niedziela, 3 listopada 2024

Od Almy — „Ambrozja” [Smellstober]

Codziennie była obrzucana komplementami. W pewnym momencie przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, będąc jedynie dodatkową liczbą, statystyką i informacją, która jedyne co wnosi do jej życia, to dodatkowe pieniądze. W pewnym momencie, zauważyła, jak komplementy zmieniają swoją postać. Nie od razu, nie w ciągu jednego dnia, ale była niemal pewna, że wcześniej słyszała głównie, że ludzie nazywają ją słodką czy uroczą, ale zaczęła widzieć takich słów mniej. W zamian nich, więcej osób stwierdzało, że jest ładna bądź śliczna. Dalej były to komplementy, zwykle je ignorowała, ale ta zmiana… nie mogła po prostu zamieść jej pod dywan. Nie dawała jej spokoju, jakkolwiek głupio to brzmiało.
Coś się zmieniło, nie w ludziach, a w niej. Przed lustrem próbowała sprawić, żeby wyglądała tak, jak wcześniej. Obserwowała jak unosi i opada jej klatka piersiowa, słysząc głośno swój oddech. Zacisnęła zęby, odwracając się od zwierciadła. Głupie lustro.
Jako pierwszego po wyjściu z baraków zauważyła, ku swojemu zdziwieniu, pretora. Lekkim truchtem podbiegła do komicznie wyższego Vergila. Na jego twarzy zdążyła zobaczyć wyraz obawy, jakby spodziewał się wszystkiego najgorszego. Nie taki miała zamiar.
– Vergil! Mam pewien, mały problem. – zaczęła mówić, wcale nie łagodząc emocji syna Marsa. – Nic ważnego, po prostu, czy od czasu mojego dołączenia do Obozu Jupiter, zauważyłeś, że coś się we mnie zmieniło, czy raczej dalej jestem mniej więcej taka sama? – zapytała, grzecznie uśmiechając się do dwudziestolatka, ewidentnie zaskoczonego nietypowym pytaniem. Chwycił się za brodę, trochę podrapał, obejrzał Almę od stóp do głów.
– Nie mogę powiedzieć na pewno, ale musiałaś zrobić postępy w chociażby walce. Ćwiczyłaś z Zoe, prawda? – przerwał na chwilę, jednak po otrzymaniu potwierdzenia w postaci kiwnięcia głową kontynuował. – Jestem pewien, że ona lub Friedrich dadzą ci lepszy wgląd na twój postęp w treningu. Jesteś tu krótko, więc nawet jeśli postęp jest mało widoczny, to przez następne miesiące zauważysz różnice w tym, jak trzymasz broń i jak nią się posługujesz. – odpowiedział, jednak wcale nie pomogło to legatariuszce. Nie była to taka odpowiedź, jaką chciała otrzymać w żadnym stopniu.
– Dzięki. – podziękowała, nie ściągając z twarzy uśmiechu. – Będę się starać jeszcze bardziej. – dodała, żegnając się z oddalającym się pretorem. Dopiero wtedy z jej twarzy zniknęło zadowolenie, a ta zaczęła się znowu zastanawiać, do kogo może podejść. Właśnie - może skorzysta z rady Vergila? Nie pomógł zbytnio w dowiedzeniu się, o co chodzi, ale może te dwie osoby będą w stanie powiedzieć jej coś więcej.
Wyruszyła na poszukiwania. Dawno nie widziała Friedricha, a Zoe z pewnością nie szwęda się w okolicach baraków pierwszej kohorty. Była pewna, że obeszła niemal cały Obóz Jupiter, kiedy usłyszała nieznajomy głos, krzyczący jej imię. Odwróciła się w stronę dźwięku, a zobaczyła na ciemno ubraną dziewczynę, która już chwilę potem znalazła się obok Almy.
– Zoe cię szukała, powiedziała, że ma coś, co ci się spodoba. Czeka przy Bombilo. – poinformowała, a w tym samym momencie przypomniała sobie, kim właściwie ona jest. Centurionka drugiej kohorty. Głupi by nie pamiętał. Westchnęła.
– Dzięki, Edel. – uśmiechnęła się Alma, patrząc, jak dziewiętnastolatka w nerwowym pośpiechu się oddala. Sama ruszyła w stronę kawiarni, szukając wzrokiem niebieskowłosej znajomej. Dalej nurtował ją ten sam problem, jednak tym razem, czuła się, jakby te pytania ciążyły nad nią niczym ostrze, gotowe upaść. Szybkim krokiem podeszła do uśmiechniętej półbogini, przysiadając się do jej stolika i wypijając łyk z jej kawy.
– Patrz na to. Znalazłam w Rossmannie. Pomyślałam, że ci się spodoba. – uśmiechnęła się szesnastolatka, podając znajomej mały zestaw kosmetyków. Nic specjalnego, szampon, płyn do mycia twarzy i błyszczyk, ale! Miał na sobie wizerunki gołębi, jak i małą figurkę gołębia. Każdy kosmetyk był w jakiś sposób stylizowany na te ptaki. Na twarzy Almy pojawił się uśmiech, radośnie przyjęła prezent.
– Wiesz, że nie musiałaś? I tak.. ja cię, ale super! – zaśmiała się, ciesząc się z podarunku. Niemal zapomniała o pytaniu, jednak zdążyła sobie przypomnieć. – Zoe, czy od czasu mojego dołączenia do Obozu Jupiter jakoś się zmieniłam..? – zapytała, kładąc łokcie na stoliku i podpierając dłońmi głowę.
– Hm… myślę, że trochę wydoroślałaś. – odpowiedziała, uśmiechając się szerzej, niż wcześniej (to w ogóle możliwe?). Kontynuowała, kiedy in probatio uniosła brew. – Nie denerwujesz się o byle co, lepiej radzisz sobie w drużynie… z twarzy też wyglądasz na nieco dojrzalszą. – z chwilą, w której usłyszała te słowa, już wiedziała, co się zmieniło.
Bogowie żywili się ambrozją i pili nektar, dzięki temu byli wiecznie młodzi. Nie zmieniali się, chyba, że chcieli. Alma nie chciała się zmieniać, a się zmieniała. Za szybko, jak na jej gust. Chciała być młoda na zawsze, zawsze wyglądać jak dziecko. Już wyglądała młodziej, niż reszta jej rówieśników, dzięki będzie Juwentas, ale nie powstrzymywało starzenia się kompletnie, a to chciała osiągnąć. Być wiecznie młoda.
– Alma, jesteś tu?
– Co? A, tak.

 ─── 
 [758 słów: Alma otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia + 10 PD za event]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz