A więc historia Inez zaczyna się bardzo traumatycznie...
Ha! Mam was! Jeśli myśleliście, że tak zacznę tę opowieść to się grubo mylicie. Inez narodziła się jako pierwsze i ostatnie dziecko Manon i Joaquin Calva. A przynajmniej czysto teoretycznie, bo przecież matką Inez jest boginia Arcus. Młoda para nie mogła się jednak długo nacieszyć dzieckiem, gdyż obojga rodziców zmarło niedługo po jej urodzeniu. Dziewczyna do dzisiaj nie zna okoliczności. Ba! Nie wie nawet, że jej adopcyjna rodzina nie jest tą prawdziwą. Znaczy… nie wiedziała dopóki, dopóty nie skończyła dwunastu lat. Wtedy odkryła, że jej ojciec miał romans z boginią. W sensie nie ten ojciec, ale… nieważne, rozumiecie o co mi chodzi.
Jako, że rodziny dość często chcą adoptować małe dzieci, niedługo po skończeniu roku trafiła do dwójki, nieco starszego już małżeństwa. Alejandro i Olivia Velez zawsze marzyli o dziecku, ale niestety nigdy nie mogli mieć swojego, odkąd okazało się, że mężczyzna jest bezpłodny. Zaadoptowali więc małą francuzko-meksykankę. Na ich szczęście okazało się, że dziewczynka urodą wdała się w biologicznego ojca, a jako że Alejandro także był meksykaninem... cóż nic nie wskazywało na to, aby w najbliższym czasie wyszło na jaw, że dziewczyna jest adoptowana.
Przez pierwsze sześć lat swojego życia mieszkała w Hiszpanii, a więc naturalnie mówiła po hiszpańsku, jednak używała także niemieckiego, gdyż jej mama urodziła się w Szwajcarii. Rodzice chcieli nauczyć ją mówić także po angielsku, ale mała Inez nie wydawała się być tym zainteresowana. Gdy małżeństwo próbowało tylko powiedzieć do niej choć zdanie w tym języku, tupała zdenerwowana nóżkami i mówiła "Nie! Przestań! Przestań! Nie chcę tego słuchać!”.
Mimo to była bardzo pozytywnym i radosnym dzieckiem. Ciekawa świata, przez cały czas zadawała miliony pytań, a jej rodzice borykali się z odpowiedziami. "A po co to?”, “A dlaczego tak?" – skąd mieli to wiedzieć? Jednak nigdy nie tracili cierpliwości do swojego dziecka, zawsze spokojnie tłumacząc najlepiej jak mogli.
W tym domu było widać czystą miłość. Na każdym kroku okazywano ją gestami albo słowami. Przytulanie i całowanie w czoło było na porządku dziennym, a także ciche – lub głośne – “kocham cię”, nieważne czy to w domu, czy w miejscu publicznym. Nie wstydzili się miłości jaką darzyli swoje dziecko, a ono odwdzięczało się im tym samym. Rodzina jak ze snu, nieprawdaż? Tyle, że to nie był sen, to naprawdę było życie i Inez nie mogła trafić na lepszą rodzinę niż ta!
Kiedy zbliżały się jej ósme urodziny postanowili się przeprowadzić. Trzyosobowa rodzina jako swój dom wybrała San Francisco. Choć Velez miała w Hiszpanii sporo przyjaciół, nie buntowała się przeciwko temu. W końcu gdzie jej rodzina, tam i jej dom.
Miasto było piękne i dziewczynie naprawdę się podobało. Jako, że nie dość płynnie mówiła po angielsku, miała problem, by rozmawiać z ludźmi. Mimo to zyskała dużo przyjaciółek i przyjaciół, a dzięki temu zaczęła się chętniej uczyć języka! Mogłoby się wydawać, że jej życie będzie usłane różami: piękne, z wspaniałą rodziną i przyjaciółmi. Jednak jak to ktoś kiedyś powiedział "ludzie to suki".
Gdy skończyła jedenaście lat kilka nowych osób doszło do jej klasy, a także część przeniosła się do innych szkół. Wiecie jak to się skończyło? Zaczęto śmiać się z dziewczyny przez jej akcent i trudność w wysławianiu się. Pomimo znacznej poprawy w mówieniu, dzieciom nie podobało się, że pochodzi z Hiszpanii. Nie pomagało nawet, gdy broniła się, że przecież jej tata pochodzi stąd, a mama ze Szwajcarii, więc Inez nie jest Hiszpanką. Wręcz przeciwnie: to pogarszało – już i tak – słabą sytuację. Śmiano się z niej, że jest "mieszańcem".
Pamięta te czasy jak przez mgłę. Kiedy płakała całe noce w poduszkę albo w ramiona mamy. Gdy rodzice chcieli zgłosić to do dyrekcji, błagała ich, aby tego nie robili: "co sobie o mnie pomyślą?". Wtedy odwrócili się od niej przyjaciele, a ci, którzy z nią zostali, traktowali ją jak śmiecia. Jednak dziewczyna nigdy nie myślała o nich źle. Czuła, że to ona zawiodła, że to ona jest powodem wszystkich problemów. Po latach nie pamięta już tych zdarzeń zbyt dobrze. Właściwie to czasami ma wrażenie, że nic z tego się nie wydarzyło, choć cichy głos z tyłu głowy mówi jej wciąż, że wszystko może się powtórzyć. Dlatego, gdy okazało się, że jest córką bogini, a także spędzi większość swojego życia w obozie, postanowiła zmienić swój wygląd. Ścięła włosy, zrobiła kolczyki. Chciała się pokazać z kompletnie innej strony. Jak rodzice mogli się na to nie zgodzić, skoro to ich ukochana, jedyna córeczka?
Velez zawsze czuła się inna od rówieśników. Wiele rzeczy, które były dla nich proste, wydawały się jej skomplikowane. Jednakże działało to też w drugą stronę: to, co było trudne dla innych, nie sprawiało jej problemów. Oczywiście, wieść o tym, że jest półbogiem była szokująca dla niej i po prawdzie – dla jej rodziców również. Czasami dziewczyna chciała dopytać ojca, jak to się stało, że poznał Arcus, jednak mężczyzna zawsze ucinał temat, a ona grzecznie przestawała węszyć. Końcowo, po dziś dzień żyje w przekonaniu, że wcale nie jest adoptowana…
───
[811 słów: Inez otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz