KILKA LAT TEMU, 3 ROK STUDIÓW
Antybiotyki. Koszmar każdego studenta. Budzisz się w nocy oblany zimnym potem, bo chwilę temu uciekałeś we śnie przed opakowaniem penicyliny. Potem idziesz w strachu na uczelnię, bo nie umiesz nic oprócz tej nieszczęsnej penicyliny; a to przecież nie wystarczy, żeby zdać kolosa.
Próbował w głowie uporządkować swoją wiedzę. Penicyliny… naturalne i półsyntetyczne. Są jeszcze całkowicie syntetyczne, ale na razie się tym nie przejmował. Powtórzy dziesięć minut przed kolokwium o ile zdąży dojechać na uczelnie o dobrym czasie. Wszyscy doskonale wiemy, że komunikacja miejsca bywa zdradliwa szczególnie w momencie, kiedy człowiek się gdzieś spieszy.
Penicylina to naturalny produkt pleśni. Pleśni z rodzaju… jak to było? Nieważne, przecież się nikt nie będzie o to pytać (będzie, ale jeszcze o tym nie wie).
Penicylina benzylowa, podawana dożylnie albo w jakiś inny sposób pozajelitowy (w sumie w jaki inny, jak nie w dożylny?). Następnie mamy penicylinę prokainową, którą również podaje się w sposób pozajelitowy. Z tego, co zdążył przeczytać problemem był sok żołądkowy, który te leki rozkłada.
Została jeszcze penicylina benzatynowa. Jak dobrze, że ma dysleksję i pomyli te nazwy na kolokwium! Benzylowa i benzatynowa! Co następne? Benzyna i benzytyna? Cudowna wiadomość dla dyslektyków, naprawdę!
Ostatnią penicyliną naturalną jest penicylina fenoksymetylowa, którą można już podać doustnie. Cudownie, a to dopiero sam początek antybiotyków beta laktamowych.
Wskoczył do metra, otworzył telefon i zaczął przeglądać notatkę, którą robił od dwóch tygodni. Dwa tygodnie, dwa całe tygodnie, żeby się tego nauczyć. Myślicie, że to wystarczyło? Otóż nie tym i nie kolejnym razem. Zawsze będzie za mało czasu, by nauczyć się dokładnie zagadnień na mikrobiologię.
Penicyliny półsyntetyczne sobie pominął. Miały zbyt skomplikowane nazwy, których teraz nie potrafił dobrze przeczytać w tłumie ludzi. Woli stracić na tym swoje cenne punkty, niż wysilać zmęczony, dyslektyczny mózg.
Najciekawsze są chyba penicyliny o szerokim spektrum działania z inhibitorami beta laktamaz. Inhibitory te blokują działanie bakteryjnych enzymów, które niszczą pierścień beta laktamowy.
Najpopularniejszymi połączeniami jest amoksycylina z kwasem kawulanowym albo piperacyklina z tazobactamem.
Ktoś właśnie na niego wpadł. Mężczyzna z podobnym wieku, najprawdopodobniej student, który też całą drogę wlepiał wzrok w ekran telefonu; ale on w przeciwieństwie do Havu czytał o zagadnieniach z ekonomii.
— Oj, przepraszam — rzucił, spoglądając mimochodem na ekran telefonu rudowłosego. — Matko, powodzenia.
Zbyt wytrącony z równowagi prawie odpowiedział, żeby kupił sobie Unasyn, ale pojazd zdążył dojechać do kolejnej stacji i studenciak znikł mu z oczy. Może tak było lepiej?
Wysiadł dopiero później, otoczony korposzczurami, spieszącymi się do pracy. On w tym tłumie był tylko ziarenkiem, które zaraz upierdoli jednego z ważniejszych kolokwiów na tym roku studiów; a razem z nim pewnie ujebie połowa roku, bo nie ma możliwości, by ktoś miał tak pojemną pamięć i tak nudne życie, żeby codziennie powtarzać antybiotyki.
Pora na najgorszą część. Cefalosporyny. Pięć generacji, z czego każda składa się z kilku antybiotyków o nazwach tak do siebie podobnych, że wystarczy strzelić sobie w łeb.
Pierwsze generacja: cefradyna, cefadroksyl i cefaleksyna. Wszystkie można podać doustnie. W formie szczęśliwych tableteczek, żeby zabić bakterie, które próbują zabić jakiegoś biednego pacjenta.
A gdy pacjent już prawie wącha kwiatki od spodu to można dożylnie albo domięśniowo (właśnie sobie przypomniał o tej opcji) podać cefazolinę.
Druga generacja jest ciekawsza. Doustnie można podać cefuroksym aksetyl. Czymkolwiek jest ten aksetyl, bo dożylnie można podać już sam cefuroksym. Śmieszna sprawa, czyżby aksetyl powodował, że człowiek nie umiera z powodu gorzkiego smaku antybiotyku? Możliwe.
Oprócz tego mamy też cefaklor, który kojarzy mu się z chlorem z jakiegoś dziwnego powodu i cefamandol, brzmiący podobnie do mandoliny, takiego instrumentu, którego chyba nie widział nigdy na oczy, ale wie, jak się nazywa. Śmieszna sprawa znowu.
Osobiście najbardziej nie lubi generacji trzeciej ze względu na najbardziej popierdolone nazwy ze wszystkich pozostałych. Co to znaczy, że jeden nazywa się ceftibutem, to tak, jakby ktoś rzucał w kogoś butem! Cefiksym? Fiksacja? On już jest jak zafiksowany schizofrenik. Całą drogę wlepiony w telefon, byleby nauczyć się jeszcze trochę, chociaż odrobinę na tego nieszczęsnego kolosa.
Ceftriakson. Tak, oczywiście, że chodzi o te aksony w głowach, które Havu już dawno się przepaliły i zdechły od czytania tych nazw. Cefotaksym? Z czym to niby skojarzyć? Z jakimś aksonem, który właśnie przed chwilą rozpłynął się w powietrzu i zakończył swój żywot? A co powiemy na ceftazydym? Czy mowa jest o jakichś żydach, o których jeszcze nie wie, bo spał na wszystkich wykładach?
Pomijając trzecią generację, przejdźmy teraz do czwartej, najlepszej. Cefepim to jedyny przedstawiciel tej rodziny. Niewinny, słodki, uroczy. A jakże śmiercionośny, bo przecież zabija bakterie. Po prostu idealny.
Piąta generacja była chyba najłatwiejsza do zapamiętania, dlatego teraz szybko w głowie powtórzył: ceftarolina, ceftobiprol i ceftolozan.
Cefalosporyny mamy załatwione, pora na monobaktamy, których grupa zawiera tylko jeden pierścień beta laktamowy. Co za przegrywy życiowe, chociaż i tak są w stanie wymordować całkiem duże kolonie bakteryjne.
Aztreonam, to jest on, przedstawiciel antybiotyku z grupy monobaktamów. Dziwna nazwa, ale jakimś cudem ją zapamiętał. Może, dlatego że się do tego zmusza od tygodnia?
Karbapenemy, w końcu coś, co nie zaczyna się na literkę „c”.
Imipenem, doripene, meropenem i ertapenem. Takie sobie czworaczki o imionach niezbyt kreatywnych (ale to dobrze).
Aminoglikozydy. Nie są to już beta laktamy. Ich mechanizm polega na trwałym powiązaniu z podjednostką 30s rybosomu bakteryjnego. Dzielą się też inaczej: na naturalne i półsyntetyczne, czyli podobnie do penicylin.
Nie mają jakichś skomplikowanych nazw, chociaż wciąż ciężko jest je sobie poukładać w głowie. Do naturalnych zaliczamy na przykład streptomycynę, neomycynę lub kanamycynę. Wszystkie mają ten sam człon, więc nie powinno być problemu, prawda? Otóż był problem. I to niemały.
Z półsyntetycznymi jest ten problem, że ludzie od wymyślania nazw byli co najmniej niepoważni. Plazmomycyna. Rozumiemy, że ten antybiotyk zawiera w swojej budowie również plazmę? Co za bezsens. Amikamycyna natomiast kojarzy mu się z tymi pralkami i lodówkami amika. Czy te pralki też grają melodyjkę, gdy skończą robotę? Teraz się będzie nad tym zastanawiać.
Tetracykliny. Nie wie, jak działają, ma to trochę w dupie, ale pamięta, że przykłady to tetracyklina (ja pierdolę, co za kreatywność) i doksycyklina.
Grupa glicyl… glicylcykliny. Przykład to tigecyklina. Nazwa brzmiąca prawie jak tygrys i obawia się, że jeśli na tym kolosie będzie zmuszony podać przykład tej grupy antybiotyków, to napisze tigercyklina zamiast tigercyklina.
Dobra, zostawiając te dywagację — mamy jeszcze sporo do powtórzenia! Havu całą drogę szedł wybitnie wolno, by na pewno doczytać notatkę do samego końca.
Makrolidy i ketolidy. Jezu, tragedia, one się dzielą na ilość węgli w łańcuchu, a on za cholerę tego nie pamięta. Może tylko za przykład podać erytromycynę, bo nazwa jest podobna do erytrocytów i pewnie ich dotyczy, ale kto to wie?
Linkozamidy, oto są i one! Linkomycyna i klindamycyna, to jak te lesbijki z serialu wicked, co nie? Czy one są w ogóle lesbijkami?
Oksazolidynony. Nazwa tak okropna, że pozostało sobie wydłubać oczy, naprawdę. Jedyny plus to taki, że mają ten sam człon, więc łatwiej to zapamiętać.
Linezolid, tedizolid (o, to jak miś, co nie?), posizolid (nie dłub w nosie boś nie posię) i redezolid.
Glikopeptydy są fajne, bo antybiotyki już kojarzy z jakichś innych zajęć. Wankomycyna, bardzo popularna swoją drogą i jakiś randomowy teikoplanina, której nazwa wywodzi się chyba od plamienia, bo od czego innego?
Lipoglikopeptydy. Kiedy to się wreszcie skończy? Dlaczego jest na przykładzie dziewiątym z siedemnastu?
Dalbawancyna (czyżby antybiotyk robił daba?), oritamycyna (a to chyba jakiś ornitolog) i telawancyna.
Im dłużej to czytam, tym bardziej się zastanawia nad wyborem swoich studiów.
Cykliczne lipopeptydy, które zapewne mają budowę cykliczną, jak sama nazwa mówi, ale nazwy potrafią kłamać, więc lepiej nie będzie się na tym skupiać. W każdym razie w tej grupie zapamiętać miał tylko jeden przykład: deptomycyna. Zdeptałby ją bardzo chętnie tu i teraz, ale nie może, bo się trochę spieszy.
Chinolony. Kolejna grupa, która też ma jakieś generacje, które ma w dupie po generacjach cefalosporyn. Nawet nie chce mu się tego powtarzać. Pamięta tylko ciprofloksacynę, bo brzmi jak cipa.
Polimyksyny ma jednego przestawiciela. Kolistynę. Pewnie jest kolista.
Idąc tak wgapiony w telefon, potknął się o krawężnik. Dzieciak, który go mijał, zaśmiał się na cały głos. Havu w myślach życzył mu, żeby zaraził się wąglikiem.
Ansamycyny. Przykłady tak do siebie podobne, że aż rzygać się chce. Rifampicyna i rifaksymina. Kiedy to cierpienie się skończy? Pewnie nigdy.
Sulfonamidy są dosyć proste. Kotrimoksazol. Okej, dosyć proste to przesadzone stwierdzenie. Przejdźmy lepiej dalej, do kolejnej grupy, która nazywa się nitromidazole. Je już łatwiej zapamiętać, bo idzie to w ten sposób: metronidazol, tynimidazol, ornidazol i nimorazol.
Znalazł się już przed wejściem na uczelnie. Na chwilę uniósł wzrok, poprawił jedną ręką włosy i wszedł do środka. Zostały mu jeszcze trzy grupy do powtórzenia. Ostatnie i będzie wolny (nie będzie).
Nitrofuryny, czyli jedyny przedstawiciel nazywający się nitrofurantoiną. Fusydyny, które też są proste, jak chuj o poranku: kwas fusydowy.
Ostatnia grupa. Ostatnia, najostatniejsza. Fenikole i przykład chloramfenikol.
Koniec. Skończył powtarzać pięć minut przed kolokwium, które koniec końców i tak ujebał. Czy było warto powtarzać w metrze i w drodze na uczelnie? Zdecydowanie nie. Czy zrobi to znowu? Zdecydowanie tak.
────
[1465 słów: Havu otrzymuje 14 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz