Uwielbiała treningi. Właściwie nikt nie powinien się tym dziwić, jako córka Aresa niemal żyła możliwością pobicia kogoś z wymówką „tylko trenowaliśmy”. Starała się nie przesadzić, po to istniały potwory, ale nikt nigdy nie umarł od kilku siniaków i mniejszych lub większych przecięć. Tym bardziej żaden z półbogów, kiedy jedzenie magicznie uzdrawiającego jedzenia było na porządku dziennym.
Stanęła z mieczem w ręku przed wychudzonym, białowłosym chłopakiem z dziesiątego domu, który do tego zamiast miecza, miał zwykły sztylet. Spojrzała się na ćwiczących dookoła, zastanawiając się, czy to jakiś żart. Nie potrafią postawić jej przed kimś, kto naprawdę ma jakieś mięśnie, a nie tylko piękną twarzyczkę? Z głębokim westchnieniem odrzuciła miecz na bok, ignorując zszokowanego obozowicza, który niemal o miecz się potknął. Nie będzie robić tego jeszcze bardziej niesprawiedliwego. Zresztą, jakoś źle by wyglądało pobicie takiego biedaka.
– Daję ci fory. Dajesz. – mruknęła do grupowego Afrodyty, czekając, aż sam zaatakuje. Niech chociaż raz się pochwali, czy potrafi cokolwiek tym sztylecikiem zrobić.
Nie zdziwiła się, kiedy okazało się, że tak średnio. Nieważne ile razy próbował, bez problemu potrafiła zatrzymać dłoń Aureliusza chwilę przed ciosem.
– Masz siedemnaście lat, jesteś herosem i grupowym Afrodyty. Weź się, kurwa, w garść! – krzyknęła do Niemca, który wydawał się zrozumieć, że Kazue ma głównie na celu zdenerwowanie go. Wyjątkowo, było trudniej, niż się spodziewała. Był niemal jak oaza spokoju. Pierdolonym kurwa wyciszonym kwiatem lotosu na zajebiście spokojnej tafli jebanego jeziora. Był wręcz jak jebany wagon pełen pierdolonych medytujących tybetańskich mnichów. – No co, słów zabrakło? Potwory nie patrzą na to, że jesteś naturalnie urokliwy. – zmarszczyła brwi, jednak siedemnastolatek dalej wydawał się niemal tak spokojny, jak wcześniej. Żadnej zabawy z tego. – Pomaluj sobie oczka, ja idę poszukać czegoś lepszego do roboty.
Spojrzała na ściankę wspinaczkową, na której już kilku ludzi próbowało swoich sił. Wiele z nich panicznie puszczało się, widząc zbliżającą się lawę. Nie dziwiła się. Wizja poparzenia dłoni (pff, jakby było to tylko poparzenie) nie należała do tych szczególnie przyjemnych. Uśmiechnęła się do siebie, wykonała szybką rozgrzewkę razem z kilkoma innymi, na tyle dobrą, aby nie złapać skurczu pośrodku ścianki. Ciekawe, czy należało to do topki śmierci i/lub jakichkolwiek uszkodzeń ciała herosów, bo Aresiaki na pewno załapały się na któreś z czołowych miejsc.
Bez wahania rzuciła się na ściankę, ale już po kilku razach zwyczajnie nie dosięgła kolejnego uchwytu czy po prostu nie doskoczyła. Chwyt miała dobry, po prostu nie cieszyła się taką zręcznością, jak inni, którzy zamiast walki postanowili się wspinać. Próbowała kilka razy, kilka razy musiała spaść na dół, aby nie dostać głazem w łeb ani nie przypalić sobie paznokci, o które ostatnio starała się wyjątkowo dbać.
W końcu zrezygnowała. Zdecydowanie nie było to dla niej, kiedy to, na czym się głównie skupiała to siła czystych mięśni i magiczna moc wpierdolu.
Postanowiła iść za kolejną osobą, która opuściła ściankę. Nie wiedziała z jakich powodów, ale może znajdzie jakieś ciekawe zajęcie. Szybko znalazła się przy teatrze, gdzie, jak się wydawało, każdy mógł spróbować swoich sił w aktorstwie. Ustawiła się w kolejce, a po krótkiej analizie w jej rękę została wepchnięta kartka z tekstem. Nic trudnego, nie? Myliła się.
– Co tu jest napi… a, okej. – przeanalizowała pod nosem tekst, zanim nie wystąpiła przed grupkę herosów, którzy najpewniej znali się na aktorstwie o wiele lepiej, niż sama Kazue. Nawet nie była pewna, czy dobrze przeczyta kwestię. Razem z sygnałem od prowadzącego, zaczęła odgrywać rolę Makbeta.
– Dnia tak szpetnego i pięknego razem nie miałem jeszcze. – powiedziała spokojnie, co chwilę upewniając się, czy na pewno dobrze wszystko czyta. Po usłyszeniu od herosa kwestii innej postaci, kontynuowała. – Jeśli możecie, mówcie, kto jesteście? – zapytała, jednak jakby wcale nie było to pytanie. Zmarszczyła brwi, po czym oddała kartkę herosom. – To chyba nie dla mnie. – kiwnęli jej głową, a córka Aresa się oddaliła.
Cały ten dzień był jakimś niewypałem. W oddali zauważyła Gaspara, który trzymał coś w dłoni. Kiedy już znalazł się blisko Kazue, niemal wepchnął to do jej rąk. Według etykiety baton proteinowy z żurawiną. Opakowanie było lekko otwarte, a z batona został wzięty już jeden gryz. Uniosła brew.
– Nie zasmakował mi.
Lekko prychnęła, jednak wzięła gryza z batona, nie spodziewając się tego okropnego smaku, jaki następnie zapanował w jej ustach. W boleściach przełknęła, po czym wzięła kolejny gryz.
– Faktycznie, kurwa, ambrozja. – wycedziła przez zęby, starając się przeżuć fantastyczny smak batonika. Wisienka na torcie tego dnia.
[709 słów: Kazue otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia +10 za event]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz