środa, 24 grudnia 2025

Od Chaita CD Apollodorosa — „Praca i po pracy"

Poprzednie opowiadanie

LATO

Przed powrotem na swoje stanowisko Chait jeszcze dokładnie umył ręce, w drodze przeglądając kartkę z dalszym planem atrakcji i ledwo wymijając dwójkę dzieci, która ganiała się wokół stolika z pokazowym egzemplarzem książki.
Jego następne obowiązki dalej należały do tych prostych i nawet przyjemnych, jeśli ktoś lubił pracę z dziećmi. Chait uważał, że ją lubi i nikt nigdy tego nie kwestionował, więc bezpiecznie założył, że nie ma o co się martwić. Może był trochę naiwny.
Zajął bezpieczną pozycję obok stolika, uważając, by nie opierać się na nim zbyt mocno, nauczony doświadczeniem sprzed godziny, kiedy jedna z zainteresowanych książką matek prawie wywróciła się razem z blatem. Przez dobrą chwilę był wtedy przekonany, że zaraz zacznie grozić księgarni pozwem.
Spotkanie z autorem książek mitologicznych dla najmłodszych ściągnęło zaskakujące tłumy. Chait mógł nazwać to tylko jakąś bardzo specyficzną, trochę złośliwą grą losu.
Chociaż wszystko mijało spokojnie, to nie miał czasu, by porozmawiać z Apollodorosem. Właściwie to nie miał czasu, by porozmawiać z jakimkolwiek pracownikiem księgarni, nawet z ich kierowniczką wymieniając tylko porozumiewawcze gesty, mające znaczyć „tak, wszystko w porządku” i „nie, nic się nie pali, daję radę”.
Powinni się cieszyć, że naprawdę nic się nie paliło.

***

Został na miejscu do końca, nawet chwilę po evencie, żeby pomóc z posprzątaniem i przywróceniem wszystkiego na odpowiednie miejsce. Nie musiał, ale nie widział innej opcji.
– To już wszystko – odezwał się Apollodoros, kiedy ostatnie składane krzesła skończyły wciśnięte w kąt na zapleczu. – Dzięki za pomoc.
Chait machnął ręką.
– Daj spokój. To ja jeszcze raz dziękuję, że powiedziałeś mi o tej robocie. Chyba nie wyszło jakoś bardzo źle.
– Dzieci i ich rodzice wydawali się zadowoleni.
W odpowiedzi skinął głową. Przystanął za drzwiami, kiedy inny pracownik gasił światło, a potem poczekał, aż Apollodoros zamknie drzwi księgarni. Rozmawiali jeszcze chwilę.
– To co, mam nadzieję, że jutro będziecie mieli spokojniejszy dzień. Wpadnę, jak będę potrzebował kolejnego prezentu.
Pożegnali się szybko, nie wymieniając się numerami telefonów, ani inną formą kontaktu. Żaden tego nie zaproponował.

***

ZIMA

Wraz z pierwszymi, niewielkimi opadami śniegu, zaczęły się też kolejne edycje wszelkich targów i innych wydarzeń. Chait, jak właściwie co roku, zgłosił się do pracy przy kilku mniejszych, na początku sezonu, chcąc uniknąć największego chaosu i przeczekać go w jakimś mało obleganym barze w podejrzanej dzielnicy. I oczywiście, że to właśnie dzięki temu dokładnie przemyślanemu planowi zimowej pracy skończył w samym centrum jednego takiego chaosu. Słyszał głosy i krzyki ludzi wokół. Już czterem osobom zdążył powiedzieć, że nie, nie jest na tych targach jako pracownik obsługi targów. W ogóle nie był na nich jako jakikolwiek pracownik. Dostał zaproszenie jako odwiedzający, od jednego z ni to szczególnie bliskich, ni to bardzo dalekich znajomych. To był jedyny sposób, w jaki potrafił określić ich relację i nie miał tu na myśli nic negatywnego. Lubili się, po prostu nie byli ze sobą aż tak blisko.
– Mam kumpla, który ma być dzisiaj ze swoimi obrazami – mówił James, kiedy przedzierali się przez zbierający się powoli tłum ludzi. Przyszli chwilę po otwarciu (za radą Chaita), ale i tak poruszanie się między stoiskami było utrudnione. – Ale nie mam pojęcia jak tu się poruszać.
Chait parsknął. Podejrzewał, że za tym zaproszeniem stoi jakiś inny powód. Inny poza tym, że Chait, jako jeden z niewielu znajomych, mógł dostać się na wydarzenie za darmo (plusy znajomości) i poza tym, że jako jeden z niewielu nie miał planów na weekend.
– Masz numer stoiska?
Wystarczyło spojrzeć na Jamesa, żeby wiedzieć, że takiego numeru nie zna.
– Numer hali…?
– Ee… Trzecia?
Chait kiwnął na jedno z bocznych wyjść, od razu skręcając w jego stronę i zostawiając znajomego za sobą.
– Jak się nazywa? – zapytał jeszcze, odwracając głowę. Przez tłum ludzi nie usłyszał odpowiedzi. Przez chwilę myślał, by powtórzyć pytanie, ale doszedł do wniosku, że to bez sensu.
Przeszli do następnej hali. W tej nie było aż tak ciasno – nigdy nie było, w porównaniu z pozostałymi. Pozwolił, by James znowu ruszył przodem i sam też zaczął się rozglądać, jakby to miało cokolwiek zmienić. Przecież nie miał pojęcia, kogo szukają.
Zdążył przejść ponad połowę hali, zanim zorientował się, że stracił znajomego z oczu. Wspiął się na palce, żeby lepiej widzieć przez tłum, ale nic mu to nie dało. Mruknął z irytacją, odwracając się.
Z każdym kolejnym rokiem coraz mniej lubił takie eventy. Najpierw psujące się makiety lokomotyw, dziwne lemoniady i jeszcze dziwniejsi odwiedzający, a teraz zaczynał gubić własnych znajomych.
Oczywiście, to nie było nawet w połowie aż tak dramatyczne.
Prawie wpadł na jedno ze stoisk i zaraz odskoczył, zanim zdążył cokolwiek na nim uszkodzić.
– Przepraszam – rzucił, jeszcze nie patrząc w kierunku osoby siedzącej po drugiej stronie. – Nic nie zepsu—
Omiótł wzrokiem stoisko i zatrzymał się na twarzy stojącego za nim mężczyzny. Zmarszczył brwi, nie kończąc urwanego w połowie zdania.
– Hej – powiedział zamiast tego. Apollodoros wyglądał na równie zaskoczonego, a Chaita jeszcze bardziej zaskoczyło, że po kilku miesiącach pamięta imię kolegi. – Nie wiedziałem, że jesteś wystawcą.


Apollodoros?
────
[800 słów: Chait otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz