piątek, 1 lipca 2022

Od Luciena CD Yves — „Cholerny, przeciekający dach”

Poprzednie opowiadanie

To zdecydowanie nie było coś, o czym marzył; bo z pewnością nie śniło mu się przychodzenie do domku największych twórców tego obozu. I nie spodziewał się, że drzwi otworzy mu dziewczyna, niewiele od niego wyższa, która spojrzy na niego z odrazą oraz widoczną dezaprobatą, a potem nim szarpnie, jak workiem kartofli. Ten dzień mógł być piękniejszy — słońce, powoli wspinające się po niebie, dające znać, że dziś będzie upalnie oraz delikatny, orzeźwiający wiatr.
Kilka silniejszych podmuchów naniosło za sobą piasku, który zasypał im się oboje w oczy. Dziewczyna przycisnęła pięści do powiek, starając się w jakiś sposób pozbyć drobinek, a Lucien odsunął się dwa kroki, ustawiając tak, by kolejny podmuch nie zaatakował go ponownie. Prawdę mówiąc, miał już zamiar odejść, udać, że do spotkania nigdy nie doszło i zniknąć z oczu nieznajomej tak szybko, jak to możliwe; i kiedy odwrócił się na pięcie, by pomknąć w stronę domku dwunastego oraz znajomych, którzy powolnym krokiem się do niego zbliżali, poczuł silne szarpnięcie. Potknął się o własne nogi i przewrócił na ziemię, a przed oczami przeleciało mu całe życie — jakby złapał go właśnie Chejron, niezadowolony z uczty alkoholowej, jaką niedawno wyrządzili. Zdążył nawet wymówić w myślach kilka modlitw, by to nie był on, ale kiedy nachyliła się nad nim wcześniej poznana brunetka, mimowolnie się skrzywił.
— Myślałeś, że sobie pójdziesz? — prychnęła.
Lucien cicho westchnął, wiedząc, że będzie musiał się z nią jeszcze chwilę użerać.
— Ten balon nie znalazł się tam specjalnie — próbował tłumaczyć. — Nie był nawet mój.
Kilka kropel wody z włosów dziewczyny kapnęło mu na twarz, a on wpatrywał jej się bezsilnie w oczy. Nie chciał tu być, nie chciał z nią rozmawiać i tłumaczyć się za coś, czego nawet nie zrobił (ale było jego pomysłem). Ten balon z wodą miał być zabawny, gdyż napełnili go w domku dwunastym i żartowali, że śmiesznie się odbija. Wtedy Lucien zaproponował, żeby go wyrzucić i sprawdzić, jak daleko poleci. Los chciał, żeby akurat poleciał na ten nieszczęsny dach.
Zaraz zebrało się wokół nich trzech chłopaków, najlepszych ziomków, synów Dionizosa. Popatrzyli na tę sytuację z wyraźnym rozbawieniem, a potem dobrze znany Lucienowi Laurencjusz machnął ręką.
— Chłopaki, nasza akcja z balonem najwidoczniej się nie powiodła.
Lucien zamrugał, bojąc się ruszyć, czując, że rozwścieczona dziewczyna wbija mu paznokcie w ramię, za które go chwyciła. Po cichu liczył na to, że przyjaciele wydostaną go z tego nieszczęścia, bo im dłużej siedział na ziemi, czując kapiące krople wody z rozczochranym, brązowych włosów nieznajomej, tym bardziej czuł się niekomfortowo.
— Słuchaj, puść nam go, dobra? — Laurencjusz kucnął. — Balon pękł, bo jak się składa, jest bardzo, ale to bardzo delikatny… to nie było zamierzone, rozumiesz? A teraz wzięłaś sobie naszego za zakładnika.
— Myślicie, że za to nie odpowiecie? — odparła szorstko. — Kto normalny rzuca balonem z wodą, co?!
— To taka zabawa była — mruknął Lucien. — Zabawa z balonem.
— Nienawidzę… nienawidzę ludzi — warknęła, ściskając ramię szarowłosego mocniej. — Koń by mi tego nie zrobił.
— Pewnie dlatego, że konie nie potrafią rzucać balonami z wodą. — Synalek Dionizosa uśmiechnął się pod nosem, zapominając, w jak niekorzystnej sytuacji się znalazł; i szybko tego pożałował, bo dziewczyna pchnęła go, po czym wstała, by każdemu z nich rzucić wrogie spojrzenie.
— Tak, mówcie, co chcecie, ale koni nie będziecie mi obrażać. — Odwróciła się na pięcie. — Równie dobrze mogę na was donieść! I to właśnie zrobię, cholerne smarkacze! — krzyknęła, wracając do swojego domku.
Lucien otrzepał się z piasku, który nawłaził mu dosłownie wszędzie, łącznie z dupą i cicho westchnął, wiedząc, że na tym się zapewne nie skończy. Miał oczywiście rację, bo chłopaki zaczęli obgryzać paznokcie, próbując wymyślić nowy plan, który oczywiście nie dotyczył już tego usmarkanego balonu z wodą.
— Lucien.
Padło na niego, a na kogo innego.
— Porozmawiaj z nią jeszcze, dobra? Jesteś… wiesz.
— Postawisz mi za to piwo.
— Stary, masz to, jak w banku. Jak tylko ujarzmisz tę dziewczynę, to cały sześciopak postawię ci przed łóżkiem. — Laurency poklepał go po ramieniu i odszedł z pozostałą dwójką, szepcząc coś do nich. Lucien zaś został, mając na barkach dużą odpowiedzialność, ale także marząc o tym obiecanym sześciopaku piwa. Tylko to sprawiło, że znów stanął przed drzwiami dziewiątki, zapukał i poczekał na odpowiedź.
Jakiekolwiek sprzeczki nie były jego mocną stroną — wolał załatwianie spraw bezkonfliktowo. Nie chciał jednak rozmawiać z kimś, kto od początku zachowywał się dosyć… nerwowo. Miał wrażenie, że nic nie ugada, a dziewczyna opowie mu o wspaniałych koniach i zniknie za drzwiami, by zrobić swoje.
Za ścianą usłyszał dosyć głośne przeklnięcie. Oho, zaczyna się, pomyślał i cofnął się o krok, na wypadek, gdyby brunetka miała wylecieć do niego z pięściami.
Yves?
◇──◆──◇──◆
745 słów: Lucien otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz