ZIMA
Na swoje szczęście, Kuźma tego dnia założyła rękawiczki (to, że miały odcięte końcówki palców można pominąć), więc udaje jej się uniknąć zbyt dotkliwego spotkania z wilgocią, która wciąż dobrze nie wywietrzała z plecaka Ricky’ego. Zamiast zorientowania się, że to jakaś niezidentyfikowana substancja, Kuźma zwala winę na mróz i śnieg, bo gdyby zaczęła wysnuwać dziwne teorie, prędko skończyłaby z paranoją, zwłaszcza w takim towarzystwie.
— Czekaj, bo zamek się tak specjalnie odsuwa… — tłumaczy Ricky, obiema dłońmi chwytając brzeg plecaka, otwierając go z wyraźnym wysiłkiem (zamek nie odsuwa się płynnie, tylko wykonuje ruchy podobne do tych, które wykonywałaby pijana mrówka. Kuźma postanawia tego nie kwestionować). — Już, proszę! — oznajmia z większą dumą, niż można by się spodziewać po tak trudnym wyczynie, jakim jest odsunięcie suwaka.
Dziewczynka pochyla się nad wnętrzem plecaka, ignorując dochodzący z niego gryzący w nos zapach. Przecież każdemu kiedyś zdarzyło się zostawić gdzieś swoje szkolne śniadanie na odrobinę zbyt długo, nie ma co dramatyzować…
— Tylko tyle? — pyta nieco rozczarowana, bo po kreatywnym chemiku spodziewała się zdecydowanie więcej (to wcale nie tak, że ona spakowała nawet mniej rzeczy, a już na pewno mniej przydatnych).
— No… wiesz, trochę na szybko to wszystko organizowałem — tłumaczy się Ricky, uśmiechając się nieco niezręcznie i Kuźma już nie wie, czy jego nagłą utratę pewności siebie powoduje strach przed jaskinią, strach przed nią, czy on rzeczywiście się zawstydził przez swoje nieprzygotowanie i jej oceniający wzrok.
— Może sobie poradzimy — stwierdza wreszcie Kuźma, choć nie brzmi to zbyt entuzjastycznie i pewnie w obliczu ziejącej ciemnością dziury, w którą oboje muszą się wcisnąć. — Wiesz w ogóle, jakie to jest głębokie?
— Eee… chyba nie pamiętam. Słabo widziałem.
— Świetnie — rzuca oschle Kuźma, oświetlając część jaskini w próbach odnalezienia najbezpieczniejszej trasy zejścia na dno. — Najwyżej się połamiemy.
— Nawet tak nie mów! — jęczy Ricky, chowający się za nią, byle dalej od dziury, do której tak czy siak w końcu będzie musiał wejść.
— Mówiłam ci, że się do tego nie nadaję. Zazwyczaj tylko wszystko pogarszam.
— Tak też nie mów!
Kuźma nie ma pewności, czy Ricky strofuje ją, bo martwi się o jej samoocenę, czy martwi się o swoje życie, które nieodpowiedzialnie złożył pod jej opiekę. Dziewczynka wzrusza więc ramionami, sprawdzając wytrzymałość kamieni pod nią. Wiszący na jej ramieniu Ricky nie pomaga, bo mimo że sukcesywnie powoli przesuwają się w dół, to chłopiec opierając się na Kuźmie, utrudnia schodzenie nie tylko jej, ale też sobie, bo jest bliższy zepchnięcia jej z kamieni, niż ustabilizowania się.
Zawsze była świetna w straszeniu ludzi i potęgowaniu ich lęków, z jakiegoś powodu, nieważne czy jej się podobało, czy nie, to przychodziło jej z wręcz przerażającą łatwością. I w tych aspektach jej moce nie są aż tak ograniczone, jak wtedy, gdy musi przeistoczyć czyjś lęk w coś… bardziej znośnego i przyjemniejszego, co nie tylko łączy się z dużym wysiłkiem, ale też z przymusem bycia kreatywnym podczas wymyślania mniej przerażających zamienników, bo robota nie zrobi się sama za półboga. A Kuźmie prawie nigdy nie przychodzi do głowy coś uznawanego za przyjemne na tyle, by rzeczywiście mogła ze stuprocentową pewnością namieszać komuś w głowie i nie spowodować tym czyjegoś zawału serca. Bo jak niby ma zmienić ciemność w coś miłego? Jak silne halucynacje musiałaby narzucić na umysł Ricky’ego, żeby drżące, słabe snopy światła ich latarek rozjaśniły wnętrze jaskini jak rozwieszone na sklepieniu żarówki? Zbyt pewny siebie wszedłby w ścianę, której Kuźma nieopatrznie nie umieściła w jego wizji albo wpadłby do niewidocznej dla jego oczu dziury.
Dziewczynka zaciska zęby i marszczy brwi, na moment przystając na większym kamieniu. (Myśli właśnie o króliczkach beztrosko kicających po soczyście zielonej łące, a w tle widać neonową tęczę).
— Dlaczego stoimy…? — niepewnie pyta Ricky, jego palce zakleszczają się na kurtce Kuźmy. — Coś się sta–... Czemu nagle jest tak różowo?
— Yyy, to chmurki? — mamrocze Kuźma.
— Chmurki?
— No, takie jak w teletubisiach. Co je odkurzaczem wciągali. Jak oglądałeś, to pamiętasz. Kojarzysz. Cokolwiek.
Zdezorientowany i zszokowany Ricky rozgląda się dookoła, nareszcie puszczając Kuźmę. Nawet jeśli uznaje tę nagłą zmianę w swoim otoczeniu za dziwną, nietypową i trochę niepokojącą, to wciąż: na pewno nie za aż tak przerażającą, jak wcześniejszą ciemność. Umieszczenie go w słodkich, różowych oparach to najlepsze, co zdołało wpaść do głowy Kuźmy i… przyznaje przed sobą, że to głupie. Nawet bardzo. Mogła w ogóle niczego nie robić, bo i tak nie wyszło jej to tak, jak powinno (choć nie jest w stanie powiedzieć, jak właściwie „powinno” było jej wyjść).
— To jakieś toksyczne opary? — Ku zdziwieniu dziewczynki, Ricky brzmi mniej na przestraszonego, a bardziej na… zafascynowanego? Lepiej dla niej? Sukces? On jest jakiś dziwny i chyba powinna uciekać?
— Nie wiem. Zbadasz je potem. Teraz idziemy po grzyby.
Po kilku następnych ostrożnych krokach Kuźma jednak stwierdza, że ciągnięcie za sobą otumanionego jej mocą Ricky’ego nie różni się za bardzo od ciągnięcia za sobą przerażonego Ricky’ego i powoli coraz bardziej żałuje swojej decyzji. Co rusz potykają się o własne stopy, Ricky trochę nieobecny i zaintrygowany chmurkami, a Kuźma zbyt skupiona na niepoddaniu się bólowi głowy i nagłej fali zmęczenia. Niesamowicie trudnym okazuje się dla niej skoncentrowanie się na tym, żeby iluzja różowego dymu wokół nich utrzymała się choć do momentu odnalezienia tych przeklętych grzybów i żeby Ricky nie zemdlał jej ze strachu, gdy nagle teletubisiowe chmurki postanowią zniknąć. Ewentualnie to ona postanowi sobie zemdleć, osunie się w jego ramiona jak dama w opałach, a on będzie musiał uratować różową księżniczkę z cukierkowej jaskini, eskortowany przez króliczych muszkieterów…
Podzielenie swojej uwagi na bajkowe iluzje Ricky’ego i szukanie grzybków halucynków powinno być łatwiejsze i mniej zajmujące. Do zapamiętania: częściej ćwiczyć drugi aspekt swoich mocy, bo potem znowu obudzi się z ręką w nocniku i migreną w ciemnej jaskini, zdana tylko na siebie, podczas gdy instynkt samozachowawczy jej partnera wyleciał na Bahamy (Ricky ciągle ją spowalnia, próbując pobrać różową chmurkę do probówki wyciągniętej z kieszeni spodni, a Kuźma zaczyna nastawiać się na tłumaczenie mu, że tej chmurki nigdy tak naprawdę nie było, a on jest jakiś nienormalny, że uwierzył w takie majaki).
Aktualnie wzięcie udział w tej misji Kuźma traktuje jako tendencje masochistyczne, do tej pory głęboko ukryte w jej podświadomości. Albo jako ostateczny test ofiarowany jej od losu do sprawdzenia, jak poradziłaby sobie jako opiekunka pięciolatka.
────
[1015 słów: Kuźma otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz