— Która to już? — pyta Lexi, mając na myśli kubek z parującym napojem, który trzyma Edel.
— Któraś na pewno — wymijająco odpowiada dziewczyna, bo stwierdza, że lepiej nie przyznawać się do tego, że pierwszą kawę wypiła o czwartej nad ranem. Nic wyjątkowego w jej życiu, zdarzało się wcześniej, a to, że teraz zdarza się coraz częściej, nic nie znaczy.
— Zajedziesz się tym na śmierć — mruczy Lexi i odbiera Edel jej kubek. Zanim zdąży wydobyć z siebie ,,Ej!” Lexi już wzięła potężny łyk gorzkiego napoju. Krzywi się z niesmakiem, przełykając. Odkaszluje z lekką chrypką, bliska zakrztuszenia się.
— Ty wiesz, co to cukier? — Podejrzliwie zagląda do kubka. Kompletnie czarny płyn nie wygląda szczególnie zachęcająco. — I mleko?
— Nie. — Ton głosu Edel jest niemal tak gorzki, jak jej kawa. Wyrywa Lexi kubek, w którym zostały marne dwa łyki napoju. Wypija je duszkiem i odstawia naczynie na półkę pełną innych nieumytych kubków. Codziennie obiecuje sobie, że je w końcu umyje, ale nigdy jej nie wychodzi. Najgorsza jest w spełnianiu obietnic, które składa sama sobie.
Przerwa na kawę zaliczona, czas wracać do roboty. Macha na pożegnanie Lexi, która nadal przeżywa gorzki smak, który nie chce opuścić jej języka. Wygrzebuje z kieszeni tiktaki pomarańczowe i wsypuje sobie do ust prawie całą paczkę, ale teraz czuje jeszcze dziwniejszy i trudniejszy do zniesienia smak.
— Trening, dopilnować, żeby się nie pozabijali, zobaczyć, czy robią to, co mają robić… — mruczy pod nosem, przemierzając obóz. Nie zwraca uwagi na otoczenie, dopóki otoczenie nie zwraca uwagi na nią.
— Ahoj, Edel! — krzyczy Aurum, a dziewczyna prawie w niego wpada, gdy nagle wbiega jej pod nogi. — Patrz, zrobiłem projekt mojego statku! — Wyciąga ręce w górę, niewielka… rzeźba z drewna, w większości z małych patyczków, ląduje tuż przed nosem Edel. Cofa się o krok, żeby lepiej widzieć.
— Całkiem nieźle — mówi z uśmiechem. — Ale nie ma żagla.
— Nie zrobiłem jeszcze, bo musiałem iść do Cherry. Skaleczyłem się — mamrocze, na palcu naklejony ma żółty plaster z dwójką wesołych piratów. — Ale zastanawiam się, czy lepszy będzie prostokątny, czy trójkątny żagiel. I chcę jeszcze taką małą flagę, o tu. Znaczy, tu miało być bocianie gniazdo, ale mi nie wyszło…
— Pokaż mi, jak skończysz — mówi Edel, już zaczyna iść przed siebie, na Pole Marsowe — to ją przetestujemy.
— Ale to tylko projekt, to nie ma pływać!
— Jeżeli projekt jest dobry, to będzie pływał.
Edel szybko zdążyła zapomnieć o statku Auruma, zbyt skupiona na nadzorowaniu treningów i na próbnych sparingach z legionistami. Jeżeli kawa kiedykolwiek działała, w co Edel czasem wątpi, to jej magiczna moc już opuszcza dziewczynę. Del ziewa coraz częściej i coraz mniej chce jej się sięgać po swoje pilum. Od pewnego momentu po prostu przygląda się legionistom spod półprzymkniętych powiek i zostaje tak już do końca treningu. Na szybko gratuluje wspaniałej roboty jej podopiecznym, chociaż tak naprawdę nie pamięta, komu dzisiaj poszło dobrze. Właściwie to niewiele pamięta, czas przelatuje jej przez palce jak drobne ziarenka piasku i Edel nie potrafi odgonić przeczucia, że marnuje cenne sekundy na bycie zmęczoną. Musi odejść od nawyku ignorowania potrzeby snu, to najwyraźniej nie działa na nią najlepiej. Ale co wieczór ma tyle papierkowej roboty do załatwienia i jeszcze musi rozpisać sobie plan na kolejny dzień, a to zajmuje jej tyle, że ani się obejrzy, a już jest czwarta nad ranem, co znaczy tylko jedno: nie ma już czasu na sen, bo zaraz trzeba będzie wstawać. Wory pod oczami zakrywa podkładem i korektorem albo cieniem do powiek i mówi, że akurat tak jej się ubzdurało, że chce wyglądać jak zombie.
Dzierży w dłoni kolejny ogromny kubek z kawą czarną jak jej dusza i grzebie w swoim notatniku, próbuje znaleźć jakieś zapiski. W połowie szukania zapomina jakie, więc przegląda zeszyt, żeby przypomnieć sobie, na czym jej tak zależało.
— Edel, Edel! — Aurum podbiega do dziewczyny, dłońmi chroni swój niewielki stateczek. Nie wiadomo przed czym, chyba że na wypadek, gdyby się przewrócił. — Mam żagiel! Prostokątny! I flagę też, patrz!
Edel mruga szybko, jej umysł działa z lekkim opóźnieniem. Dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, o co chodzi Aurumowi. Wkłada swój notatnik pod pachę i bierze model statku do ręki, ostrożnie, żeby go nie zniszczyć, i przygląda mu się ze wszystkich stron. Flaga jest naprawdę mikroskopijna, na tyle, że Edel woli nie bawić się w zgadywanie, jaki symbol umieścił na niej Aurum.
— Świetna — mówi, bo nic lepszego nie przychodzi jej do głowy. — To co, będziemy, eee, puszczać ją na wodę?
— Wodować! — poprawia ją Aurum, wręcz wcinając się w jej wypowiedź.
— Idziemy ją zwodować?
— Tak!
— Trzeba nadać jej imię — mówi chłopiec, gdy już stoją na brzegu jeziora w Nowym Rzymie. — Statkom zawsze nadaje się imię, jak się je woduje. Żaden szanujący się pirat nie będzie pływał statkiem, który nie ma imienia.
Edel przestępuje z nogi na nogę, pociera o siebie dłonie. Ubrała się nieco za cienko, pod wieczór zaczyna się robić naprawdę chłodno. Zaraz zaczną jej szczękać zęby.
— Jaki masz pomysł? — pyta.
— No właśnie nie mam. — Wydyma policzki i obraca statek w dłoniach. — Bo ja nie chcę go nazywać. Chcę, żeby pierwszym statkiem, jaki nazwę, był mój własny, taki duży, którego będę kapitanem — tłumaczy, podnosząc wzrok na Edel. — Więc ty go nazwij. — Podaje jej delikatny model.
— Ja? Ale… ale ja nie jestem… Chyba nie jestem odpowiednią osobą, wiesz, żaden ze mnie pirat i w ogóle…
— Ale zostałaś wyznaczona przez pirata — naciska Aurum. — To znaczy, jeszcze nie pirata. Kiedyś pirata.
— No dobra — wzdycha Edel.
Wpatruje się w łódeczkę z kompletną pustką w głowie. Jak się nazywa statki? Chyba jakimś majestatycznym, najlepiej dwuczłonowym imieniem… Takim, które jest skomplikowane i nie potrafi wbić się w pamięć, albo takim, które brzmi jak tytuł jakiegoś wiersza. Del nie jest dobra w wymyślaniu takich rzeczy, szczególnie wtedy, gdy w połowie usypia, a jej wzrok powolutku zaczyna tracić ostrość.
— Mogiła Mórz? — sugeruje pierwsze dwa słowa, które przyszły jej do głowy. Gdyby Aurum nie był dzieciakiem, to byłby moment, w którym Edel zarumieniłaby się z zażenowania własnym pomysłem.
— Uuu, mrocznie. — Aurum zgina palce, żeby przypominały szpony. — Będą nią pływali piraci-widmo. Wszyscy będą się jej bać, a po całym oceanie będą krążyć plotki o Mogile Mórz i one będą sprawiały, że wiesz, że nawet najlepszym piratom… odpadną drewniane nogi. Tak, właśnie tak! — Odbiera Edel łódeczkę i spuszcza ją na mętną wodę jeziora. — Płyń, płyń, Mogiło Mórz!
— I stań się grobem dla wielu piratów — dodaje Edel ponurym tonem.
— Brr.
───
[1037 słów: Edel otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz