Dolatywaliśmy właśnie do lasu, w którym spodziewaliśmy się znaleźć „Pod dzikiem”, a nasz syn Aresa zaczął się budzić. Ziewnął, podniósł głowę, a gdy zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje, jego oczy stały się większe niż kamień Syzyfa. Złapał się mocniej szyi swojego rumaka.
— Co na…?! — zawahał się, nie wiedząc nawet, jak dokończyć. — To… porwanie!
— Złota gwiazdka dla Rubena — parsknął Milio, trochę mało empatycznie. Niemniej, doskonale rozumiałem niechęć chłopaka do syna Aresa. To w końcu on mógł być odpowiedzialny za śmierć naszych bliskich. A nawet, jeśli nie był za to odpowiedzialny, to nie wykorzystał swojej poprzedniej okazji do uratowania ich.
— Dokąd mnie bierzecie? — Spytał.
— Na razie na obiad — nie mogłem się powstrzymać, by nie uśmiechnąć się drwiąco. — Ponoć „Pod dzikiem” mają nieziemskie ceny. Słyszałeś o tym?
— O, nie, nie, nie — zaciął się syn Aresa.
— Nie słyszałeś o tym, czy nie zgadzasz się z tą opinią? — spytałem niewinnie, a Milio parsknął śmiechem.
— Nie możecie tam iść, on może tam być — syknął Ruben z paniką w oczach.
Teraz, to już się zaniepokoiłem. Już miałem go zapytać, kogo ma na myśli, kiedy nasze pegazy właśnie wylądowały. Dobrze osłonięta drzewami polana zdawała się idealnym miejscem, by rozbić tu obóz na noc. Przywiązałem swojego Skoczka do najbliższego drzewa, pomogłem Milio wyplątać syna Aresa z oplatających go lin, po czym spojrzałem pytająco na Rubena.
— Rozwiniesz temat? Kogo możemy się tam spodziewać?
Ruben spuścił wzrok i usiadł na trawie. Zdaje się, że nie miał najmniejszej ochoty odpowiadać, więc Milio zrobił groźny krok w jego stronę.
— Proszę, przyjacielu — słowo „przyjaciel”, wysyczał znacząco przez zęby. — Odpowiedz panu.
— Cóż… — zawahał się Ruben. — W zasadzie, w tej konkretnej knajpie bardzo lubią przesiadywać różnego rodzaju bóstwa. Atena, Apollo… A nawet i mój ojciec. Wolałbym go nie spotkać. Wiecie, jak to jest z naszymi boskimi rodzicami. Nie jest łatwo.
Ja i Milio westchnęliśmy głośno, dokładnie w tym samym czasie. Tak, dokładnie rozumieliśmy, o czym mówi Ruben. Sam również wolałbym nie spotkać tutaj matki. Pewnie próbowałaby mnie od tego odwieźć wzruszającą gadką o przeznaczeniu, godzeniu się z losem i odrzuceniu zemsty. Jak ja tego nie cierpiałem. Nie, nie chciałem pogodzić się ze śmiercią brata. Nie chciałem, żeby to stało się dla mnie normalne. Chciałem, aby tego, kto go zabił, spotkała zasłużona, krwawa kara.
Z drugiej strony, miałem dziwne przeczucie, że Ruben może coś ukrywać. Jego strach zdawał się o wiele zbyt silny jak na zwykłą niechęć spotkania z ojcem. Choć, z opowieści, jakie słyszałem w obozie o bogu wojny, on naprawdę może być dość podły, by taki Ruben mógł się go bać.
Chciałem jeszcze o tym porozmawiać, kiedy usłyszałem cichy szmer wśród krzewów. Ostrożnie położyłem rękę na xiphos, by przygotować się do potencjalnej walki.
Milio i Ruben też podnieśli niepewnie głowy i dokładnie wtedy, na syna Dionizosa skoczył oczekiwany napastnik.
Podniosłem swój oręż i ruszyłem, by pomóc Milio w walce, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że napastniczką jest erynia.
Podniosłem swój oręż i ruszyłem, by pomóc Milio w walce, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że napastniczką jest erynia.
Erynia? Zastanowiłem się w biegu. Co tu robi erynia? Czyżby próbowała nas powstrzymać przed rozwiązaniem zagadki śmierci naszych najbliższych?
Jedynym bogiem, którego kojarzę z eryniami, jest Hades. Czyżby sam pan podziemi był w to zamieszany?
Moje rozważania przerwał krzyk Milio, opędzającego się od napastniczki i głośny skrzek erynii.
— Heroski idą do dzika? Heroski szukają bóstwa? O nie, heroski. Odejdźcie stąd! Nie zranicie go!
— A sio! — warknął Milio, machając mieczem, dopóki nie stanąłem między nimi.
— Czekaj! — zawołałem, po czym odwróciłem się do eryni. — O jakim bóstwie mówisz?
Milio?
◇──◆──◇──◆
561 słów: Andrew otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz