Letnie, cieplutkie słoneczko świeciło mocno, prosto na twarz Wandy. Nie trzeba nic oczywiście mówić, że bardzo ładnie się opaliła. Na słońcu jej włosy nabierały złocistego koloru, a oczy, się rozjaśniały.
Nagle z daleka ujrzała nową osobę. Stwierdziła, że będzie miłym człowieczkiem i podejdzie do nowej osóbki.
— Wanda — walnęła z mostu swoje imię — córka Aresa.
Nowa koleżanka dziewczyny przedstawiła się po pseudonimie, TJ. Polka stwierdziła, że całkiem ładny jest, jednak zastanawiała się, co może oznaczać.
Półbogini wpadła na pomysł. Z racji, że przybyszka jest nowa, a ona siedzi tutaj kilka lat, a zbytnio do roboty nic nie ma, stwierdziła, że uczyni dobry uczynek.
— Oprowadzę cię, co ty na to? — zaproponowała.
Nowej herosce spodobał się pomysł. Wanda uśmiechnęła się do niej wesoło.
Po raz pierwszy oprowadzała nową osobę po Obozie Herosów. Przez chwilkę się zastanawiała, co by mogła pokazać nowej.
— Zapewne jeszcze nie masz swojej broni, więc mam pomysł — odrzekła wesoło — udamy się do zbrojni. Wybierzesz sobie broń i pokażesz mi, jak ci idzie walka! Obstawiam, że dobrze, widzę w tobie ten błysk.
Oczywiście już miała nadzieję, że może akurat się okaże, że mają tego samego boskiego rodzica.
— Fajnie byłoby poznać nową siostrę — pomyślała sobie.
Z punktu widzenia TJ Obóz Herosów był dosyć nowym i niepodobnym do niczego innego doświadczeniem. Kojarzyło jej się to odrobinę z obozami sportowymi, na których była w Europie parę lat temu. Zwłaszcza tym na obrzeżach Aten. Sporo osób nosiło podobne t-shirty oraz jakieś koraliki na szyi. Nie inaczej było z Wandą, która ją oprowadzała. Pierwsze wrażenia związane zarówno z obozem, jak i z oprowadzającą ją oprowadzanie jej. Wydawała się bardzo miła i energiczna, a przede wszystkim pełna pozytywnego myślenia. Była w porządku, lecz Afrykanerkę nieco zdziwiło to, jak się chwaliła swoim ojcem. Z braku laku TJ zrobiła dokładnie tak samo.
— Fajnie. A mój ojciec to Abel i prowadzi siłownię i ma gigantycznego bicka. — po krótkim spacerku na słoneczku, od którego biło przyjemne ciepełko, blondynka w kurtce z rękoma w kieszeni szła dalej dzielnie za Polką, zastanawiając się nad tym jaką broń mogłaby mieć.
— Tatko mnie kilka razy zabierał na strzelnicę i z pistoletu całkiem nieźle mi szło. Nie specjalne znam się na broni, więc jakiś prosty glock powinien w zupełności wystarczyć na początek. — słowa na temat siostry odebrała nieco inaczej, niż w zamyśle miała to szatynka. Słowo „siostra” było bardziej czymś w rodzaju koleżanki albo współobozowiczki, więc ładnie odpowiedziała, że i dla niej również byłaby to wielka przyjemność.
— Tak w ogóle, to ja też dostanę taką fajną koszulkę jak wy? Nie wiem czemu, ale z jakiegoś powodu czuję, jakby pomarańczowy bardzo by do mnie pasował. — kiedy skończyła mówić to zdanie, właśnie obie dziewczyny stanęły przed zbrojownią, TJ podrapała się w tył głowy, zastanawiając się jak przekazać zmartwienia co do tego miejsca.
— Wanda, a czy to dobry pomysł, żeby obóz pełen dzieciaków z ADHD miał w tak łatwo dostępnym miejscu całą chatę pełną broni?
— Tak, też dostaniesz taką koszulkę — uśmiechnęła się, po czym usłyszała pytanie dotyczące dzieciaków z ADHD — Nie, nie masz czego się bać. My, obozowicze wiemy, kiedy z nich korzystać i nie mamy żadnych broni typu strzelby, czy glocki, chociaż szczerze to szkoda.
Dziewczyna zaczęła szukać czegoś dla nowej osóbki. Przypomniała sobie, że mówiła coś o swoim ojcu, że ma siłownię. Marzenia o siostrze poszły w dal, ponieważ jej ojciec nie nazywa się Abel i nie ma siłowni, więc zapewnie TJ ma innego boskiego rodzica. Wandzie nie było szczególnie przykro, że jej ojciec nie spędzał z nią tyle czasu, co ojciec blondyny. Po incydencie z jej siostrą miała uraz do ojców, nawet jeżeli to jest ojczym, a także zdaje sobie z tego sprawę, że nie jest ulubienicą Aresa.
— Więc tak — odwróciła się do Tj wyprostowana — chcesz strzały? A może broń lekką? A może wolisz broń ciężką? Co powiesz na broń rzucaną lub dystansową ? No, chyba że wolisz coś zupełnie jeszcze innego.
Brak jakichkolwiek broni, z której można strzelać wielce zaskoczył TJ. Była pewna, że skoro będą się potykać z licznymi potworami o wielkiej sile, szybkości oraz pełnych kłów, pazurów i jadu, broń pokroju miecza albo dzidy nie będą aż tak skuteczne.
— Izzit? Ale dlaczego nie macie spluw? To ze względów bezpieczeństwa czy prawa? Myślałam, że prawo w Ameryce zezwala na posiadanie pistoletów. — po wejściu do środka zbrojowni Afrykanerka aż rozdziawiła szeroko usta. Była zaskoczona mnogością broni oraz wszelkiego maści uzbrojenia, jakie tutaj się znalazły. — Lekker! Ta wasza zbrojownia jest super. — Błyskawicznie podbiegła do stojaków na miecze i pogłaskała ostrze, wyciągając lewą rękę z kieszeni i w dalszej mierze trzymając prawy rękaw w kieszeni kurtki.
— Czyli… Mogę sobie po prostu wybrać coś z całego tego szpeju? Ag man! — zaczęła biegać z jednej gabloty do drugiej i oglądać wszelkiej maści oręż przy każdym mówiąc to samo „Chcę to… albo nie, jednak to” i tak przynajmniej dziesięć razy. W całym tym roztargnieniu nawet nie zauważyła, że parę razy podbiegła do jednego stojaka. W końcu trochę zwolniła, aż stanęła z powrotem obok Wandy.
— Wszystko wygląda tutaj lekker! Ale może pomożesz mi coś wybrać? Potrzebuję czegoś lekkiego, szybkiego i jednoręcznego. — w czasie wypowiadania tych słów wykonała odruchowo kilka machnięć bokserskich i zwody.
Wanda przez chwilę zastanawiała się, co by mogła jej polecić.
— Jak widzę, jesteś leworęczna — stwierdziła (tak, Wanda nie zorientowała się, że nie ma jednej ręki).
Polka jeszcze tak kilka minut się kręciła, aż w końcu wzięła do dłoni pugio, czyli mały sztylet.
— Chciałaś coś lekkiego, szybkiego i jednoręcznego, więc proszę — odrzekła, zauważając pas. Przypięła go dziewczynie i wsadziła sztylet. — Wyglądasz jak prawdziwa wojowniczka! Bestie będą od ciebie uciekać kilometrami — zaśmiała się.
— Hmmmm. Pugio. Dziwna nazwa. Kojarzy się z taką brzydką rasą psa. — powiedziała blondynka, a potem sprawdziła, jak jej idzie poruszanie się z pasem. Zrobiła małą przebieżkę wokół Wandy, podskoczyła i wykonała kilka ruchów bokserskich, aby się upewnić czy nożyk to dobry wybór.
— Wydaje się okej. Może trochę mały, ale przynajmniej nie utrudnia poruszania się. No i jest całkiem ładny. — uśmiechnęła się i pogłaskała pochwę swojego nowego oręża. — Macie tutaj jakieś miejsce, gdzie można to przetestować? Jakąś salę treningową albo arenę? Chciałabym wiedzieć, co to małe gówienko potrafi.
Wanda była zadowolona, że jej nowej koleżance odpowiada mały sztylet. Śmieszyło ją to, jak nazwała swoją nową broń „małym gówieńkiem’’. Razem z JT udała się na arenę treningową, która była bardzo bliziutko.
— Jak coś obok jest stajnia i strzelnica, więc jak będziesz chciała, będziemy mogły potem udać się do stajni. Może wybierzemy ci jakiegoś rumaka — zaśmiała się, po czym otworzyła dziewczynie drzwi.
Gdy już były w starym amfiteatrze (czyli tej arenie) poszła po manekiny do nauki walki. Miały na sobie zbroję, a w środku były wypchane sianem.
— Więc dobra — zaczęła mówić — pokaż, co umiesz. Jeżeli twój ojciec miał siłkę, to pewnie tej siły trochę masz — stwierdziła, odsuwając się do tyłu, tak na wszelki wypadek.
Amfiteatr kojarzył się Afrykanerce z dawnymi czasami, jak antyczna Grecja, ale od początku jej coś nie pasowało. Skoro są kilkadziesiąt kilometrów od Nowego Jorku, to nie jest możliwe, że zbudowano to wszystko w starożytności.
Przemyślenia dotyczące otoczenia skończyło się w chwili kiedy przed TJ pojawiły się opancerzone manekiny. Wyglądały trochę jak strachy na wróble i wyglądały tak jakby miały się rozpaść po jednej sesji treningowej. Jednak mimo tego kosmicznego wyglądu, dziewczyna wyjęła z kieszeni materiałową chustkę i owinęła ją wokół nadgarstka, a potem przyjęła pozycję wyjściową w boksie, przy użyciu tylko jednej ręki.
— Tylko nie miej mi za złe, jak rozwalę tę kukłę paroma lepami na mordę — powiedziała blondynka z uśmiechem i zaczęła swój układ. Z każdym ciosem z manekina sypały się kurzowe obłoki i lekko się kołysał na swojej podstawie. Ciągłe ataki, zwody i uniki, które wykonywała TJ, wyglądały jak starannie zaplanowany taniec, lecz blondynka wiedziała, że wszystko jest spontaniczne i bazujące na odruchach. Ataki były z każdą chwilą szybsze i szybsze, aż rękaw z kikutem wyskoczył z kieszeni i swobodnie był miotany na prawo i lewo przez siłę bezwładności.
TJ tego nie zauważyła i w dalszej mierze atakowała i przyspieszała, aż nie dotarła do swojego limitu prędkości. Czując to, zdecydowała się na użycie noża jako ostatecznej formy pokonania przeciwnika. Jeden błysk metalu, a ostrze wbiło się po rękojeść w szczelinę między płytami zbroi.
Zdyszana i zadowolona z siebie Afrykanerka zawołała z podskokiem.
— Lekker! Fajny ten nożyk. Wygodny i szybki. Lepsze by były chyba tylko kastety.
Wanda przez cały ten czas obserwowała, jak Afrykanerka radzi sobie z manekinem. Była dość zaskoczona tym, jak bardzo dobrze sobie radzi. Przypomniały się jej pierwsze treningi. Miała wtedy zaledwie 12 lat, ale mimo to bardzo dobrze jej szło, jednak taką bardzo dobrą doskonałość i taktykę opanowała po kilku szkoleniach.
Gdy dziewczynie spadła kurtka, zauważyła kikuta, którym oczywiście była amputowana ręka. Przez chwilę nic się nie ruszała ani nic nie mówiła. Gdy koleżanka pochwaliła swój nowy nożyk, stwierdziła, że się odezwie w końcu.
— Wiedziałam, że będzie ci pasować — uśmiechnęła się znowu swoim optymistycznym uśmiechem, po czym w końcu dodała — widzę, że… nie masz prawej dłoni... — delikatnie dotknęła tego miejsca — mimo to, bardzo dobrze sobie radzisz! Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że no wiesz... jesteś ciut niepełnosprawna, bo jednak nie masz jednej ręki.
Uśmiechnęła się ciut głupkowato, mając nadzieję, że nie sprawiła przykrości dziewczynie.
Otóż sprawiła. Widząc, jak zaledwie kawałek ramienia wystaje jej spod rękawka koszulki, poczuła olbrzymi wstyd, a stwierdzenie Wandy o tym, że jest niepełnosprawna. Cofnęła się kilka kroków w tył i poprawiła kurtkę, by blizny nie były widoczne, a potem z powrotem wsadziła rękaw w kieszeń.
— To nic takiego. — zawołała uśmiechnięta TJ. — Nie zwracaj na to uwagi. Szczerze, to absolutnie niczego nie zmienia w moim życiu. Przecież mam jeszcze drugą rękę, c'nie? — zawołała i pomachała lewą ręką. Podeszła pod koniec do manekina i wyjęła nóż z wypchanego worka sianem, by na koniec schować go w pochwie.
— Wielkie dzięki za pomoc i w ogóle, ale muszę lecieć. Mam jeszcze do pogadania z liderem mojego domku. Ponoć ma ze mną do pogadania w kwestii łóżka.
Polka na pożegnanie pomachała dziewczynie i poszła odłożyć manekina. Czasami przez głowę przechodziły jej myśli typu „co jeżeli w środku jest na ciebie zła?” i inne takie, jednak Wanda starała się nimi nie przejmować i szło jej dobrze.
Gdy posprzątała, udała się do swojego domku, by odpocząć. Położyła się na swoim łóżku, wpatrując się przez chwilę w ścianę. Zamiast myśleć negatywnie, starała się myśleć pozytywnie, że przecież nie była na nią zła, bo gdyby była to by nie uśmiechnęła się, ani nic w tym stylu. Zamknęła oczy, a na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech.
— Poznałam dziś nową spoko osobę — powiedziała cicho do siebie — Obóz Herosów mnie nigdy nie będzie zaskakiwać.
◇──◆──◇──◆
1738 słów: Wanda otrzymuje 17 Punktów Doświadczenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz