poniedziałek, 29 grudnia 2025

Od Caroline do Aresa (list)

Nowy Jork, 17 grudnia

Wesołych saturnaliów, Tato!

Postanowiłam, że napiszę do Ciebie dzisiaj. Po pierwsze, żebym nie zapomniała zrobić tego później, a po drugie to dlatego, że skończyłam dzisiaj osiemnaście lat. Hura. Właśnie dzisiaj mija osiemnaście lat od dnia, w którym mama wydała na świat małego półbożka. Niestety nie spędzam urodzin w domu, tylko takie tam prawie sześć tysięcy kilometrów od Londynu, bo, uwaga, wyprowadziłam się na studia. Szalone. Wcześniej nawet mi się nie śniło, że zostanę przyjęta do uczelni w Nowym Jorku, a jednak tutaj jestem. Jest trochę inaczej, niż kiedy przyjeżdżałam tu na wakacje i siedziałam zamknięta w obozie, ale oczywiście sobie radzę.

Wiesz, że nie jestem fanką listów. Chyba mam to po tobie, bo Ty też nie jesteś fanem wylewności, a listy są tego zwykle pełne. Trzeci raz piszę list faktycznie do kogoś, a nie do pani od angielskiego na zaliczenie, i trzeci raz jest to list do Ciebie. Tak, na pewno mam to po tobie. Mama uwielbia długie, ckliwe wypowiedzi pełne emocji i innych bzdetów. Dzwoniła dzisiaj rano i myślałam, że będzie tak biadolić przez godzinę! Chyba jest po prostu dumna, że udało jej się mnie wychować. Mniej więcej. Nie wydaje mi się, żebym była dorosła bardziej niż jedynie z nazwy, ale jeżeli mają mnie za to wychwalać, to proszę bardzo. Nie będę protestować. Wolałabym spędzić ten dzień w domu, z przyjaciółkami, ale nie będę płakać tylko przez to, że nie mogę mieć wszystkiego. W końcu dokonałam pewnego wyboru, nie? Sama też mogę się świetnie bawić.

Musiałam wczoraj przelecieć się po trzech sklepach, żeby znaleźć jakąś godną uwagi świeczkę. Trzech. Nie będę palić mojego listu nad byle czym. Zapalniczka jest mało majestatyczna, a i tak będę musiała spalić ten list w zlewie, co samo w sobie jest poniżające. W obozie chociaż mieliśmy ładne ognisko. Niestety mam za ładne mieszkanie, żeby rozpalić tu taki ogień. Pewnie puściłabym je z dymem, a chcę mieć gdzie mieszkać. Szkoda, że Saturnalia nie odbywają się w lecie. W czasie wakacji wszyscy wszędzie rozpalają ogniska. Podpięłabym się pod jakieś i spaliłabym list do Ciebie w dostojny sposób. Niestety musi Cię zadowolić zlew i świeczka o zapachu lawendy (naprawdę ładnie pachnie, obiecuję).

Ostatnio zaatakował mnie jakiś paskudny stwór, kiedy wracałam wieczorem z uczelni. Zostawił mi szramę na pół ramienia! Na pewno będzie z tego niezła blizna. Podobno blizny nadają walecznego wyglądu, ale w zamian za to musiałam wyrzucić swój ulubiony sweter, bo już do niczego się nie nadawał. Z jednej strony trochę szkoda, z drugiej — było warto. Mama się przeraziła, kiedy jej o tym powiedziałam. Ale potem zapytała, czy skopałam dupę temu potworowi i prawie mogłam poczuć, jak się uśmiecha. Może i za mną tęskni, ale nic się nie zmieniła.

Jeżeli przeczytasz to jeszcze przed przerwą świąteczną, to możesz udzielić mi malutkiego błogosławieństwa i odrobiny mocy do uprzykrzenia życia mojemu wykładowcy od marketingu. Przysięgam, że gość się na mnie uwziął. Zachowuje się, jakbym rzuciła mu jakieś paskudne wyzwanie, czego jeszcze nie zrobiłam. Cierpliwości w genach nie dostałam ani od Ciebie, ani od mamy, więc już powoli mi się kończy. Mogę nie wytrzymać do sesji. A jeśli wytrzymam, to chyba tylko z boską pomocą.

Muszę kończyć, bo chyba pali mi się obiad, a nie mam zamiaru dzisiaj głodować. Jeżeli dożyję, to powiem Ci za rok, czy gość od marketingu dalej oddycha.

Caroline.


────
[540 słów: Caroline otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia +15 PD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz