czwartek, 11 grudnia 2025

Od Dahlii CD Luciena i Arnar — „Duchokonie??? Bardzo straszne naprawdę brawo”

Poprzednie opowiadanie

LATO

Nawet nie miała chwili, żeby zaprotestować.
Arnar zniknęło za rogiem, Lucien po chwili również. Zostawili ją przez chwilę samą. Rozglądała się dalej, póki przebywała w tym pokoju.
Hotel oczywiście spełniał wymogi zasad przeciwpożarowych. Gaśnice, klatka schodowa do ewakuacji i przestronne korytarze od razu rzuciły się jej w oczy. Było względnie czysto, chociaż i tak nie spodziewała się żadnych śladów. Jak w ogóle tropi się duchy i wskazuje ich obecność? Nawet na standardy półboskie wydawało się to niemożliwe. Nic nie wydawało się uszkodzone, oprócz psychiki Arnar.
Ot, pokój dla pary. Wąski, z dwoma oknami, Duże łóżko, flankowane przez stoliczki nocne. Sięgnęła po włącznik lampki i nie była ani trochę zaskoczona nagłym promieniem światła atakującym jej oczy. Szafka, naprzeciwko niej telewizor na ścianie. Powoli przekręciła gałkę drzwi od łazienki, nie spodziewając się niczego ekstrawaganckiego.
Nie wierzyła Arnarowi, wątpiła w jego historię i współczuła Lucienowi. Przecież u półbogów koszmary zdarzały się często, te najbardziej irracjonalne częściej niż inne. Kto trafił na dzieci Hypnosa, to wiedział, jak potrafiły utrudnić komuś nieuważnemu życie w obozie. Naprawdę, łatwo było o halucynacje u kogoś, kto dzieli świat na połowy, których granice zacierała Mgła. Potwory? Jasne. Duchy? Daj spokój.
W łazience nie było żadnej zjawy. Nie wyskoczyła z umywalki, nie kryła się w brodziku, nie siedziała na kiblu. Nie bawiła się rozrzuconymi kosmetykami, nie wypiła zawartości szklanej butelki wody mineralnej. Ale za to z zawartością coś z pewnością było nie tak. Przyjrzała się bordowej barwie płynu i potrząsnęła. Wezbrany napój chlupnął, prawie że z oburzeniem, a gdy powąchała go, przekręciła oczami. No tak, słynna przemiana wody w wino. Jakby zjawili się jacyś Ghostbusterzy, to prędzej złapaliby półbogów za magiczne sztuczki. Usiadła na łóżku.
Była jednak zbyt zniecierpliwiona i pobudzona, rozglądała się jeszcze po pokoju, krok za krokiem, dopóki nie uświadomiła sobie, że długo koledzy nie wracali. Kroki umilkły jakiś czas temu, po korytarzu nie rozlegały się żadne dźwięki. Rozmowa, krzyki - nic. Kremowe, monotonne ściany odbijały głucho jakiekolwiek dźwięki, jeżeli jakiś były. Lampy oświetlały tak równomiernie całą przestrzeń, że Dahlia modliła się wręcz o jakiś zepsuty egzemplarz, który by przełamał aurę beznadziei. Już na zawsze w swoim słowniku przygnębienie będzie kojarzyć z tym hotelem.
— Lucien?! Złapałeś już Arnar?! — wykrzyczała.
Spotkała się tylko z ciszą. Nawet nikt nie wychylił się ze swojego pokoju, żeby ją opierdolić za hałasowanie. Nikt nie wychodził. A wydawało się przy recepcji, że całkiem sporo ludzi wynajmuje w San Francisco, w akurat tym hotelu. Zaczęła się denerwować. Dziwaczne sny to jedno, ale gdzie oni, do cholery, są?
Skręcała, tylko po to, żeby uświadomić sobie, że tak nie powinno być. Może to nie pokój był przeklęty? Może cały hotel był spiskiem kolejnej kreatury, która miała beef z bogami? Korytarze wyglądały tak samo, różnica była tylko w dwóch rzeczach.
Pierwsza, windy nie działały.
Druga, wejście a klatkę schodową było zablokowane.
Tym razem niepokój dyktował jej myśli.
Za każdym razem, gdy droga ucieczki była odcinana, wchodziła w tryb bojowy. Tak było tym razem, kiedy nie mogła dostrzec nigdzie Arnar oraz Luciena. W tym momencie zebranie drużyny z powrotem było priorytetem, kolejnym etapem ucieczka z tego cholernego miejsca. Zaczęła biec, dźwięki odbijane od ścian wtórowały, napędzając spiralę lęku. Straciła rachubę, ile razy mijała ten nieszczęsny pokój. Za którymś razem zatrzymała się przy nim.
Cyfry na swoim miejscu na drzwiach, nic nie było ruszone, krajobraz San Francisco się nie zmienił. To dobrze, zakładało to, ze są przy tych samych przecznicach i nikt nie przenosił budynku, na przykład, do Arkansas, w środku niczego. Nie wyglądało również, żeby z butelki z winem ubyło napoju. Rzeczy chłopaków wciąż leżały w tym samym miejscu.
— Jasna cholera.
Usiadła, przy łóżku. Oparła głowę o materac i westchnęła przeciągle. Nie z ulgą, nie z zamiarem szukania jakiegoś ukojenia, bardziej przygotowania się do bitwy. Jak już złapało Arnar podczas snu, to może i ją też. Wtedy przynajmniej uwolni się z tego limbo. Zamknęła oczy, ale była naprężona jak struna, gotowa do ataku.
Miała wrażenie, że mijały godziny.
W pewnym momencie usłyszała tętent. Poderwała błyskawicznie głowę i zastygła, czekając na ruch.
Ludzie spodziewali się często, że przez pasję, jaką miała do koni, reagowała pozytywnie na stukot kopyt. W tym rozumiała Arnar - to był przerażający dźwięk, dudnienie rozstrajało bicie serca, świadomość, że coś na ciebie biegnie. Arnar bało się koni, Dahlia bała się leukrotów, które brzmiały bardzo podobnie, wyłączając charczenie i wycie. Te ostatnie rozbrzmiewały głównie wtedy, kiedy były podekscytowane polowaniem.
Przyczaiła się przy framudze. Jeżeli zobaczy konia, ucieszy się. Jezeli zobaczy leukrota, no cóż, może dostanie zawału. Jednak świadomość, że lepiej by się poczuła, gdyby wiedziałą z czym walczy, popchnęła ją. Powoli wychylała się. W jej głowie mijały długie sekundy, zanim objęła wzrokiem przestrzeń długiego korytarza i ujrzała ducha.
Teraz już na pewno zrozumiała Arnar i współczuła mu, chociaż realizacja tego przyszła zdecydowanie później. Prawie zdusiła pisk i cofnęła się do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Instynktownie chciała zabarykadować drzwi, chociaż wiedziała, że to nie ma sensu. Prędkość, z jaką te duchy się poruszały, była zatrważająca. Wychyliły się ze ściany, uruchamiając każdy protokół paniki u Dahlii. Zamachnęła się z wrzaskiem.
Poczuła, jak ręka przebija kartonową ścianę, a także usłyszała krzyk. Tym razem należał do kogoś innego.
Zmrużyła oczy i uświadomiła sobie, że to było całkowicie realne. Te odłamki ściany, dźwięki, poczucie przebywania w konkretnym miejscu i czasie.
Z ręką w ścianie odwróciła wzrok. Drugi raz serce podskoczyło jej do gardła, kiedy zobaczyła Luciena stojącego przy stoliku nocnym, wpatrującego się w nią z absolutnym zdziwieniem. Tak rozdziawionej twarzy, to i przy akcji z meduzą nie widziała.
— Oh, nie mów mi, że spałam. — Warknęła na niego, ukrywając swoje zawstydzenie.

Arnar gdzie twój koń?
────
[917 słów: Dahlia otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz