sobota, 3 maja 2025

Od Dantego CD Ishy — „The less I know the better"

Poprzednie opowiadanie

WIOSNA

Moim największym koszmarem okazał się miejski ptak. Gołąb. Zwykły, ale też niezwykły, bo o ciekawym umaszczeniu gołąb, który spoglądał na mnie w taki sposób, jakbym to ja go uszkodził. Uśmiechnąłem się niewinnie, krzyżując ręce na piersi. Próbowałem zignorować obolały palec, zaciskając dłoń w pięść. Ból po dziobnięciu nie należał do najprzyjemniejszych.
Ptak spojrzał na mnie, mlasnął dziobem i szepnął coś (a przynajmniej wyglądał, jakby szeptał) Ishy na ucho. Kącik moich ust zadrżał. Nie wiedziałem, czy mam halucynację i widzę właśnie, jak dziewczyna rozmawia z gołębiem czy rzeczywiście ptak potrafi mówić, a nieznajoma, będąca teraz poniekąd moją znajomą, ucina sobie z nim pogawędkę.
— Mogę? — zapytałem, wyciągając dłoń w stronę ptaka, chociaż sądząc po nieufnym wzroku dziewczyny, wiedziałem, że nie była chętna, by oddawać mi zwierzę. Zlustrowała mnie spojrzeniem, jakby właśnie oceniała moje zdolności opieki nad zwierzętami i pokręciła przecząco głową.
— Chciałem położyć go w inne miejsce — powiedziałem zachęcająco, ale nawet to nie podziałało. Isha odwróciła głowę, powiedziała coś do ptaka na tyle cicho, bym tego nie usłyszał i poszła do salonu, gdzie usiadła z nim na kanapie. Ona i gołąb. On siedział na jej kolanach, a ona głaskała go po małej, upierzonej łepetynie.
Stałem chwilę bez ruchu, jak wryty, patrząc na nich tak, jakby nie istnieli i byli tylko wymysłem mojej wyobraźni, aż się nie ruszyłem. Poszedłem do pokoju obok po kocyk i wróciłem do salonu z czymś, co miałoby przypominać legowisko dla gołębia. Niewielkie pudełko wypchane kocykiem, który ledwo co zmieściłem do tego kartonu.
— Możesz go tutaj włożyć. — Postawiłem pudełko na kanapie tuż obok Ishy i czekałem, aż włoży do prowizorycznego legowiska gołębia.
Ptak znowu otworzył dziób, mlasnął nim i spojrzał na mnie małymi, przypominającymi dwa guziki, oczkami.
— Pedro chyba to zaakceptuje — mruknęła niezbyt przekonana, ale podniosła ptaka i ostrożnie umieściła go w kartoniku. Gołąb od razu usadowił się tam, gdzie znajdowała się najgrubsza warstwa koca.
— Dlaczego rozmawiasz z gołębiami? — zapytałem, patrząc na skulonego ptaka. Wyglądał jak kot. Albo jak inne zwierzę, które lubiło się kulić, zmieniając w słodką, puchatą piłeczkę.
Isha omiotła mnie wzrokiem, prychnęła pod nosem i odwróciła głowę. Patrzyła teraz w stronę okna, za którym rozpościerał się widok na miasto, kolorowe światła i małe czarne punkciki zasuwające po chodnikach.
— Mam dość na dzisiaj — powiedziała zamiast tego, za co raczej ją nie winiłem. — Jestem zmęczona i chcę iść spać, dobra? Możesz mnie zostawić?
W pierwszej chwili chciałem odpowiedzieć, że nie mogę jej zostawić bez opieki, ale widząc, jak ponaglająco na mnie patrzy, zaciska zęby, a mięśnie na jej skroni drżą, postanowiłem nie mówić nic więcej. Po prostu wyszedłem z salonu i zniknąłem za drzwiami drugiego pokoju, gdzie znajdowało się moje łóżko wyścielone różową pościelą w serduszka.
 
— Muszę go zabrać.
To było pierwsze, co usłyszałem rano. Isha siedziała z gołębiem na kolanach, a właściwie z kartonem, w którym siedział ptak. Patrzyła sztywno na zwierzę, jakby te właśnie skarżyło się jej na przeokropny ból, bo uszkodzone skrzydło nie wyglądało lepiej. Właściwie, wyglądało tak samo, jak poprzedniego wieczora.
— Aha.
Nawet na mnie nie spojrzała.
— Zabieram to pudełko. — Wstała, łapiąc karton z obu stron, asekurując go tak, by gołąb nie doświadczył żadnych nieprzyjemnych turbulencji.
Patrzyłem, jak przechodzi do korytarza, zakłada buty na nogi i zabiera inne rzeczy, które zostawiła. Gołąb siedzący w pudle na mnie zagruchał.
— Weterynarz? — zapytałem, opierając się o najbliższą ścianę. Przechyliłem głowę i patrzyłem na dziewczynę, która teraz sprawdzała, czy wszystko zabrała.
— A co? Umiałbyś go wyleczyć? — Wydęła wargi, patrząc na mnie spode łba. — Ma uszkodzone skrzydło. Musi obejrzeć go ktoś doświadczony.
— Nie możesz z nim o tym porozmawiać?
Wyglądała na jeszcze bardziej poirytowaną po tych słowach. Złapała za klamkę i pchnęła drzwi; ale zanim zdążyła wyjść, złapałem ją za rękaw koszulki i pociągnąłem. Z kieszeni wygrzebałem małą karteczkę, na której zapisałem swój numer telefonu i wcisnąłem ją Ishy do ręki.
— Jak będziesz coś potrzebować — puściłem do niej oczko — to zadzwoń. Albo napisz. Jak wolisz.
Prychnęła coś w odpowiedzi i trzasnęła drzwiami, zamykając je tuż przed moim nosem.
 
Wiedziałem, że nie napisze. Nie mogłem nawet się łudzić, że w końcu zobaczę na swoim telefonie powiadomienie z obcego numeru, który należałby akurat do Ishy. Postanowiłem więc ją odwiedzić. W pracy. Bo wiedziałem, że tam spotkam ją na pewno.
Wiedziałem też, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać. I że najpewniej wezwie ochronę, kiedy mnie zauważy.
Wszedłem jednak do sklepu z zabawkami, jakbym był zwykłym klientem i jakbym był zainteresowany nową wystawą pluszowych misiów; były ładne, na tyle, że naprawdę zachciałem kupić sobie jednego. Nie mogłem jednak dać się zwieść błyszczącym, sztucznym oczkom i miłemu, miękkiemu futerku. Przyszedłem tutaj w innym celu.
Wałęsałem się między alejkami, szukając dziewczyny, która tamtego wieczoru uratowała gołębia. Nie widziałem jej ani na kasie, ani wśród rozstawionych pudeł, z czekającymi pluszakami na wystawienie. Nie było jej też na zapleczu (nieważne, jak tam wszedłem, drzwi były otwarte) ani w żadnym innym kącie sklepu. Zacząłem podejrzewać, że akurat dzisiaj nie pracuje.
— Ja pierdolę — przeciągłe westchnięcie zatrzymało mnie w półkroku. — Czego ty znowu chcesz?
Odwróciłem się z szerokim uśmiechem. Isha wyglądała na niezadowoloną i zmęczoną; kropelki potu spływały dziewczynie z czoła, jakby oblała się chłodną wodą.
— Chciałem się dowiedzieć co tam u gołębia. — Wzruszyłem ramionami. — Podobno zabrałaś go do weterynarza.
— Tak, ale, kurwa… — syknęła. — Nie musisz mnie szukać. Albo śledzić. Napisałabym.
— Naprawdę? — Uniosłem brwi w zdumieniu.
— Jeśli oznacza to, że nie widziałabym twojego głupiego ryja, to tak, napisałabym.
Parsknąłem śmiechem.
— Bawi cię to? — Złapała mnie za ramię i pociągnęła w stronę zaplecza, do którego niedawno się przypadkiem włamałem. — Nie będę z tobą rozmawiać na środku sklepu. — I pchnęła mnie w kierunku białych drzwi, na których widniał napis „tylko dla pracowników”.
Zamknęła nas od środka, przekręcając mały zamek w lewo.
— Skrzydło jest złamane.
— Nie wyglądało na złamane.
— Dobrze, że nie ty jesteś lekarzem — żachnęła się. — W każdym razie, jest złamane i wymaga leczenia. Skrzydło zostało usztywnione, a Pedro teraz przyjmuje leki przeciwbólowe. Nie smakują mu.
— Gołębie mają kubki smakowe? Powiedział ci o tym?
Zmarszczyła groźnie brwi.
— Tak, mają.
Wypowiedziała te słowa ostro, ale zaraz złagodniała. Mięśnie na jej twarzy się rozluźniły i zamiast wyglądać na rozwścieczoną matkę, to przypominała smutnego szczeniaczka. Zaciskała palce na skrawku bluzki tak mocno, że zaczynałem się martwić, czy zaraz nie porwie przypadkiem materiału nudnej koszulki polo.
— Jeśli to wszystko, to możesz już iść. — Machnęła ręką w stronę drzwi. — Napiszę ci, jak mu się polepszy.
To mi wystarczyło. To naprawdę mi wystarczyło i naprawdę chciałem wrócić do domu. Kiedy jednak chwyciłem za klamkę, pomiędzy nogami przebiegła mi mysz. Mała, czarna myszka. Zniknęła za kartonami wypełnionymi rupieciami, a ja momentalnie zwątpiłem w całe swoje istnienie.
Cofnąłem się, wpadając na Ishę, a ona odruchowo odepchnęła mnie od siebie. Nawet nie czułem, że gubię grunt pod nogami i lecę prosto w kartony. Głową uderzyłem chyba o coś twardego, bo pamiętałem tylko pochłaniającą mnie ciemność.

 Isha?
───
[1115 słów: Dante otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz