TW: narkotyki, samookaleczanie
— Yas? To ty? — Głos Silasa wydawał mu się odległy od jego samego. Wypowiadał słowa, ale słyszał je eony lat świetlnych dalej. Jedyne, co czuł to ciężar własnego języka i lekkość kończyn. Spadał, leżąc na pogniecionej pościeli, w połowie zaplątany w koc. Spadał nieskończenie daleko, a jednak unosił się setki mil nad miastem. Był w kosmosie! Gwiazdy migotały nad nim, puszczały mu oczka, szeptały mu tajemnice rozległego wszechświata. Był w niebie. Nad niebiem, poza niebem, pod niebem. Nie czuł już bólu. Nie czuł niczego oprócz błogiego uczucia spadania, spadania w morzu waty i morzu rozkoszy.
Błysk ostrego światła wyrwał go z rozkosznie długiego tunelu, którym podróżował w dół.
— Kurwa! — Wykrzyknął, nieudolnie zakrywając oczy dłońmi. Niedbale zawiązany bandaż zsunął się z jego nadgarstka. — Zgaś to światło.
Kobieta odpowiedziała mu westchnieniem, po czym posłusznie pstryknęła przełącznikiem i zapaliła solną lampkę w zamian. Westchnęła ponownie, gdy się prostowała.
— Co ty znowu odpierdalasz? — Spytała półgłosem i kopnęła zgniecioną puszkę przez całą długość pokoju. Była od niego o wiele niższa – zawsze jej to wypominał, nazywał ją swoim niziołkiem, krasnalem, okruszkiem. Teraz górowała nad nim, nad jego zwiniętym w kulkę ciałem, nad nadgryzionymi wargami i połamanymi paznokciami. Nad potarganymi włosami i ranami na nadgarstkach i przerażonymi oczami.
— Nic? — Wykrztusił Silas, uciekając wzrokiem od oświetlonej pomarańczowym światłem Yasmin. — Nic nie odpierdalam — wydukał potulnie, chowając twarz w dłoniach.
Czarnowłosa omiotła pomieszczenie wprawnym spojrzeniem. Zmarszczyła brwi, licząc torebki, lustrując niegdyś sterylne strzykawki i opatrunki, rozrzucone po łóżku. Przebiegła wzrokiem po ścianach, dywanie, drżących ramionach współlokatora. Przybrała to spojrzenie – to zatroskane spojrzenie, które na codzień miały tylko matki.
— Silas, to za dużo. Zdecydowanie za dużo. — Jej smukłe palce ozdobione dźwięcznymi pierścionkami sięgnęły po telefon, znajdujący się w jej kieszeni. Miała ładne dłonie. Silas zawsze jej to powtarzał. Że jej partnerzy mają szczęście.
— Nie– patrz. Wszystko naprawię.
Mężczyzna dźwignął się do góry, zaciskając palce na kołdrze. Wyprostował się, stękając z wysiłku, zaciskając zęby z całej siły.
Jego dłoń zatonęła w kieszeni, z której wyjął plastikową torebeczkę. Na widok jej zawartości oczy Yasmin rozszerzyły się.
Miała ładne oczy. Silas zawsze jej to powtarzał. Duże, kochające oczy. Seksowne oczy.
Brunet zamachał torebeczką, nagle uśmiechając się od ucha do ucha. W środku znajdował się batonik – kostka, przypominająca te zdrowe, owocowo–orzechowe batony proteinowe.
Jego palce drżały, gdy otworzył torebkę i ułamał mały kawałek batonika. Najmniejszy rożek, mniej niż pasowałoby na czubek łyżeczki od herbaty.
Włożył tego małego gryza do ust, pozwolił mu rozejść się na języku. Słodki smak lodów miętowych rozniósł się po jego podniebieniu, a gorąco rozlało po jego żyłach.
Pieczołowicie zamknął torebeczkę i rzucił ją w kąt – gdzieś między komodę a gitarę, opartą o ścianę.
Yasmin opadła na łóżko. Jej paznokcie wbiły się w ramiona Silasa – “aua”, pomyślał jedynie – i zaczęły nim trząść. Do przodu, do tyłu. Jakby był poduszką, którą trzeba było wytrzepać.
— Yaaaas — zaczął, przeciągając samogłoskę leniwym głosem. Na jego czole sperlił się pot. — Naprawiam przecież wszystko, co psuję. Nie rozumiesz? Naprawię się i będzie w porządku!
Głośny plask rozniósł się po pokoju. Silas położył dłoń na pieczącym policzku. Czy ona naprawdę dała mu z liścia? Jęknał z bólu, przechylając się na bok. Był tuż od przewalenia się na łóżko.
— Ty– — zaczęła Yasmin. — Ty ostatni, skończony debilu! Skąd to masz? Czy ty w ogóle myślisz? Czy cały mózg wypłynął ci już nosem? Co ty robisz, przestań, proszę, przestań!
— Ale spójrz. — Mężczyzna odwinął pokryte skrzepłą krwią bandaże z nadgarstków. Przejechał palcami po skórze, zdejmując z niej resztę strupów i ukazując w pełni zagojone rany. — Naprawiłem się.
───
[573 słowa: Silas otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia +10 za event]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz