„Grupa nastolatków musi zabić 4 różne potwory i zjednoczyć kamienie, które ukrywają w swoich jaskiniach. Kamienie esencji, które pozwolą im [...]” Przeczytał urwany skrawek gazety, po chwili wywracając swoimi oczyma. — To brzmi jak jakaś gra RPG, w którą graliby pewnie ludzie z mojej starej klasy — stwierdził i podarł na strzępy papier. — Kto mi to tutaj w ogóle wrzucił? — zapytał, kierując pytanie do siebie. — Pewnie to był Eric. On zawsze ma takie pomysły — westchnął i wrzucił skrawki papieru do swojej torby. — Dobra... Co ja tu miałem zrobić...
***
Westchnął cicho. Nie mógł zapomnieć o tym, co czytał kilka godzin temu w tej starej gazecie. — A co jakby to była prawda? — zadał sobie kolejne pytanie. Zdjął z przedramienia torbę i zaczął w niej szukać kawałków gazety. Powiedział coś po rzymsku i pokręcił lekko głową. — To głupie... Co, jeśli była to kolejna forma żartu, a ja się na to nabrałem? A może wrzucił mi to ojciec, bo chciał, bym to ja znalazł więcej informacji na ten temat? — westchnął po raz kolejny, kręcąc przy tym przecząco głową. Wyjmował po kolei wszystko ze swojej torby, przy okazji siadając na mokrej trawie przez rosę. Nie interesowało go teraz to, że zaraz jego śnieżnobiałe spodnie mogą zafarbować się na zielony kolor w najbardziej nietrafionym miejscu.
— Jest! — powiedział, o dziwo trochę za głośno niż chciał. Gdyby nie byłby tutaj sam, pewnie wróciłby na siebie większą uwagę niż tylko kilku mrówek, które zaczęły chodzić po jego ulubionej książce, a dokładniej „Liebes Kind” autorstwa Romy Hausmann. — Kolejny — uśmiechnął się sam do siebie, składając dwa kawałki gazety na kupkę. Podniósł książkę, otrzepując ją z owadów z rodziny mrówkowatych. Położył ją na skrawkach papieru, by nie uciekły nigdzie przez powiew wiatru. Co kilka chwil zaczął dodawać kolejne fragmenty pod książkę, która stanowiła na razie jedyną ochronę przed wiatrem.
— To już chyba wszystko — stwierdził i podniósł książkę, chowając ją szybko do torby. Równie szybko złapał za papierki. Spojrzał na bezchmurne niebo, a po chwili na liście na drzewach, które nie powiewały zbytnio. Posiedział tak jeszcze chwilę, a po chwili zaczął układać papierki tak, by mógł znowu przeczytać całość.
„Grupa nastolatków musi zabić 4 różne potwory i zjednoczyć kamienie, które ukrywają w swoich jaskiniach. Kamienie esencji, które pozwolą im [...]” — przeczytał — „Pozwolą im” co? Co im pozwolą? Ocalić świat czy może zyskać nowe moce? To naprawdę brzmi jak fabuła jednego wielkiego RPG! — dodał po chwili żałośnie. Zakrył swoją twarz, kłócąc się z własnymi myślami. — Nie mówcie mi, że to wszystko na nic... Jak ta gazeta okaże się tak naprawdę porwaną instrukcją do jakiejś beznadziejnej gry, to się chyba powieszę... — zdjął ręce ze swojej twarzy, spoglądając z wielkim niezadowoleniem na gazetę — zaraz... A może ktoś z obozu będzie wiedział, o co chodzi?
***
Przez kilka dobrych godzin szukał kogoś, kto jakkolwiek wiedział, o co mogło chodzić — jak można było się spodziewać, że nikogo nie znalazł, ani żywej duszy. Wszyscy spoglądali na niego albo z dziwnym wzrokiem, albo po prostu ignorowali, kilka osób nawet się z niego cicho śmiały, widząc zielony ślad na jego spodniach, który próbował zetrzeć nieskutecznie dłoni. Niektórzy mogą zapytać: „dlaczego się nie przebrał?” — odpowiedź jest prosta, nie miał na to czasu i zapomniał po krótszym czasie. Jego myśli były pełne krążących słów, które nie dawały mu spokoju. Słyszał ciągle tylko „4 różne potwory”, „grupa nastolatków”, „kamienie esencji”. Przez chwile nawet nie pamiętał swojego imienia i o mało nie pomylił się przy rozmowie z chyba dziesiątą osobą.
Ponownie zaczął swoją gadkę przy osobie, która jako kolejna nie widziała w nim żadnego zainteresowania.
— […], piszesz się więc na to, by odkryć ze mną, co to tak naprawdę jest?
— Przepraszam, ale nie mam czasu. — dostał w odpowiedzi.
— Proszę! — ubłagał — Rozmawiałem już z tyloma osobami… każdy albo nie ma czasu, albo mnie ignoruje — dodał, użalając się nad sobą.
— Może powiedz o tym na kolacji? Może wtedy jakiś ochotnik się zgodzi?
— … — odpowiedział ciszą, a po chwili pokręcił głową i westchnął. — Jeszcze nikt się nie zgodził, to bezskuteczne. Po prostu… zostawię tę sprawę — powiedział ze smutkiem w głosie i zostawił obozowicza w tyle.
No cóż — nie zostawił tej sprawy tak, jak obiecał. Przez kolejne kilkanaście minut szukał kolejnej osoby do poszukiwania prawdziwego znaczenia skrawków papieru.
— […], zgadasz się? — zapytał, uśmiechając się zmęczony do ostatniej osoby, którą postanowił już zapytać.
— Tak — dostał w odpowiedzi, na co sam się mocno zdziwił.
— Naprawdę, ale tak na serio? — zapytał ponownie, tym razem dla upewnienia się, odpowiedzią było tylko lekkie pokiwanie głową.
Ktoś chciałby być tym, który pomoże Aureliuszowi?
◇──◆──◇──◆
723 słowa: Aureliusz otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz