Lynn postanowiła nie podnosić już wzroku. Intensywnie wpatrywała się w czubki swoich butów, w drobinki śniegu na nich, pojedyncze śnieżynki spadające na ziemię dookoła. Padało wcześniej, może tego nie zauważyła? Chciałaby zamienić się miejscami z jedną taką śnieżynką. Na przykład taką, która właśnie opadła jej na nos - parę kryształków, z których się składała, rozpłynęły się po cichu, bez zbędnych słów i pytań.
Kiedyś na drzewie, pod którym stała, zobaczyła z Nalinem gniazdo ptaków. Najpierw usłyszeli kwilenie, potem trzepot skrzydeł rodzica powracającego do młodych. Przez całą wiosnę obserwowali, jak młode dorastały, uczyły się latać. Nie potrafiła sobie teraz przypomnieć ich upierzenia, choć inne fragmenty tego wspomnienia były aż nazbyt wyraźne, jak śmiech jej brata. Może były białe, tak jak ten tutaj, na ramieniu chłopaka?
Odpowiadała Kalowi prawie bełkocząc, sama nie rozumiała słów, jakie wychodziły jej z ust. Gubiła się. Ten kamień, ten konar, ten wystający korzeń, czy śniegu przybywało? Skierowała twarz w górę i zamknęła oczy, płatki topiły jej się na twarzy, zaczęło kręcić się jej w głowie, ale nie, nadal miała utkwione oczy w bucie. Może w ogóle nie padał śnieg?
Wydaje się, że udało jej się unikać kontaktu wzrokowego z chłopakiem, czy słyszy nadal jego głos? Ile czasu minęło od jego ostatnich słów, bo chyba coś jej odpowiedział, prawda…
Panowała niezręczna cisza, ale od jakiego czasu? Lynn zaczęła się leciutko kiwać i przeniosła oczy na drugi but.
Gołąb zatrzepotał skrzydłami, i był to sygnał zarówno dla Kala, jak i Lynn. Sytuacja tak niezręczna, że gołąb podejmuje próbę jej ratowania.
— A ty? Często tu przychodzisz?
Lynn mruga, i powoli zaczyna unosić wzrok. Czy często…
— Nie — zaczyna zdecydowanie, ale to zdecydowanie szybko ustępuje. Była tu kiedyś wydeptana ścieżka, do kamienia, na którym codziennie siedziała. Czy nadal tu jest? Nie mogła tego ocenić przez śnieg, ale kiedy mruga, widzi ją bardzo wyraźnie.
— Tak — nie, to też nieprawda — Znaczy, wolę nie.
Odpowiedź jest niejasna i prowokuje kolejne pytanie — całkiem słuszne. Dlaczego właściwie tu przyszła? Uporczywie zadaje je sobie od chwili, kiedy zorientowała się gdzie nogi ją przyniosły. Oczywiście, zna powód, powody, całą masę powodów. Otaczają ją, przytłaczają ale nigdy nikomu o nich nie mówiła. Nigdy nikt nie pytał się jej o nic takiego. Po śmierci brata nikt nie pytał się jej, jak się czuje; a może to Lynn wcześniej skutecznie obroniła się przed otrzymaniem wsparcia w możliwej kryzysowej sytuacji - przez swoje odizolowanie od świata? Zawsze miała Nalina, a on ją - i płakała niezliczone noce nad tym, że nie było to wystarczające. I że zorientowała się o tym za późno. Dlaczego tu wróciła?
— Ja… yyy, po prostu… poczułam, że, tak jakby, potrzebuję tu przyjść.
Gardło ścisnęły jej łzy, a może to po prostu mróz. Zamrugała, obraz jej się rozmył, ale to też mógł być mróz. Spróbowała jeszcze raz otworzyć usta, coś wytłumaczyć. Słowa, których nigdy nie wypowiedziała, cisnęły się jej na usta. Próbowała już chyba wszystkiego możliwego, żeby poradzić sobie z dziurą w sercu większą od niej i rozmiarów Nalina. Może jak to powie, zrzuci to z siebie… co innego jej zostało?
— To jest żałosne. Chyba nie zostałaś stworzona do rozmawiania z ludźmi.
Lynn poluzowała więzy szalika, może to on tak ściskał jej gardło.
— Chyba wiem, do czego zostałam stworzona. Przynajmniej… kiedyś na pewno wiedziałam, przez całe życie czułam, że wypełniam swoje przeznaczenie, choć nie było to łatwe. Miałam.. — jednak nie był to szalik. Głos zaczął jej się łamać. — Miałam nadzieję, że kiedyś doświadczę szczęścia, choć nie miałam pojęcia, jak ono może wyglądać. Skupiłam się tym, żeby przeżyć, osiągnąć cel.
Kal?
────
[576 słów: Lynn otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz