czwartek, 15 maja 2025

Od Ishy — „I want the things that I had before"

To nie tak, że się nie starała — że po ostatnim zerwaniu rzuciła wszystko w cholerę i zeszła ze sceny randkowania. No dobrze… może trochę tak było. Przez kilka miesięcy nie miała siły ani ochoty nawet myśleć o kimkolwiek nowym. Odrzucała każdą próbę zainteresowania, zamykała się w sobie i tłumiła wszystko, co kiedyś sprawiało, że jej serce biło szybciej. Samotność na początku wydawała się ulgą. Cisza była lepsza niż zawód, a puste łóżko mniej bolało niż czyjaś nieobecność.
Ale z czasem zaczęło ją to przytłaczać. Pustka w mieszkaniu była zbyt głośna, zbyt wymowna. Powroty do domu przestały być odpoczynkiem, a stały się przypomnieniem, że nie ma komu powiedzieć: „hej, już jestem”. Czasem gotowała dla dwóch osób z przyzwyczajenia, a potem siedziała przy stole z jednym talerzem, jakby ta druga osoba miała zaraz wrócić. Ale nie wracała.
Gadanie terapeutki — o otwartości, o drugiej szansie, o tym, że związek to nie zawsze porażka — początkowo frustrowało. Brzmiało jak frazesy z poradnika, który miała ochotę spalić. A jednak... coś w niej drgnęło. Może to był impuls. Może potrzeba ciepła. A może po prostu miała dość wieczorów, które kończyły się rozmowami z sufitem i własnym lękiem.
Postanowiła, że spróbuje. Jeszcze ten jeden raz. Nie dla terapeuty, nie dla spełniania cudzych oczekiwań — dla siebie. Miała świadomość, że może nie wyjść, że może znów się sparzyć. Ale obiecała sobie, że jeśli to będzie porażka, to ostatnia. I wtedy… już nic. Będzie żyła sama, spokojnie, bez zbędnych prób i złudzeń.
Sprzęt od Elio działał, czasem miewał swoje humorki ale najważniejsze, że działał a na pewno lepiej, aniżeli zwykłe telefony, których próbę użytkowania mogła sobie w dupę wsadzić. To dzięki przyjacielowi zawdzięczała to, że może pobrać aplikację randkową, choć nie była dobra w ich używaniu. W rzeczywistości nie wiedziała nawet, co napisać w swoim profilu. Przecież „lubię książki i koty” brzmiało jak wpis z gimnazjalnego zeszytu, a „szukam czegoś prawdziwego” było zbyt nagie, zbyt szczere. W końcu skleiła kilka zdań, bardziej przypadkowych niż przemyślanych, i nacisnęła „opublikuj”, odkładając telefon na bok.
Czy zapomniała o istnieniu tego konta, głównie dlatego, że pochłonęła ją praca? Oczywiście, że tak. Czy miała przez to kilkanaście wiadomości, które zaczęły się słodko a z biegiem czasu, jak nie odpisywała, zmieniły się w niemiłe, wulgarne teksty? Może. A nawet jeśli niektóre z nich nie były bezpośrednio obraźliwe, to ten rosnący ton pretensji, rozczarowania i urażonej dumy dawał jej do myślenia.
Szczerze mówiąc, pierwsze wiadomości przyszły szybciej, niż się spodziewała. Aplikacja nie zdążyła się jeszcze dobrze rozgrzać, a Isha musiała przebrnąć przez kilkanaście powiadomień. Nic wielkiego — kilka klasycznych:
„Hej, jak mija dzień?”,
„Ładny uśmiech”,
„Co robisz w weekend?”,
„Lubisz spaghetti czy sushi?”
Niektóre z nich ignorowała bez większego zastanowienia, inne czytała po kilka razy, jakby próbowała z ich literek wyłuskać jakikolwiek cień szczerości. Wysłuchiwała tych słów w głowie, powoli, badając ton, jakby szukała w nich czegoś więcej niż flirtu na jedno popołudnie. Jakiegoś śladu autentycznego zainteresowania — a nie tylko pragnienia zdobycia czyjegoś ciała i zniknięcia.
Jedna wiadomość, pamiętała wyraźnie, zaczynała się od: „Hej, może powinniśmy razem uciec gdzieś, zanim świat znowu zwariuje.” Na moment się uśmiechnęła. Miała nawet ochotę odpisać. Ale potem przyszło kolejne powiadomienie od tej samej osoby — mniej poetyckie, bardziej nachalne. I coś w niej się zamknęło. Nie wiedziała, czego dokładnie szukała. Może trochę bliskości, może poczucia, że nie jest już samotną wyspą pośród oceanu przypadkowych rozmów.
Od tego tego natłoku zaczęła ją nawet boleć głowa, choć sama — z własnej, nieprzymuszonej woli — wkopała się w to całe przedsięwzięcie. Przecież to był jej pomysł, jej decyzja, jej chęć, by jeszcze raz dać sobie szansę. A jednak... miała ochotę rzucić telefon w kąt i zapomnieć, że kiedykolwiek pomyślała, że znajdzie cokolwiek wartego uwagi wśród tych wszystkich „hej, co tam?” i „lubisz Netflixa?”
Przesunęła ekran w bok, jakby chciała uciszyć powiadomienia. Jej palec zawahał się jednak na sekundę. I wtedy — zupełnie niespodziewanie — pojawiło się kolejne okienko czatu. Nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak. Po prostu: nowe imię, nowa twarz, nowy początek. A pod nim... trzy kropki.
Te trzy kropki poruszały się w rytm wstukiwanego na klawiaturze tekstu, jakby ktoś po drugiej stronie naprawdę się zastanawiał, co powiedzieć. Nie rzucał pierwszego lepszego banału, nie wklejał wiadomości z szablonu. Po prostu... pisał. I z jakiegoś powodu, właśnie to przyciągnęło jej uwagę.
Zatrzymała się. Nacisnęła czat. Nie miała wobec tego żadnych oczekiwań. Może była już na tyle zmęczona, że właśnie to — brak oczekiwań — sprawił, że tym razem coś poczuła. Delikatne ukłucie zaciekawienia. Maleńką iskrę. I pomyślała, że jeśli to okaże się kolejnym rozczarowaniem, to trudno. Ale jeśli nie... to może właśnie te trzy kropki coś zmienią.
Wiadomość, która w końcu pojawiła się pod trzema kropkami, była prosta, ale inna niż wszystkie poprzednie:
„Nie wiem, czy to dobry początek, ale... masz spojrzenie kogoś, kto dużo czuje, nawet jeśli nie mówi wszystkiego od razu.”
Isha uniosła brwi. Nie był to komplement o uśmiechu, ani pytanie o ulubiony serial. Przeczytała to zdanie kilka razy, zanim w ogóle odpowiedziała. Sama nie wiedziała dlaczego – może właśnie przez to jedno zdanie poczuła się... zauważona?
Rozmowa potoczyła się zaskakująco naturalnie. Dziewczyna — miała na imię Sophia — miała w sobie coś lekkiego, ale uważnego. Pytała o książki, ale nie udawała, że zna tytuły. O muzykę, ale nie wciskała swojej playlisty. O emocje, ale bez nachalności. Isha powoli zaczęła łapać się na tym, że czeka na wiadomości od niej. Że wraca do aplikacji, nie po to, żeby przeglądać, ale żeby rozmawiać. Tylko z nią.
Po kilku dniach pisania spotkały się — najpierw na kawę, potem na spacer. Sophia miała lekki śmiech i trochę zbyt ironiczny ton, ale Isha się śmiała, może bardziej, niż powinna. Z każdą kolejną randką otwierała się bardziej, pozwalała sobie czuć, chociaż po ostatnim rozczarowaniu przysięgała, że nie będzie już tego robić tak szybko.
Trzecie spotkanie — wieczór, wino, kilka gestów za dużo, czułe spojrzenia, niepewne dotknięcia dłoni aż ostatecznie… pocałunek, który zakończył się w objęciach miękkiej pościeli. Później kolejny, tym razem bardziej namiętny, gdy się żegnały, to właśnie ten pocałunek był tym, o którym Isha nie była w stanie zapomnieć. Co jakiś czas dotykała opuszkami palców swoich ust, by upewnić się, że to wszystko jest prawdą.
A potem... nic.
Dzień ciszy, który półbogini zrzuciła na zapracowanie, przecież obie były dorosłe, miały też własne życia. Zaczęła się martwić, gdy dzień zamienił się w trzy a one w… tydzień. Jej wiadomości były ignorowane, bo przecież to nie tak, że Isha czekała aż Sophia sama napisze, starała się wyjść z inicjatywą. Aż w końcu, gdy Isha zapytała, co się dzieje — czy coś się zmieniło — Sophia odpisała krótko, jakby to nic nie znaczyło:
„Wiesz... to nie dla mnie. Byłam po prostu ciekawa, jak to jest z kobietami.”
Czytała to zdanie wiele razy. Jakby z każdym razem miało przestać boleć.
I na szczęście powoli przestawało. Nie dlatego, że jej nie zależało a dlatego, że zaraz jednak miejsce bólu zajęło nowe uczucie, które jeszcze nie miało okazji towarzyszyć jej przy odrzuceniu - złość, wręcz czysta, niepohamowana wściekłość, przez którą Isha miała ochotę napisać do kobiety całą litanię niewybrednych słów, a tylko dzięki zdrowemu rozsądkowi jeszcze tego nie zrobiła. Jej palce energicznie stukały w klawiaturę telefonu, co jakiś czas kasując napisany tekst, jakby uważała, że nie jest odpowiedni, by został uznany za ostatnią wiadomość do Sophii.
“Dziękuję, kurwa, za zrobienie nadziei, wykorzystanie i ghostowanie :)”
Kiedy uznała, że wiadomość ma odpowiedni ton, kliknęła wyślij. Bardzo szybko dostała odpowiedź, krótkie i bezpłciowe “Wybacz”, które zdaniem Ishy mogła sobie wsadzić w dupę. Emocje były naprawdę dziwne, z jednej strony wiedziała, że powoli łapie ją zauroczenie w stronę kobiety a jednak… wystarczyło coś takiego, by była w stanie, pod wpływem emocji, napisać jej słodko-gorzkie spierdalaj.

────
[1253 słowa: Isha otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz