WIOSNA
Ah. Lato i wakacje.
Chociaż dzieciaki miały wolne od szkoły, to dorabiająca sobie na boku w Starbucksie Violet, miała okazję wziąć większy etat na czas wakacji. Czy się cieszyła? Trudno powiedzieć. Na pewno była odciążona od widoku Aubrey, która zwolniła się tuż po imprezie pracowniczej. Przynajmniej nie będzie jej przypominać o tym, jak bardzo zepsuła, a o niezręcznej atmosferze zapewne nie trzeba wspominać. Mogła również zarobić więcej pieniędzy, co będzie krokiem do przodu ku oszczędzaniu na collage. Ale powiedzmy sobie szczerze - kto normalny lubi swoją pracę? Na pewno nikt, kto pracuje w obsłudze klienta.
Warunki pracy były wystarczające, ani nie sprawiała problemu ani szefostwu, ani ekipie współpracowników. Świetnie się dogadywała ze współpracownikami, managerami, a przygotowywanie posiłków nie było uciążliwym zadaniem. Jednak istniał taki rodzaj klienta, który potrafił rozwalić humor na cały dzień, a trafiało się takich conajmniej kilku na jedną zmianę. Powstało aż bingo z opisami typowych problemów z ludźmi, które można nabyć w pokoju socjalnym (po ostatnim audycie opiekunka regionalna kazała im to wyrzucić, jednak ekipa zdaje się zbyt dobrze bawić, aby to zrobić). W każdym razie, to wystarczyło, aby wzbudzić niechęć do przebywania w tym miejscu; niezależnie od tego, jak obszerna jest paleta zalet.
Na całe szczęście, nie był to zbyt wymagający dzień. Owszem, pogoda aż wzywała do wypicia frappe w klimatyzowanych czterech ścianach, jednak najwidoczniej nie u nich. Zresztą na tej samej ulicy można naliczyć aż pięć Starbucksów, zaś o innych kawiarniach nie wspominając. Taka cisza przed burzą była u nich, jak najbardziej możliwa.
Heroska wykonywała pierwszą kawę tego dnia, kiedy swoją zmianę zaczęła zaledwie godzinę wcześniej. Było to najzwyczajniejsze frappe latte z syropem waniliowym. Nie żałowała lodu w szklance w gotową bazą espresso i z finezją wlewała kapkę syropu. Miała czas, zdecydowanie zbyt wiele czasu. Na końcu nalała schłodzone mleko - ot taka filozofia. Kawa została podana z uśmiechem, tak samo została przyjęta z uśmiechem. Idealnie.
W tle Ezra czyściło szyby wystawki od zewnątrz. Pozbyło się dziecięcych paluchów, które oblepiły szło, choć dzielnie walczył ze smugami, które na nim pozostały, acz środki czystości w tej firmie wołały o pomstę.
— Że tobie się chce… — mruknęła do niego, widząc jego odwagę i determinację.
— Staram się, ale zaraz rzucę to w piz… — półboszcze odburknęło i spojrzało na dziewczynę, która właśnie trzymała kolbę jednego ze sprzętów do opróżnienia. — Właściwie, mogłabyś odkamienić ten ekspres. Nie był czyszczony od wieków.
— Jasna sprawa.
Właściwie, jednym z przyjemniejszych elementów odkamieniania ekspresu było rozebranie go na części i wrzucanie je do zmywarki. Zaczęła ten proces powoli - naprawdę, nikomu się nie spieszyło, tym bardziej kiedy zobaczyła, ile zebrało się pod sprzętem starych, mokrych fusów od kawy zapuszczające się od… cholera wie kiedy, lecz zdziwiła się, że jeszcze nie wyszedł z nich jakiś potwór nazywający ją mamą.
Odwróciła się w kierunku kas, tylko dlatego, że miała przeczucie, że ktoś za nią stoi i miała rację. Stała tam kobieta z głową podniesioną do góry. Miała pod pachą małego psa, choć Violet zastanowiłaby się dwa razy czy to na pewno nie aby największy na świecie szczur. Laska była wymalowana, jakby desperacko próbowała odmłodzić się ze stu lat na co najmniej pięćdziesiąt, ale nie wychodziło jej to. W dodatku nie szło zauważył jej szponów jak u harpii. Wydawałoby się, że idzie po rekord Guinessa na najdłuższe paznokcie na świecie.
Wokoło niej rozkręcała się aura niecierpliwości. Kiedy Violet poszła umyć ręce, poczuła, jak czerwony ognik za klientką zwiększa swój żar - kończy jej się cierpliwość, jednak procedury to procedury, a rączki musiały być czyste.
— Witamy w Starbucks. W czym mogę pomóc? — Tym razem nie uśmiechała się. Wiedziała, do czego to zmierzało i była gotowa na trochę zabawy. Ciekawe dokąd poszedł Ezra, że jej nie zawołało…
— Wolniej się nie dało?! — warknął babsztyl.
— Akurat zamknęłam oczy z tyłu głowy — Po tylu miesiącach pracy udało jej się uodpornić na tego typu klientów, a nawet popracować nad odpowiednią taktyką na nich. Zero emocji i zabawne teksty. — A więc? Co dla Pani?
— Ale tu brudno… — Wzrok przedstawicielki rasy Karen zatrzymał się na ekspresie do kawy, który właśnie Violet czyściła.
— Tak, pracuję nad tym. To co podać?
— Sanepid powinien na to zerknąć.
Cholera, gdzie jest Ezra? Rozmawia się z nią jak ze ścianą…
— Wszyscy to mówią — Nie wiedziała, skąd wzięła ten tekst. Prawdopodobnie z chęci przegonienia pani Karyny z lokalu. — Mogę polecić chłodną latte, oczywiście zrobioną w drugim, czystszym ekspresie.
— I pani ma czelność proponować mi kawę kiedy macie tu tak zasyfiały lokal? — spytała oburzona, tak głośno, że garstka gości, które już sączyło kawę na miejscu spojrzała w jej kierunku. Przynajmniej wreszcie do niej dotarło to pytanie.
— Taka moja rola, proszę pani — Dziewczyna westchnęła. — Serwować kawę i w ogóle.
— Akurat jesteśmy ulubionym lokalem nowojorskiego sanepidu — Nagle z zaplecza wyłoniło się Ezra, trzymając jejgo ulubiony środek do sprzątania wszystkiego. — Jeśli przyszła tu pani po kawę, to proszę zamawiać, a jeśli postraszyć sanepidem to też się cieszymy.
— Dzięki, stary — mruknęła Violet. — Ale bingo jest moje.
— Jesteście nieprofesjonalni! — burknęła osoba za ladą. — Brudny lokal, zero skrupułów i bezczelne teksty i do tego nieprofesjonalna aparycja, jak u szatanistów! Może wy jesteście te elgiebety? Muszę porozmawiać z waszym kierownikiem.
— Oho — Oboje doskonale wiedzieli, co znaczy rozmowa ze Steph.
— Idę po Steph — Ezra ruszył w kierunku zaplecza, zaś Violet ledwie powstrzymała śmiech. Doskonale wiedziała, że lada chwila babka przegra bitwę, którą sama wywołała. Oczywiście, zostało to zauważone, ale pani Karyna nic nie powiedziała na to.
— Co tam, misiaczki? — Jest i ona - Steph. Nic nie zniszczy jej melodyjnego humoru. Oto największy koszmar pań uwielbiających zdanie “chcę rozmawiać z kierownikiem”. Kiedy kierownik sam jest młodym punkiem…
— P-pani pracownicy chcą w-wydać mi b-brudną kaw… — Zemdlała. Violet wiedziała, że tak będzie i czuła się bardzo rozbawiona faktem, że właśnie odtworzyli jednego z najbardziej popularnych memów, jakie kiedykolwiek powstały. Mimo to podeszła do klientki, chcąc sprawdzić, czy wszystko okej. Była przytomna, lecz majaczyła coś o Jezusie, Bogu i przekleństwie “tych całych elgiebetów”.
— Słuchajcie, nie mam pojęcia co jej zrobiliście, ale idę wezwać karetkę — oznajmiła Steph.
Ezra westchnął, ale postanowił wrócić do pracy. Nie trzeba było zgadywać, że robienie problemów z niczego i (prawdopodobnie) homofobia nie ruszały go od dawien dawna.
Ezra?
────
[1000 słów: Violet otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz