść i głęboką wodę wzbierającą tuż pod nią, nie miała oporów przed przysunięciem się do niej tak blisko, że czubki jej butów wystawały poza krawędź muru.
Nie czuła się żywa. Prawdę mówiąc, nie zaznała tego uczucia od lat. Wszystkie działania, których się podejmowała, by spowodować u siebie wyrzut adrenaliny i poczuć cokolwiek nie przynosiły efektów. Sprawienie sobie węża jako zwierzaka domowego na sam początek, rozpędzanie się do zatrważających prędkości za kierownicą, umyślne prowokowanie potworów do ataku, stawianie się w sytuacjach, gdzie byłaby perfekcyjnym celem dla napastnika. Sprawdzanie, na jaką głębokość może zanurzyć w swoim ciele ostrze nim jej dłoń się podda i przez ile sekund jest w stanie znieść płomienie liżące jej skórę do czerwoności.
Nie czuła też palców zaciskających się na jej gardle, żelaznego uścisku dłoni na jej nadgarstkach i rąk wędrujących wzdłuż jej tułowia.
Czasem miała wrażenie, że jej duch obumarł w tej samej sekundzie, w której Garry znalazł się na niej.
Nie lubiła tej skorupy, którą się po nim stała.
To była długa droga w dół. Podejrzewała, że to bilet w jedną stronę, zważając na głębokość rzeki i rozsiane na jej dnie głazy.
Lizzie nie umiała pływać.
Przechyliła głowę i niemal z zaciekawieniem podniosła prawą nogę, trzymając ją pewnie wyciągniętą nad przepaścią.
Telefon zawibrował w jej kieszeni. Sięgnęła po niego nieporadnie zmarzniętymi palcami, w których zdążyła już stracić czucie. Wiadomość od Yasmine.
”Potrzebuję cię ASAP. Rhys zaraz puści z dymem cały salon”
Spojrzała w dół po raz ostatni, zanim powoli wycofała nogę i zrobiła krok w tył. Może jutro się jej poszczęści.

──────
[454 słowa: Lizzie otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz