Latte na owsianym na wynos jedno małe, dwa na miejscu średnie. Pokroić bagiety pod kanapki, zwłaszcza tych w stylu włoskim brakuje. Dosypać ziaren kawy. Opłacić karnet na łucznictwo, kartę miejską… Zmiana w księgarni jutro od 7. Posprzątać kuchnię i drugą kuchnię, tą w mieszkaniu. Americano na miejscu, kto dodaje do americano syropy, przysięgam co za ludzie. Zebrać brudne naczynia. Wydać to latte na wynos…
— Widziałeś może notes szefowej? Zostawiła go gdzieś i zaraz ją chyba coś weźmie… — Wyrwała go z zamyślenia swoim głosem.
— Nie? Ma go zawsze w torbie, kiedy wchodzi i wychodzi z pracy, lub leży na jej biurku. Gdzie już szukaliście? — Docisnął pokrywkę kubka wielorazowego. — Małe latte na wynos z syropem czekoladowym!. — Studentka, do której zamówienie należało, zabrała kubek.
— No właśnie w biurze, w torbie, po płaszczach na wieszaku, szukamy po kuchni. Jest tam przepis specjalny na ten sezon… Niby można wziąć coś innego, tyle że było straszne zainteresowanie tą nową kawą. Ech pechowy dzień…— Ellie marszczy nos, co znaczy, że jest niedobrze… nawet bardzo.
— Jak ruch trochę spadnie, to pomogę szukać, rób dwa średnie latte na wynos, jedno z syropem waniliowym, drugie bez żadnego, mleka standardowe. — Złapał się za krojenie bagietek. Miał ostatnio tyle na głowie, że zapomniał o tym nowym przepisie specjalnym. Gdzie szefowa mogła zostawić ten notatnik? Skoro już go tak poszukiwali a nadal nic?
Jak obiecał, tak zrobił. Wziął przerwę, by na spokojnie się poruszać po lokalu. Oby miał potem czas zjeść coś, po znalezieniu poszukiwanego zeszytu. Gdzie oni mogli nie szukać, a mógłby być? Przestawił sobie drabinkę z jednego regału na drugi i zaczął szukać. Przy okazji przejrzy, czy jakichś książek nie trzeba wymienić, bo klienci je zalali w trakcie czytania lub grzbiety już nie wytrzymywały. Nawet stan tych tomów nie był aż tak zły, no i mógł je lepiej ustawić, bo znowu się przemieszały.
— Doros? Co ty znowu robisz? Mieliśmy układać dopiero po weekendzie te książki. — Ellie zaskoczyła go, mały cud, że nie spadł z drabiny. Spojrzał na nią i jej dalej zmarszczone brwi.
— Szefowa czasami dokłada książki ze swojego gabinetu na półki prawda? Co jak przez przypadek poszukiwana notatka też się tam znalazła? Jej notatnik nie ma przecież spirali, tylko zwykły grzbiet. — Wrócił do przeglądania półek.
— Ech nie wiem, chociaż jest to opcja. Ty się skup na półkach, a my jedziemy z resztą lokalu. Marcy poszła też do siebie do mieszkania, jakby jednak tam zostawiła. — Baristka wróciła do swoich zadań i zostawiła jeno samo.
Tą można wziąć do domu i po zmianie podkleić, potraktować jak w introligatorni. Ta by lepiej jakby stała obok reszty serii. No i seria razem, ten rytm tekstury ich okładek, szorstkości tytułów przeplatanej resztą tak gładką na ilustracji. Do tego kolorystycznie tworzą gradient z akcentami srebra, ślicznie to do siebie pasuje. Grzbiet do grzbietu, do grzbietu. Miękka okładka do twardej. Symfonia gatunków alfabetycznie ułożonych. Kolejna do podklejenia. Oj…tej to nową okładkę już lepiej zrobić… zszyć od nowa też, ale będzie warto.
Stosik książek do podklejenia stopniowo rósł, nie że robił się ogromny, najwięcej do podreperowania na półkę to były 3 egzemplarze. Drugi regał podtrzymywał te statystyki jako aktualne, do tego wyglądał tak ślicznie półka po półce. Gatunki do gatunków, serie do serii, układ idealny. Zatrzymał się nagle na niezbyt grubej książce bez tytułu na grzbiecie. Okładka też była wytarta. Jej wzór nic nie mówił… Otworzył na stronę tytułową pełen nadziei i… bingo! Notatki szefowej i po nastu stronach puste kartki. Wbiegł na zaplecze od razu. Po rozwiązaniu sytuacji wrócił do pracy, na szczęście bez innych ewenementów w trakcie zmiany. A, no i zdążył zjeść ten lunch.
───
[590 słów: Apollodors otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz